Bolków, Chocianów, Chojnów, Gaworzyce, Głogów, Grębocice, Jawor, Krotoszyce, Kunice, Legnica, Legnickie Pole, Lubin, Męcinka, Miłkowice, Mściwojów, Paszowice, Pielgrzymka, Polkowice, Prochowice, Przemków, Radwanice, Rudna, Ruja, Ścinawa, Wądroże Wielkie, Zagrodno, Złotoryja

ENEJ: Nie będziemy się na siłę zmieniać

RASZÓWKA. Zaraz po wrześniowym koncercie w Raszówce (podziękowanie wójta gminy Tadeusza Kielana dla mieszkańców za obronę granic gminy przed zakusami Roberta Raczyńskiego, prezydenta Lubina - przyp.red.), zespół ENEJ podszedł do, zgromadzonych pod sceną, fanów. Były autografy, rozmowy i śpiewy. Muzyczne wydarzenie, którym władze Gminy dziękowały i doceniały zaangażowanie jej mieszkańców, walczących z determinacją o przywrócenie połączeń kolejowych, wypadło naprawdę okazale. Jestem przekonany, że olsztyński zespół jeszcze nieraz odwidzi nasz region, ma tu wielu oddanych fanów, także wśród tych, których korzenie, podobnie jak założycieli grupy ENEJ, są za naszą wschodnią granicą.

Piotr „Lolek” Sołoducha i Mirosław „Mynio” Ortyński, liderzy zespołu ENEJ- dla e-legnickie.pl

ENEJ: Nie będziemy się na siłę zmieniać

MIŁOSZ KOŁODZIEJ:  Z konkretnego offu na salony i po platynę. Wasz sukces jest ogromny. Pierwsza płyta to inicjatywa oddolna, prawie crowdfundingowa, później, proszę bardzo, albumy pokryte: złotem i platyną. Jak adaptowaliście się do nowej rzeczywistości?

Piotr „Lolek” Sołoducha: Wielu może się wydawać, że początek zespołu ENEJ zaczął się od dużego programu telewizyjnego. Nic bardziej mylnego. Mimo naszego, nieprzesadnie, dojrzałego wieku, mamy już wiele lat grania na swoim koncie. Chodziliśmy do szkół, kiedy w 2002 roku, zawiązał się nasz pierwszy projekt, który tworzyłem z moim bratem i naszym managerem, który grał wówczas na akordeonie. Do momentu w którym zaczęliśmy zdobywać popularność minęło sporo czasu. Zagraliśmy dużą ilość koncertów dla mniejszej i większej publiczności. Wiele tras, podczas których zdobywaliśmy publiczność i doświadczenie, ale też dużo pokory. To co osiągnęliśmy zostało wypracowane przez lata, nie spadło na nas nagle. Adaptacja była zatem bezbolesna.

Czy to nie jest tak, że teraz ten proces twórczy, jest bardziej skomplikowany, okupiony większym stresem, bo oczekuje się po was sukcesu komercyjnego, hitów, itp. Pewnie sami tego oczekujecie?

Mirosław „Mynio” Ortyński: Pracujemy teraz nad nowym singlem i gdzieś ten wątek przewija się w naszych rozmowach. Jest z tyłu głowy, oczywiście to, że chcemy, żeby to co zaproponujemy podobało się. Każdy utwór, to nasze dziecko, wkładamy dużo pracy w jego powstanie i wierzymy, że to co stworzymy ma potencjał. Jasne, chcemy, żeby nasza muzyka trafiła do jak najszerszego grona odbiorców, żeby się podobała. Super, jeśli singiel jest grany w radiu, notuje wiele osłon na YouTube, to wszystko przekłada się na świetną interakcję na koncertach. Nie ma recepty na stworzenie hitu, robimy to co czujemy, to jest szczere i naturalne. Tak było od początku naszej kariery. Oczywiście nasza muzyka ewoluowała, ale to jest wypadkowa tego jak sami się zmienialiśmy, czerpiąc inspiracje z różnych źródeł, słuchając rożnej muzyki.

Miałem także na myśli tą presję, która na was ciąży. Przyzwyczailiście, że dostarczcie hity i takie jest też oczekiwanie, że przy kolejnych produkcjach, poniżej pewnego „progu hitowości” nie zejdziecie.

Piotr „Lolek” Sołoducha: To jest trochę niewygodne, bo faktycznie, jest pewien rodzaj presji, ale powiedziałbym, że głównie wewnętrznej, że skoro udało się powiedzieć A, to chce się powiedzieć B. Nie jest tak, że ktoś nad nami stoi i wymaga hitów, nie nagrywamy przecież dla dużej wytwórni, która narzucałby nam pewne rzeczy. Odnosząc się wprost do twojego pytania. Jasne, jest presja przy tworzeniu, jest presja, aby czegoś nie powielić, istnieje obawa, że spadnie na ciebie dużo niepochlebnych komentarzy. Tak, to na pewno. Z drugiej strony jest tak, jak mówił Mynio, robimy to co czujemy. Wiemy, że jeśli na siłę nie będziemy zmieniać naszej twórczości, nadal będzie to nasze, szczere, to się obroni. W takiej sytuacji ta presja o którą pytasz schodzi na dalszy plan.

Czy związku z tym, że jesteście „dobrem dwóch narodów”, czujecie misję, aby Polaków i Ukraińców, jeszcze lepiej ze sobą poznawać i oswajać z trudną historią.

Mirosław „Mynio” Ortyński: Nasz zespół składa się z Polaków i Ukraińców, chcemy być ważni dla naszej publiczności po obu stronach granicy. Wiesz, dla naszego pokolenia, dla naszych dzieci, ważne jest, żeby wyciągać wnioski z tego co się działo, żeby nie powielić tych złych rzeczy, które kiedyś miały miejsce, ale na które my nie mieliśmy żadnego wpływu. Chcemy, aby to co robimy, ludzi, po obu stronach granicy, zbliżało. Jesteśmy najlepszym przykładem, że Polak z Ukraińcem może razem: żyć, pracować, przyjaźnić się. Gramy piosenki po ukraińsku w Polsce i po polsku na Ukrainie, nie odnotowałem, aby ktoś miał coś przeciwko. Są dwie kultury, ale przecież są też wspólne mianowniki, więc szukajmy właśnie tych wspólnych mianowników.

Piotr „Lolek” Sołoducha: Nigdy nie byliśmy zespołem, który chciał iść w stronę historyczno-polityczną, ani w swoich tekstach, ani w prezentowaniu określonej postawy i wygłaszania określonych poglądów. Zawsze namawialiśmy, żeby pamiętać o historii, ale przede wszystkim, umieć ze sobą rozmawiać, umieć żyć obok siebie. Jesteśmy namacalnym dowodem na to, że skoro ośmiu facetom, reprezentującym dwa narody, udaje się zrobić coś fajnego wspólnie, to zapewniam, że w innych dziedzinach, też to jest możliwe. Dajmy sobie szanse.

Jak przyjęto Waszą Twórczość na Ukrainie. Czy można powiedzieć, że odnieśliście sukces takiego samego kalibru, jak w Polsce?

Piotr „Lolek” Sołoducha: Byliśmy trzy razy we Lwowie, raz w Kijowie i muszę ci powiedzieć, że byliśmy pozytywnie zaskoczeni faktem, że jesteśmy tam dość popularni. Cieszy nas to, tym bardziej, że nikogo nie oszukujemy, bo podkreślamy, że jesteśmy zespołem polsko-ukraińskim, a nie ukraińsko-polskim. Nie zmieniamy repertuaru, jadąc np. na festiwal do Lwowa, czy Kijowa. Publiczność śpiewa z nami piosenki, które wykonujemy po ukraińsku, ale także świetnie sobie radzi ze śpiewnie po polsku, np., przy: Kamień z napisem love. Mamy tam dużo rodziny i przyjaciół i zawsze fajnie jest tam wrócić.

Mirosław „Mynio” Ortyński: Kiedy gramy na Ukrainie, zawsze ze sceny jest, od nas, klarowny przekaz, żeby pokazać, że Polacy z Ukraińcami potrafią się, wspólnie, dobrze bawić. Uwierz mi, że odbiór tych słów jest, naprawdę świetny, jest pozytywna energia.

Dziękuję za rozmowę.

Powiązane wpisy