Bolków, Chocianów, Chojnów, Gaworzyce, Głogów, Grębocice, Jawor, Krotoszyce, Kunice, Legnica, Legnickie Pole, Lubin, Męcinka, Miłkowice, Mściwojów, Paszowice, Pielgrzymka, Polkowice, Prochowice, Przemków, Radwanice, Rudna, Ruja, Ścinawa, Wądroże Wielkie, Zagrodno, Złotoryja

Łabędzi śpiew żeglarski...

KUNICE. XXVI Festiwal Piosenki Żeglarskiej w Kunicach za nami. Czy będą jeszcze jakieś przed nami? Po zmianach właścicielskich, dawnego ośrodka Ligi Obrony Kraju, na dwoje babka wróżyła. Dla zainteresowanych najlepiej by było, oczywiście, aby przystań przynosiła zyski. Im większe, tym lepiej. Ale czy znajdzie się w tym wszystkim miejsce na śpiewanie szant? Tego tubylcy jeszcze nie wiedzą.

Łabędzi śpiew żeglarski...

Nowy włodarz ośrodka ma swoje własne plany, zaś z tego co nieoficjalnie udało się ustalić, scena festiwalowa, niekoniecznie jest mu potrzebna do szczęścia. Wszystko zależy od tego jak dogada się z władzami gminy. Być może już to się stało. Autochtoni pozytywnie wypowiadają się o nim. Ba, wyświadczają sobie wzajem nawet dobrosąsiedzkie przysługi. Słyszy się opinie typu : "gość zainwestował kupę kasy w rodzinny interes, więc normalne, że będzie chciał by mu się to zwróciło".

Rzeczywiście, cicho i niepokojąco smutno zrobiłoby się w Kunicach gdyby zabrakło festiwalu, który ma już swoją renomę. Z kolei, mi zrobiło się smutno kiedy przeglądałem doniesienia z ostatnich lat, na temat konkursu. Nigdzie nie zauważyłem choćby wzmianki o jego początkach. A ściślej, o ludziach którzy go wymyślili, i urzeczywistnili. Można odnieść wrażenie, że imprezę, jej klimat zawładnął obecnie jeden gość za całkowitym przyzwoleniem włodarzy gminy...  Żaden z prekursorów imprezy nie dostał nigdy nawet tzw. wejściówki na imprezę.  

Moja przygoda z festiwalem rozpoczęła się pewnego majowego poranka 1993, kiedy to na falach (nieistniejącego już) Radia Legnica, z parteru hotelu "Cuprum" (o dziwo, też już nieistniejącego), poszła w eter pierwsza audycja o szantach w Kunicach (te jeszcze istnieją, chyba). Na prośbę ich organizatorów, by nagłośnić sprawę i przyciągnąć widzów. Wtedy był to już niemal festiwal "pełną gębą". A gwiazdy szant waliły nad Jezioro Kunickie drzwiami i oknami. Bo właśnie na brzegu tego akwenu zrodziła się myśl, a raczej jej zarys, której efekt, w ostatni weekend, można było podziwiać w malowniczej scenerii jeziora. Dopisała pogoda (w miarę) i chętni do zabawy. To świetna okazja do aktywnego wypoczynku nad wodą dla młodszych i starszych.

- To było pod koniec lat 80. Byłem w tedy kierownikiem w ośrodku LOK, a Waldek Carbuch, dyrektorem. Zapadał wieczór, nad brzegiem płonęły ogniska, zaś przy nich młodzi ludzie śpiewali szanty. Pomyśleliśmy, że ciekawie by było zorganizować konkurs między nimi, kto najładniej zaśpiewa. W pierwszym festiwalu wystąpiło 5-6 zespołów. Było skromnie, ale bardzo fajna atmosfera. I tak to się zaczęło - wspomina Jerzy Dąbrowski.

Wśród prekursorów festiwalu byli też m.in.: Anna Kłusek, Józef Lipiec, Tadeusz Macewicz, Michał Krawców, Bogdan Idzior, Piotr i Mirosław Ptak, Arkadiusz Kicieliński, Janusz Pacanowski, Roman Pazdro, Dariusz Mazurek i Mieczysław Frodyma.

Imprezy zaczęły się „rozkręcać” gdy do organizatorów przyłączył się Grzegorz Olkowski, mający doświadczenie w przygotowywaniu dużych widowisk z czasów studenckich. Umiał doradzić i znaleźć sponsorów. Głównie okolicznych przedsiębiorców. Nie zabrakło też udziału wojska z garnizonu Legnica, a co za tym idzie grochówki i flaków z kuchni polowych (tego smaku się nie zapomina). Do Kunic przyjeżdżało coraz więcej sław: Marek Siurawski, Zejman i Garkumpel, Ryczące 20stki czy Mechanicy Szant. Byli gotowi stawić się na każde wezwanie. Lecz nie dla kasy, a atmosfery jaka tu panowała. Kiedyś Zejman wyznał mi przy wyłączonym mikrofonie: „Chłopie, my tu przyjeżdżamy jak do swoich, do rodziny!” (przyp. aut.).

- Taka tu panowała atmosfera. Czasem, gdzieś na wsi, skombinowało się świniaka, przygotowało wyrobów jak na wesele. Kiedy zaprzyjaźnione gwiazdy szant  zapraszane są do Kunic, spotykają się z nami. Ale mówią, że to nie to samo. Przyjadą, zaśpiewają i do kasy. Kiedy zwolniłem się z pracy w LOK, festiwal przestał istnieć na parę lat. Wreszcie radni i władze gminy doszły do wniosku, że szkoda takiej reklamy. Organizację, a właściwie kontynuację, imprez przejął Gminny Ośrodek Kultury – dodaje Dąbrowski.

Z rozmów z ludźmi, onegdaj zajmującymi się przygotowywaniem konkursu, przebija smutek i żal. Czują się niedocenieni za pracę, często społeczną, jaką włożyli w coś co znamy jako Festiwal Piosenki Żeglarskiej w Kunicach...