Bolków, Chocianów, Chojnów, Gaworzyce, Głogów, Grębocice, Jawor, Krotoszyce, Kunice, Legnica, Legnickie Pole, Lubin, Męcinka, Miłkowice, Mściwojów, Paszowice, Pielgrzymka, Polkowice, Prochowice, Przemków, Radwanice, Rudna, Ruja, Ścinawa, Wądroże Wielkie, Zagrodno, Złotoryja

Chojnowianka z włoskiego szpitala: nie dajcie sobie wmówić, że to zwykła grypa

CHOJNÓW. -  Żadne państwo, bogate czy biedne, nie jest przygotowane na dwudziestokrotne zwiększenie liczby potrzebnych miejsc na oddziałach intensywnej terapii, czy reanimacji.- mówi w rozmowie dla e-legnickie.pl Lidia Gawron, chojnowianka, od 15 lat mieszkająca we Włoszech, która pracuje w szpitalu w Grosseto.

Z Lidią Gawron rozmawiał Miłosz Kołodziej.

Chojnowianka z włoskiego szpitala: nie dajcie sobie wmówić, że to zwykła grypa

Przesłałaś niedawno wiadomość, miejscami dość osobistą, do jednego z kandydatów na Prezydenta RP. Twoja dramatyczna relacja została opublikowana. Mocne przesłanie do Polaków i rządzących naszym krajem, na wielu, zrobiło ogromne wrażenie. Są też tacy, którzy odbierają to jak publicystykę i głos politycznego poparcia. W Polsce trwają przygotowania do wyborów, które miałby odbyć się korespondencyjnie. Wiem, że nie jesteś zwolenniczką tego scenariusza.

Lidia GAWRON: E-mail, który wysłałam był reakcją na wywiad udzielony, przez tego kandydata, a także na coraz to nowe, kuriozalne pomysły najjaśniej nam panujących, co do realnej sytuacji w kraju, ze szczególnym uwzględnieniem chęci organizacji wyborów. Szczerze, nie spodziewałam się publikacji mojego maila, ale także tak potężnego odzewu. I to tak pozytywnego. To nie była dramatyczna opowiastka o apokaliptycznym zabarwieniu, tylko mój prywatny i jak słusznie zauważyłeś bardzo osobisty punkt widzenia. Każdy ma prawo głosować na kogo uważa za słuszne, ale nikomu nie daje to prawa do manipulacji tak okropnej maści. Wybory korespondencyjne? Pozwól, że się nie wypowiem, bo nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, by móc określić jak wielki jest to idiotyzm.

W jakim regionie Włoch pracujesz? Jaki jest charakter Twojej pracy?

Mieszkam i pracuję w Toskanii. Obecnie na oddziale SOR szpitala na wybrzeżu, w Grosseto jako OSS - operatore socio sanitario, coś pomiędzy pomocą medyczną, opiekunem medycznym a ratownikiem. Takiej figury w polskiej służbie zdrowia brakuje. Współpraca między lekarzami, pielęgniarkami pielęgniarzami i OSS jest na zasadzie naczyń połączonych, każdy musi robić swoje, bo jak jedna osoba zawali to nic nie działa. Trafiłam do naprawdę fantastycznego zespołu ludzi, od których mogę się wiele nauczyć. Profesjonaliści w pełnym, tego słowa, znaczeniu.

Jak wygląda sytuacja epidemiologiczna w tej części Italii?

Sytuacja epidemiologiczna w tej części Włoch nie jest aż tak dramatyczna, jak na północy, ale także mamy mnóstwo przypadków. Niełatwa jest walka z wrogiem, o którym masz niewielkie pojęcie. Mamy nie tylko przypadki z terytorium Włoch, ale także np.: ze statków wycieczkowych. Sytuacja była, powiedzmy, pod względną kontrolą do momentu "wielkiej ucieczki z północy". W pewnym momencie obostrzenia stały się jeszcze bardziej restrykcyjne i mieszkańcy takich metropolii jak: Mediolan czy Turyn zaczęli uciekać z obawy przez zakażeniem i w nadziei, że uda im się tego uniknąć. To byli studenci czy pracownicy, którzy mają rodziny w środkowych Włoszech, czy na południu. Także i tacy, którzy mają drugie domy,zazwyczaj na lato, na wybrzeżu lub na wyspach. Co to dało? W znacznym stopniu przyspieszyło rozprzestrzenienie się wirusa i bardzo ograniczyło fizyczne możliwości włoskiej służby zdrowia zapanowania nad tą sytuacją.

Sytuacja we Włoszech dosyć szybko zaczęła się wymykać spod kontroli. Zabrakło zdecydowanych działań i restrykcji?

Głównym czynnikiem, jak już wszyscy pewnie wiedzą, było początkowe zlekceważenie problemu. Ogniska covid19, nazwane czerwonymi strefami, już wprawdzie odizolowano, co daje pewien efekt, ale w mniejszych miejscowościach, takich jak: Codogno czy Vo'. Nad Mediolanem czy Bergamo nie dało się już tak zapanować. Rządzący wprowadzali wprawdzie coraz to nowe obostrzenia i zakazy, których obywatele, na początku, wcale nie przestrzegali. Dopiero groźby ogromnych kar, wpisów do kartotek karnych, nawet więzienia, sprawiły, iż zaczęto rozumieć, że to nie jest zwykła grypa. Niestety, pewien odsetek nadal jest głuchy na prośby i apele. Drugim powodem wymknięcia się spod kontroli wirusa była nieświadomość ludzi, jak bardzo ten wirus jest groźny. Żadne państwo, bogate czy biedne, nie jest przygotowane na dwudziestokrotne zwiększenie liczby potrzebnych miejsc na oddziałach intensywnej terapii, czy reanimacji. Tak z dnia na dzień, nie da się tego zrobić.

Jak to wszystko znosisz psychicznie, ten stan zagrożenia i niepewności? Jesteś w stanie, po zakończonym dyżurze, „wyjść z pracy, będąc już w domu”?

Boję się. Zresztą nie tyko ja, cały nasz zespół bardzo to przeżywa. Boimy się o siebie nawzajem. Staramy się zachowywać jak największe środki ostrożności, chociaż system sam w sobie nie jest doskonały. To nie jest jakiś nierealny strach podszyty tchórzostwem. To bardzo realne poczucie zagrożenia o życie i zdrowie, także o ludzi, którzy są ci bliscy. Boję się też o moich rodziców, którzy mieszkają w Chojnowie, myślę o nich nieustannie. Każdemu czasem jest ciężko. Jest dla mnie pewną odskocznią to, że rozmawiam często z moją mamą i tatą, moimi siostrami i bratem, poczucie, że wszystko u nich ok, daje mi trochę spokoju, oddechu od tego wszystkiego co mam tu na co dzień. Może cię zaskoczę, ale widzę w tej sytuacji nie tylko zakazy, ale także pewną nadzieje. W świecie, który cały czas goni możemy się zatrzymać, zadzwonić do rodziny, odszukać starych znajomych czy przyjaciół, aby zapytać co u nich. Odbudować relacje międzyludzkie, które zbyt często tracimy. Może się przecież okazać, że jednej z tych osób już nie ma. Tylko we Włoszech wirus pochłonął życie 18 000 ludzi. Rozmawiam często z moją przyjaciółką z Livorno, Basią, która ma niepełnosprawną córkę. Zanim pójdzie na zakupy to się zastanawia czy naprawdę musi, bo każde wyjście z domu to potencjalne zagrożenie dla niej i jej dziecka. Moi dobrzy przyjaciele z Mediolanu, Elisa i Carlo opowiadają o "znikających": sąsiadach, znajomych, rodzicach przyjaciół, przede wszystkim, starszych ludziach. Średnia wieku osób, które odchodzą to 75-80 lat. To oznacza, że tracimy ludzi, którzy są żywą pamięcią każdego państwa. Bardzo przygnębiają mnie informacje, jak dużo starszych ludzi umiera teraz domach opieki. Włosi mówią wręcz o: strage silenziosa - cichej masakrze. Żeby jednak nie koncentrować się tylko na seniorach, ciężki przebieg choroby dotyczy także wielu młodych, którzy teoretycznie, nie powinni znajdować się w grupie najwyższego ryzyka. Tu wiek nie ma znaczenia.

Praca w tych warunkach, to także ogromne fizyczne wyzwanie. Widziałem ten „pancerny outfit”. Na lęk o którym mówisz, nakłada się przecież ogromne fizyczne zmęczenie.

Jestem przyzwyczajona do fizycznego zmęczenia pracą, ale to co się dzieje teraz, jest nie do opisania. Cały program pracy runął. Nie wstydzę się powiedzieć, że czasem to ponad moje, właściwe nasze, siły. I do tego dochodzi strach, który mimo wszystko czasem chwyta za gardło. Jeśli jestem łącznikiem OSS, wiem że będę biegać cały ranek między PRE-TRIAGE (namiot, do którego przychodzą wszystkie osoby, które mają objawy bądź były w kontakcie z zarażonymi) a Laboratorium Microbiologia (tam znoszę zewsząd tampony - wymazy. Czasem jest ich naprawdę sporo), a oddziałem obserwacji COVID19 - personel medyczny, który tam jest nie może wyjść poza oddział, ale na bieżąco potrzebują, by ktoś odebrał od nich tampony, pobraną krew itp. Jeżeli w pre-triagu mają kogoś podejrzanego, bez objawów, ale nie mają jeszcze wszystkich wyników organizuję transport tej osoby z namiotu na oddział obserwacyjny COVID19. Po naszym przejściu korytarze są dezynfekowane!

Jeśli jest to osoba z potwierdzonym pozytywnym wynikiem, transport jest organizowany jeszcze bardziej skrupulatnie, powiadamia się wszystkie oddziały, uruchamiana jest ochrona, aby całkowicie wstrzymać jakikolwiek tranzyt i nie wejść z zakażonym w kontakt. W międzyczasie z każdej części SOR-u przychodzą wiadomości czy telefony by odebrać tampony i dostarczyć na Microbiologię. To wszystko w skafandrze, z przyłbicą, albo goglami, podwójne rękawiczki, maska. Jest mi gorąco, boli mnie skóra na twarzy. I tak 6 godzin.

Kiedy jestem na oddziale obserwacyjnym COVID, muszę mieć skafander zapinany i zaklejony taśmami, rękawice chirurgiczne, zwykłe rękawiczki i całą resztę ekwipunku. Czepek zmieniam na, zasłaniającą twarz maskę i kaptur. Maska musi przylegać idealnie, więc jeden drugiego zakleja. Nie ma picia czy jedzenia. I nie ma wyjścia do łazienki! Wszystko co wychodzi z oddziału jest przekazywane łącznice OSS. I ją także trzeba poprosić o dostarczenie tego, co potrzebne, od strzykawek i dezynfekantów, po papier do drukarki. W ciągu dnia okazuje się kto jest pozytywny, a kto negatywny, więc można przenieść ich na inne oddziały. Ostatni wychodzą ci pozytywni, po których wszystko jest dezynfekowane, a my wreszcie rozbieramy się z tych plastikowych zbroi.

Jeśli chodzi o nocną zmianę na SORze w części COVID-owej, to może być w niej maksymalnie 5 pacjentów, do tego mamy do dyspozycji, tak zwany Shock Room. Przyjeżdżają tam tylko ciężkie przypadki z objawami. Ostatnio w pełnym rynsztunku siedzieliśmy do 2:30, kiedy ostatni pacjent pozytywny został przez pielęgniarkę i anestezjologa przewieziony bezpośrednio na reanimację COVID. Potem dzwoni się po służby sprzątające, które odwalają kawał dobrej roboty, utrzymując wszystko w idealnej czystości.

W Polsce podjęte zostały określone działania, sytuacja u nas, jest nieporównywalnie lepsza niż ta, we Włoszech. Jakie widzisz plusy w działaniach polskich władz, co obciąża konto rządzących Polską?

Ogromnymi plusem rządu było błyskawiczne wprowadzenie zamknięcia szkół i nakaz siedzenia w domu, czyli generalnie, izolacja. Mając na uwadze scenariusz włoski, gdzie od identyfikacji pierwszego pacjenta w Spallanzani w Rzymie do pierwszych poważnych restrykcji minęło 40 dni, tu akurat, czapki z głów, że te restrykcje wprowadzili tak szybko. Ciężko się jednak słucha dyrdymałów o doskonałym przygotowaniu, o wyposażeniu, którego nie ma, o podstawowych środkach ochrony, których także nie ma. Nie chodzi mi o czarodziejską różdżkę, rozwiązującą wszelkie problemy tylko o koherentną z rzeczywistością postawę rządzących. Widząc, co się dzieje we Włoszech, od końca stycznia i prawdziwy wybuch epidemii w lutym można było się przygotować lepiej, po prostu, mieli na to czas. "Iam proximus ardet Ucalegon" Morawieckiego brzmi co najmniej ironicznie, nie sądzisz?! To trochę jak prawo Karmy - walczyłeś że służbą zdrowia,a teraz od niej zależysz. I nagle okazuje się, że najważniejsze osoby w państwie zgłębiają tajemnice TikToka. Z doświadczenia powiem ci, że teraz kluczowi ludzie to: personel medyczny, sprzedawcy w sklepie, kierowcy i dostawcy, służby sprzątające, policja, ratownicy medyczni i nie tylko.

Biorąc pod uwagę włoskie doświadczenia, na co ludzie powinni być szczególnie wyczuleni?

Nagle okazuje się, że możemy żyć bez: piłki nożnej, spacerów, siłowni, wyborów, ale nie można żyć bez służby zdrowia. I skoro my możemy być w pracy, na naszym miejscu, to wy zostańcie na waszym, zostańcie w domu! Dajmy sobie szansę na przeżycie tego co się teraz dzieje, żebyśmy mieli możliwości realizacji planów i marzeń. Niech każdy zadba o siebie i będzie dobrze. Musimy na jakiś czas zmienić nasze przyzwyczajenia.
Obywatele, którzy mogą siedzieć w domu, niech to zrobią, tak, jak w tym wierszu czytanym przez Artura Barcisia. Nikt nikomu nie każe zostawić rodziny i iść na wojnę. Z Internetem, tv, Netflixem, social mediami, laptopami, smartphonami można też pracować zdalnie i umiejętnie „zabijać czas”. Proszę pamiętać, że izolacja to zmniejszenie możliwości zarażenia. Niezwykle ważna jest higiena, przede wszystkim, częste mycie rąk i dezynfekcja środkami na bazie alkoholu. Za chwilę w Polsce obowiązkowe będzie noszenie masek, proszę tego nakazu nie lekceważyć, chodzi o wasze zdrowie.

Co byś chciała powiedzieć, o co zaapelować, przed czym przestrzec Twoich: przyjaciół i znajomych, którzy są w Polsce?

Nie dajcie sobą manipulować. Przede wszystkim, nie dajcie sobie wmówić, że to zwykła grypa i po co jest ta cała panika! Nie straszę, apeluję! To tak, jakby najgorsza grypa, jaką z życiu możecie złapać, ze wszystkimi komplikacjami x 100! Zdaję sobie sprawę, że grypy na dzień dzisiejszy nikt się nie boi,bo jest to wróg, którego znamy i którego często mylimy z przeziębieniem. Tu mamy do czynienia z wirusem, o którym wiemy niewiele! Będzie termowrażliwy? Będzie mutował? Skończy się z nadejściem lata? Kwarantanny wystarczą? Nikt nie może tego wiedzieć. Przed nami Wielkanoc. To nie będą zwykłe święta. Nie będzie spotkań rodzinnych, rezurekcji. Będzie więcej ciszy. Każdy powinien je spędzić we własnym domu. I tym razem życzenia: zdrowych i spokojnych świąt i dużo zdrowia, mają wielką moc! Dbajcie o siebie i stosujecie się do zaleceń, które są wdrażane w życie.

Dziękuję, że znalazłaś czas, żeby podzielić się tym wszystkim. Uważaj na Siebie, dużo zdrowia. To co? Do zobaczenia w spokojniejszych czasach.

Dziękuję, oby te spokojne czasy nastały już niebawem. Wszystkim życzę dużo zdrowia chojnowianom i wszystkim Polakom i wszystkim ludziom na świecie. Trzymajcie się!

Fot. Lidia Gawron