O mistrzach sprawiedliwości prawd kilka
CHOJNÓW. W Muzeum Regionalnym zaprezentowany został temat frapujący i osobliwy, bo traktujący o majstersztyku wykonywania kary za popełnione winy: „Kat i jego warsztat pracy na Śląsku od XVI do XVIII wieku”. O elitarnej instytucji objętej infamią społeczną opowiedział przybyłym do muzealnego lapidarium dr Daniel Wojtucki z Zakładu Historii Polski i Powszechnej XVI-XVIII na Uniwersytecie Wrocławskim. Prelekcja rozwiała wiele wątpliwości na temat interesującej profesji... - Zapoznam państwa z osobą niezwykle potrzebną. Mistrz średniej sprawiedliwości, bo tak go nazywano, był jak uważano, pośrednikiem wyroku wydanego przez Stwórcę, a więc był przedłużeniem boskiej ręki na ziemi. – tłumaczył dr Wojtucki.
Źródła informują, że zacny zawód rozwinął się w Europie w średniowieczu. Rzemiosło katowskie na Śląsku pojawiło się między XV a XVI wiekiem, a Chojnów swojego kata doczekał się późno, bo dopiero w XVIII stuleciu. Dlaczego tak długo chojnowianie musieli czekać na mistrza ścinania mieczem, łamania kołem czy topienia? Odpowiedź jest bardzo prosta: bo mieszkańcy grodu nad Skorą zachowywali się przyzwoicie i żadne srogie kary nie musiały być wykonywane. Jednak zdarzały się przypadki niefortunne jak kradzież dóbr kościelnych, dlatego odwiedzał nasze miasto kat np. z Legnicy…
Dr Wojtucki wyjaśnił, jak można było zostać katem: - Była to droga, która krystalizowała się od najmłodszych lat. Początkowo szkolono małych chłopców na zwierzętach, pomagali przy egzekucjach, obserwowali mistrza. Gdy osiągali wiek od 18 do 25 lat, mogli wykonać tzw. „sztukę mistrzowską – majstersztyk”, czyli ściąć poprawnie mieczem osobnika skazanego na śmierć.
Niestety nie tylko skazaniec przechodził gehennę psychiczną, ale i sam wykonawca. Za złe wykonanie wyroku kat mógł zostać ukamienowany, za „dobry cios” otrzymywał tytuł mistrza, oklaski, a nawet dyplom.
Kat nie tylko trudnił się stosowaniem najróżniejszych tortur, były to mało atrakcyjne pod względem finansowym epizody. Do jego powinności należały m.in. zagadnienia sanitarne w mieście. Przede wszystkim rzemieślnicy śmierci zajmowali się leczeniem ludzi i zwierząt. Byli doskonałymi lekarzami, trudnili się chirurgią, świetnie leczyli poparzenia (które notabene stosowali podczas tortur), nie była im obca ginekologia, odbierali porody, leczyli guzy. Zdarzało się, że byli lepsi od miejscowych medyków, którzy skarżyli się na katów za ich skuteczność w medycynie…
Interesującym zagadnieniem była kobieta – kat, która dziedziczyła po śmierci męża urząd na rok. Przy czym wyrok ścięcia czy powieszenia mógł wykonywać tylko mężczyzna. Ten szybko pojawiał się u wdowy – katowej, bo zachęcał go jej status (pomimo infamii) i bogactwo.
A propos majątku katów. Mistrzowie mogli pochwalić się kilkoma katowniami, a więc domami, które mogli wynajmować i czerpać z nich zyski. Byli to majętni, wykształceni ludzie, którzy często trzymali się w cechu rzemieślniczym razem np. córka chojnowskiego kata miała rodziców chrzestnych również katów z innych miejscowości, podobnie było z zawieraniem małżeństw.
Kojarzeni z toporem, maską i mieczem funkcjonariusze śmierci w rzeczywistości byli majętnymi znawcami anatomii, którzy od czasu do czasu fachowo (lub mniej) wykonywali rzetelne (lub nie) wyroki sądu…