Jarmark Św.Sebastiana, patrona Polkowic
POLKOWICE. W niedzielne popołudnie polkowicki Rynek zmienił się w targ pełen kramów z rękodziełami i tradycyjnymi wyrobami, a obok słychać było szczęk mieczy podczas potyczek rycerskich. Na II Jarmarku Świętego Sebastiana było gwarno, smacznie i tłumnie. – To szczególne wydarzenie – mówił Łukasz Puźniecki, burmistrz Polkowic podczas otwarcia jarmarku, tuż po wystrzałowym rozpoczęciu całego wydarzenia. – Jest taka łacińska sentencja, która mówi o tym, że zgoda obywateli jest murem obronnym miasta. Blisko 350 lat temu, to ówcześni mieszkańcy Polkowic taką zgodę okazali. Ona miała nie tylko wymiar praktyczny, walki z epidemią, ale też wymiar wspólnotowy. Zgodnie zawierzyli to miasto i jego mieszkańców świętemu Sebastianowi. Życzę, by ten jarmark był pełen radości, kolorowy, pogodny, ale życzę też tego, aby przy okazji różnych zabaw i pokazów, jakie tu będą, towarzyszyła Państwu wartość tej wspólnoty mieszkańców, którą tworzymy i zgody, która jest potrzebna do tego, aby Polkowice były silne, abyśmy z naszych kochanych Polkowic, za wstawiennictwem świętego Sebastiana, byli jeszcze bardziej dumni – podkreślił.
Z wymienionych pokazów, największe emocje towarzyszyły potyczkom rycerskim. To, jak można było się przekonać, jest wielką sztuką.
– Jestem już po dwóch walkach, z czterech, jakie mamy w grupie, poziom jest bardzo wysoki, wyrównany – powiedział Mateusz Górski, dowódca Chorągwi Ziemi Międzyrzeckiej. – Ćwiczymy po parę razy w tygodniu, w miarę możliwości, ale aby dobrze przygotować się do takich walk potrzeba około pół roku, by wbić się w ten rytm treningowy.
Sporym zainteresowaniem cieszyły się stoiska z rękodziełami i wyrobami tradycyjnymi. Jedno z nich przygotowane zostało przez grupę ludzi z różnych stron kraju, propagujących historię kuchni.
– Wspólny mianownik to jest właśnie dziurawy namiot – wyjaśnia Małgorzata Bliskowska reprezentująca Kuchnię Rycerską. – Dzisiaj przywiozłam kwas chlebowy, który jest specyficzny, bo biały, który piła szlachta na Ukrainie, tam gdzie mieszkali nasi przodkowie. I Polacy, żeby pokazać, jak są bogaci, robi sobie ten kwas. Jest też kolekcja octów. Nasi przodkowie robili co najmniej osiemnaście różnych rodzajów octu. Mamy tu, między innymi, ocet malinowy, z mniszka lekarskiego i sosny. Podczas takich pokazów ludzie są zdumieni tym, jak nasi przodkowie smacznie i kolorowo jedli.
W czasie jarmarku przez polkowicki Rynek przewinęły się tłumy. Z takiej okazji skorzystali też mieszkańcy sąsiednich miast.
– Bardzo mi się tutaj podoba, jest super – mówi Wiesława Wezner, mieszkanka Głogowa. – Są inne klimaty. To jest potrzebne, żeby się spotkać, wyjść z domu. To jest ważne.
– Bardzo ciekawe są walki rycerskie – mówi Barbara Murawska, polkowiczanka. – Obeszłam stoiska. Można zjeść smaczny chlebek z masełkiem. Panie mają rękodzieła, można kupić sobie do domu albo komuś w prezencie. Uważam, że to jest dobre, bo przede wszystkim jest gdzie wyjść, zamiast siedzieć w domu.
Wieczorem zaplanowano spektakl Teatru Rozrywki Trójkąt „Księga błazna – moralitet plebejski”, koncert zespołu muzyki dawnej, a na zakończenie . Teatr Ognia Nam-Tara.
Przypomnijmy, że w połowie tego roku do rady miejskiej dotarł dokument z Watykanu ustanawiający św. Sebastiana patronem Polkowic.
Było to uwieńczenie samorządowych starań rozpoczętych we wrześniu 2019 roku. Święty Sebastian jest obecny w życiu religijnym miasta od połowy XVII wieku, kiedy podczas epidemii dżumy ówcześni rajcy miejscy zwrócili się do niego o pomoc, ofiarując w zamian „po wsze czasy” wierność miasta swojemu wybawcy. Zaraza minęła, ale przez kolejne wieki śluby te nie zostały formalnie potwierdzone przez Kościół. Aż do tego roku.