„Wolnoć, Tomku, w swoim domku” Po legnicku...
FELIETON MIESZKAŃCA LEGNICY. Mija tydzień od awarii w legnickiej hucie. Zbieranie informacji o zadymionym poniedziałku idzie jak krew z nosa. U samego zainteresowanego, czyli przedstawiciela huty, na wzmiankę o awarii wentylatora, usłyszałem: „nie kojarzę sytuacji”. Z kolei bystrzak od wypowiedzi medialnych, twierdzący, że to „niegroźna awaria” zasłania się teraz niskimi kompetencjami i klasyfikacją incydentu. Spodziewałem się takiej odpowiedzi od rzecznika KGHM, bo WIOŚ wielokrotnie zwracał uwagę, że kombinat wybiera sobie awarie, które zgłasza i analizuje oraz te na które spuszcza kurtynę milczenia. I tak zamiatana pod dywan ponadnormatywna emisja powoli jest zapominana.
Żeby szybciej zapomnieć i nie wracać do incydentu, trzeba zadbać o minimalną ilość śladu. Śladu na papierze. Niestety, normą staje się, że kombinat nie informuje, co się dzieje za bramą legnickiej huty, a powinien. Mówi o tym prawo w artykule 264 p. o.ś., pada tam stwierdzenie „natychmiast zawiadamia” o incydencie przemysłowym odpowiednie służby. Jakby było mało podstaw prawnych, to dwie firmy z terenu huty zostały wpisane na listę szczególnego zagrożenia dla środowiska. W związku z tym nałożone zostały na nią dodatkowe obowiązki. Na marginesie trzeba odnotować, że jesteśmy w czubie rejestru potencjalnych niszczycieli ziemi na Dolnym Śląsku, wyprzedza nas tylko Brzeg Dolny z zakładem PCC Rokita.
Zakładam, że nie poruszyłbym tematu awarii gdyby nie przetarg na ekspertyzę fundamentów, izolacji i poziomu wody podziemnej w legnickiej hucie. Nigdzie indziej, jak w emitorze nr 4 z odpylnią na czele. Oczywiście pewnie to zbieg okoliczności, bo filtrów workowych, gdzie wentylator gra pierwsze skrzypce jest na pęczki w legnickim zakładzie. Ponadto, w wydziale ochrony środowiska toczą się postępowania o wydanie uwarunkowań środowiskowych, a ewentualne skutki incydentu przemysłowego mogłyby negatywnie wpłynąć na merytoryczną decyzję. Wreszcie trzeba sobie jasno powiedzieć. Od 2009 roku huta podwoiła produkcję, a zakładając uruchomienie pieca WTR, potroi swoje produkty w ciągu dekady. Równocześnie ze wzrostem produktywności (ok. 35 proc. na osobę) spadły koszty jednostkowe o około jedną dziesiątą. Uzyskano tak dobre wyniki finansowe redukując m.in. personel. Obecnie huta uzyskuje dodatnie wyniki operacyjne. To dobry moment, żeby zapytać, czy naprawiła szkody środowiskowe jakie powstały w wyniku jej działalności. Czy normą jest fakt, że dla Legnicy obowiązuje całoroczny alert powietrzny spowodowany dużym stężeniem pyłów pochodzenia przemysłowego?
Ukrywając awarię poprzez niewpuszczanie inspektorów WIOŚ na teren zakładu, pielęgnuje się stwierdzenie, że wpływ huty kończy się na murze, który ją okala. Nie może być tak, że huta sama dokonuje subiektywnej oceny czy awaria jest awarią i czy doszło do złamania zasady poszanowania środowiska. W tym obszarze ważne jest działanie PCZK. Warto się zastanowić, czy w kontekście uprawnień centrum zarządzania kryzysowego nie wprowadzić szczególnego nadzoru nad emisją huty. Podobne sugestie wysnuł NIK w wystąpieniu z końca stycznia mówiąc o niewykorzystanym potencjale PCZK. Na koniec taka zupełnie luźna myśl, która nasuwa się mimochodem. Wciąż głośno mówi się o nietrafionych działaniach legnickiej straży miejskiej. Przykład z ostatnich tygodni, ukaranie mandatem mieszkańca, który śmiał zgłosić uszkodzoną studzienkę w Parku Miejskim. Chciałbym, żeby strażnicy przyjrzeli się bliżej legnickiemu emitorowi zanieczyszczeń. Nie muszą szukać dowodów, widząc miasto zanurzone w siwym dymie i słysząc o awarii, powinni natychmiast zareagować. Chyba, że działanie w zgodzie z prawem w kontekście tak potężnego konglomeratu ich przerasta, zresztą nie tylko ich...
Paweł Obrzut, mieszkaniec Legnicy.