Bolków, Chocianów, Chojnów, Gaworzyce, Głogów, Grębocice, Jawor, Krotoszyce, Kunice, Legnica, Legnickie Pole, Lubin, Męcinka, Miłkowice, Mściwojów, Paszowice, Pielgrzymka, Polkowice, Prochowice, Przemków, Radwanice, Rudna, Ruja, Ścinawa, Wądroże Wielkie, Zagrodno, Złotoryja

Organizacja wyborów w maju jest niebezpieczna i krótkowzroczna

Sondaże wyraźnie wskazują, kto jest liderem wyścigu prezydenckim, ale rosną wątpliwości co do przeprowadzenia wyborów 10. maja. Rządzący i opozycja, mają w tej sprawie zupełnie inne zdanie. Na temat: wyborczych scenariuszy, prowadzenia kampanii bez spotkań z wyborcami, przełożeniu sytuacji gospodarczej na bieżącą politykę, czy zaufaniu do klasy politycznej w „czasie zarazy”, rozmawiam z doktor habilitowaną Marzeną Cichosz, politolog z Instytut Politologii Uniwersytetu Wrocławskiego, ekspertką z zakresu marketingu politycznego.

Organizacja wyborów w maju jest niebezpieczna i krótkowzroczna

Miłosz Kołodziej: Pierwsza tura wyborów samorządowych we Francji wywołała gigantyczną dyskusję i uzasadnione podejrzenia, że sytuacja epidemiologiczna została, przez nie, znacznie pogorszona. Dziś wiemy, że drugiej tury wyborów w terminie, nad Sekwaną, nie będzie. Także inne kraje zdecydowały na przełożenie elekcji. Jakie dostrzega Pani przesłanki, aby wybory w Polsce odbyły się w wyznaczonym terminie, co przemawia za ich przełożeniem?

dr. hab. Marzena Cichosz: Za obroną majowego terminu wyborów prezydenckich stoi, moim zdaniem, tylko jedna przesłanka – wzmocnienie pozycji lidera, czyli Andrzeja Dudy w stosunku do innych kandydatów. Prawdopodobnie, gdyby wybory odbyły się w maju, urzędujący prezydent by w nich wygrał, przynajmniej tak wynika z dzisiejszych sondaży. Oczywiście, zwolennicy przeprowadzenia wyborów w maju b.r. powołują się na względy formalno – prawne, przede wszystkim na fakt, że nie został ogłoszony stan nadzwyczajny. Bowiem jedynie w sytuacji stanu nadzwyczajnego termin wyborów powszechnych musi zostać przesunięty.
Problem polega na tym, że my faktycznie żyjemy już w stanie nadzwyczajnym. Mamy zagrożenie masowym występowaniem chorób zakaźnych ludzi, zostały wprowadzone ograniczenia naszych praw i wolności, nie możemy swobodnie się przemieszczać, jest obowiązek poddania się kwarantannie, zawieszana jest działalność przedsiębiorstw itd. Pytanie, czy możliwe jest zorganizowanie wyborów w takiej sytuacji, skoro tylko do pracy przy ich organizacji potrzebna jest armia ludzi?! I to już, teraz. Do 5 kwietnia b.r. trzeba wyznaczyć obwody głosowania, w tym – obwody w szpitalach. Do 10 kwietnia trzeba znaleźć ponad 200 tys. osób chętnych do pracy w obwodowych komisjach wyborczych, do 19 kwietnia – powołać obwodowe komisje wyborcze. Te wszystkie działania musiałby być wykonane tuż przed, albo, jak wynika z zapowiedzi Ministra Zdrowia, w szczycie zachorowań na koronawirusa. A to tylko część trudności jakie musiałyby być pokonane. Kolejne wiązałyby się z zapewnieniem bezpieczeństwa głosującym i członkom komisji wyborczych. Trzeba by było umożliwić głosowanie chorym przebywającym w szpitalach, także tych zakaźnych. Dlatego uważam, że organizacja wyborów teraz, to niebezpieczne i krótkowzroczne igranie ze zdrowiem i życiem obywateli. Zwłaszcza po doniesieniach z Francji o wzroście zachorowań na koronawirusa po pierwszej turze wyborów samorządowych, głównie wśród członków komisji wyborczych i aktywistów prowadzących kampanię wyborczą.

Jaka jest optymalna data przeprowadzenia wyborów?
Optymalną sytuacją byłaby możliwość przeprowadzenia wyborów, ale i kampanii wyborczej bez widma zarażenia się COVID 19. Obecnie nie ma na to szans, ale i pole manewru co do daty wyborów jest ograniczone. Pytanie na jak długi okres zostałby wprowadzony stan nadzwyczajny? Wybory mogłyby być przeprowadzone po trzech miesiącach (90 dniach) po jego zakończeniu.

Koronawirus nie tylko „zamroził” kampanię wyborczą, ale także może sprawić, że nie wszyscy kandydaci zarejestrują swoją kandydaturę, niektórym mogło zabraknąć czasu na zebranie 100 tysięcy podpisów. Widzi Pani możliwość, jak wyrównać te szanse, aby walczący o rejestrację kandydatury politycy mogli to zrobić?
To są istotne problemy stawiające pod znakiem zapytania przewidziane w konstytucji i kodeksie wyborczym równe szanse dla wszystkich posiadających prawo do bycia wybranym. W moim przekonaniu, kandydaci nie mieli równych szans. Od 13 marca b.r. zostały wprowadzone ograniczenia, które w praktyce oznaczały brak możliwości organizacji spotkań wyborczych, swobodnego prowadzenia kampanii wyborczej i zbierania podpisów. Ograniczenia zostały dodatkowo zaostrzone 20 marca b.r. i obowiązują do dzisiaj. Oczywiście, części kandydatów udało się zarejestrować swoje kandydatury w wyścigu prezydenckim. Ale jednak nie wszystkim. I, niestety, ci niezarejestrowani kandydaci mogą uznać, że ich prawa zostały naruszone.

Jak prowadzić kampanię wyborczą w czasie szalejącej epidemii, jak umiejętnie „sprzedać” kandydata?
Czyli - jak prowadzić kampanię wyborczą w sytuacji, kiedy nie można organizować spotkań, już nie tylko licznych zgromadzeń, ale też spotkań w trzyosobowym gronie, nie powinno się przemieszczać? Rozwieszanie plakatów, a zwłaszcza roznoszenie ulotek może być uznane za celowe szerzenie epidemii? Oczywiście, kandydaci mają cały czas możliwość prowadzenia kampanii płatnej w telewizji, w radiu i za pośrednictwem Internetu. Niedługo, jeśli nadal obóz rządzący będzie zdeterminowany, by jednak wybory przeprowadzić, będzie możliwość nieodpłatnej prezentacji spotów wyborczych w publicznym radiu i telewizji. Wydawać by się mogło, że są środki i narzędzia, by tę kampanię jednak przeprowadzić. Faktycznie jednak nie ma na to szans. Także dlatego, że uwaga wyborców i mediów jest skierowana głównie na sprawy związane z koronawirusem, a nie na rywalizację o prezydenturę. Kandydaci mają bardzo ograniczone możliwości, nie tylko na to, by przedstawić wyborcom swój program, ale także by im przypomnieć, że kandydują. Jeśli kandydaci obecnie chcieliby na sobie skoncentrować uwagę opinii publicznej, to musieliby podejmować tematy związane z epidemią, zarządzaniem kryzysowym i tym podobne. Ale to pewnie spotkałoby się z zarzutami o „żerowaniu na koronawirusie dla partykularnych interesów”.

Czy któryś z kandydatów, szczególnie dobrze, radzi sobie w czasie tej „fasadowej” kampanii on-line i jest w stanie zyskiwać poparcie, czy to tylko czas prosperity dla urzędującego prezydenta, który jeździ z „gospodarskimi wizytami”?
Kandydaci rzeczywiście prowadzą kampanię on-line, ale jest ona raczej niemrawa. Poza tym, jest przede wszystkim skierowana do własnego elektoratu. Pewne próby zwiększania swoich szans wyborczych widać jednak np. ze strony kandydata PSL, który atakuje M. Kidawę – Błońską, co z jednej strony jest zrozumiałe, bo przecież chodzi o uzyskanie „drugiego” wyniku w wyborach prezydenckich, a to jest ważne przy założeniu, że w I turze wyborów żaden z kandydatów nie uzyska bezwzględnej przewagi. Ale z drugiej strony, kompletnie niezrozumiałe, bo faktycznie wzmacnia pozycję „tego pierwszego” w wyścigu prezydenckim, czyli Andrzeja Dudy. Jednym z niewielu beneficjentów obecnej sytuacji jest oczywiście urzędujący prezydent, który jako jedyny ma szansę aktywnego prowadzenia kampanii wyborczej i zapewnienia sobie stałej obecności w mediach. Andrzej Duda właściwie został na kampanijnej scenie sam, nie ma polemiki, krytyki z żadnej ze stron. W tej sytuacji nie dziwią wyniki sondaży przeprowadzanych już w trakcie stanu epidemii, wskazujące, że A. Duda ma szansę na wygraną w I turze wyborów.

Partia rządząca jest zdeterminowana, aby przeprowadzić wybory, opozycja zdecydowanie krytykuje ten pomysł i apeluje o ich przełożenie. Czy to nie jest tak, że cała klasa polityczna traci wiarygodność, bo zaczęło się intensywna polityczna gra z COVID 19 w roli głównej. Jedni mówią, że w maju można głosować, sytuacja będzie pod kontrolą, drudzy zaś w wyborach widzą poważne epidemiologiczne zagrożenie. To musi dezorientować obywateli.
Zgadzam się, te sprzeczne apele mogą obywateli dezorientować. Zwłaszcza, że czasami brakuje w nich konsekwencji. Dla przykładu, posiedzenie sejmu, w którym ma wziąć udział 460 posłów, jest prezentowane jako poważne zagrożenie epidemiczne, a udział ponad 30 milionów uprawnionych w głosowaniu już nie? Nawet jeśli termin majowy jest uznawany za bardzo odległy, to przygotowania trzeba zacząć już teraz. Z sondaży wynika, że większość obywateli chciałaby przełożenia wyborów. Obecna sytuacja jest postrzegana jako zagrożenie dla zdrowia i życia i ludzie nie chcą tego zagrożenia, na siebie i bliskich, sprowadzać. Gdyby mimo wszystko wybory odbyły się w maju, to gotowość do głosowania byłaby zbieżna z sympatiami politycznymi. Elektorat partii opozycyjnych prawdopodobnie nie chciałby wziąć w nich udziału, a elektorat PiS (częściowo) poszedłby do urn.

Nie ma już wątpliwości, że nasza gospodarka zwolni, implementowane mają być rządowe rozwiązania z tak zwanej, „tarczy antykryzysowej”. Czy ogólna sytuacja gospodarcza nie jest kluczowa w „ przepływach elektoratu”. Wiemy, że czołowe światowe gospodarki implementują programy warte miliardy euro, funtów, czy dolarów, sięgające nawet 20% wartości PKB, a tam się mówi o poważnym kryzysie. Czego możemy spodziewać się w Polsce?
To fakt, że czynnik ekonomiczny może być jednym z istotnych, wpływających na decyzję wyborców. Nie oznacza to, że wyborca bardzo wnikliwie kalkuluje i rozważa wszelkie dane gospodarcze. Raczej chodzi o ogólne postrzeganie sytuacji – sprawy idą w dobrym, czy złym kierunku? Czy rządzący pomagają, czy przeszkadzają w rozwiązaniu kryzysu ? Ale też – czy inni poradziliby sobie lepiej z sytuacją kryzysową? Od odpowiedzi na te pytania może zależeć głos wyborczy przynajmniej części wyborców. Ale kryzys gospodarczy musi zostać przede wszystkim zauważony i doświadczony, by faktycznie miał wpływ na zachowania wyborcze. Moim zdaniem, w przypadku wyborów przeprowadzonych w maju, kwestie ekonomiczne jeszcze nie będą miały decydującego znaczenia. Jeśli wybory zostaną przełożone, to tak – kryzys gospodarczy, jego zasięg, poziom bezrobocia będą kluczowe.

Dziękuję za rozmowę.