Bolków, Chocianów, Chojnów, Gaworzyce, Głogów, Grębocice, Jawor, Krotoszyce, Kunice, Legnica, Legnickie Pole, Lubin, Męcinka, Miłkowice, Mściwojów, Paszowice, Pielgrzymka, Polkowice, Prochowice, Przemków, Radwanice, Rudna, Ruja, Ścinawa, Wądroże Wielkie, Zagrodno, Złotoryja

Mariusz Rzepecki: zawsze miło wraca się do domu

REGION. W trwającym sezonie II ligi, kibice piłkarscy z Zagłębia Miedziowego mają kogo oglądać. Oprócz Górnika Polkowice, na trzecim poziomie rozgrywkowym jest kilku reprezentantów naszego regionu, bo barw GKS-u Katowice bronią Adrian Błąd i Arkadiusz Woźniak, a najlepszym strzelcem Widzewa Łódź pozostaje Marcin Robak. Zgoła odmienne zadanie od wymienionego tercetu ma Mariusz Rzepecki. Urodzony w Lubinie wychowanek Stali Chocianów broni bowiem dostępu do bramki Błękitnych Stargard Szczeciński, którzy przed przerwaniem rozgrywek tracili do miejsca barażowego zaledwie dwa punkty. Zespół Rzepeckiego minimalnie wyprzedza Górnika Polkowice, a doświadczony golkiper tajemniczo przyznał, że zawsze miło wraca się w rodzinne strony.

Mariusz Rzepecki: zawsze miło wraca się do domu

Tak się złożyło, że rozmawiamy równo pięć lat (rozmowa była przeprowadzana w czwartek – przyp. red.) po historycznym meczu Błękitnych z Lechem Poznań. Pamięć o kapitalnej pucharowej przygodzie pozostaje w Stargardzie Szczecińskim żywa?
Mariusz RZEPECKI: -  Przy każdej kolejnej edycji Pucharu Polski wracają wspomnienia tamtych dni w komentarzach kibiców i nagłówkach prasowych. Nowi zawodnicy, przychodząc do klubu są zainteresowani i pytają o tamte spotkania ich uczestników, czyli Wojciecha Fadeckiego, drugiego trenera Jarosława Piskorza czy trenera bramkarzy Sławomira Szczecińskiego. Generalnie wszyscy o tym pamiętają, ale szkoleniowcy raczej nie korzystają z tego jako narzędzia do motywacji.

Ewentualne anulowanie rozgrywek byłoby Wam wyjątkowo nie na rękę, bo możecie napisać swoją historię i powalczyć o awans do I ligi.
Chcielibyśmy awansować, nie ukrywam. Mamy aż szesnaście punktów straty do lidera, ale tylko dwa do miejsca dającego miejsce w barażach. Z drugiej strony, nasza przewaga nad strefą spadkową też nie jest kolosalna, ponieważ wynosi zaledwie sześć punktów. Nie możemy mieć pretensji, że liga została zawieszona, ponieważ rozegraliśmy już 22 mecze z 34, a to wystarczająco dużo, by uhonorować zespoły, które zasłużyły na walkę o awans.

Twoja umowa z Błękitnymi wygasa z końcem czerwca. Masz już pomysł, co dalej?
 Podobnie jak wiele osób czekam na rozwój wydarzeń. Na razie nie gramy, więc ciężko wyrokować, co będzie dalej, ale na pewno chciałbym zrobić jeszcze awans na szczeblu centralnym.

Przed laty chwalono Cię za postawę zarówno w Zagłębiu jak i Chrobrym, ale ostatecznie nie udało się zaistnieć w żadnym z tych klubów. Co mogło być powodem?

To były dwa różne okresy. 18-20 letni bramkarz w Ekstraklasie i 29- letni w II lidze. Pierwszy, wychowanek, spędzający wolny czas częściej na boisku do koszykówki aniżeli analizowaniu treningów i szukaniu sposobów na poprawę gry, a drugi – zdecydowanie bardziej doświadczony, ze świadomością, że to, co robisz na co dzień, pomaga lub utrudnia pracę w czasie meczu. Ciężko mi powiedzieć dlaczego na dłuższą metę nie przebiłem się w obu klubach. Każdy trener chce wygrywać, każdy ma inny pogląd na ocenę przydatności danego zawodnika, na skład i na ustawienie linii obronnej. Widocznie moje braki były większe niż u pozostałych kolegów.

Myślisz, że stuprocentowe skupienie się na futbolu w najmłodszych latach pozwoliłoby osiągnąć więcej?
Szczerze, to nie wiem, bo ciężko coś takiego zmierzyć, zweryfikować. Czas poświęcony na trening z pewnością daje progres, co nie znaczy, że nie możemy straconego czasu nadrobić. Bramkarz, który gra o mistrzostwo kraju, na dany moment, nie musi mieć większych umiejętności od tego łapiącego w środku tabeli III ligi. Trzy miesiące to w piłce dużo, rok to już właściwie cała epoka i bardzo dużo można w tym okresie poprawić lub zepsuć. Nie wiem czy osiągnąłbym więcej. Może miałbym lepsze statystyki przy nazwisku, ale czy umiejętności? Chyba nie.

Dawniej sporo mówiono o niesprawiedliwym traktowaniu przez Zagłębie miejscowych zawodników. Jak było z Tobą? Rywale faktycznie górowali umiejętnościami?
Ciężkie pytanie. Ale nie, nie odczuwałem jakiegoś gorszego traktowania. Nie czułem się pokrzywdzony, gdy bronił Danijel Madarić. Dużo można było u niego podpatrzeć i to próbowałem robić. Obserwowałem jak się rzuca, jak szybko wstaje, jak gra nogami i jak dobrym technicznie jest bramkarzem. On upadał na ziemię tak miękko, że mógłby chyba trenować na betonie, a i tak nie zrobiłby sobie krzywdy.

W sezonie 2002/2003 za wyniki w Zagłębiu odpowiadał Adam Nawałka. Jak wspominasz tę współpracę? Już wtedy późniejszy selekcjoner miał dość specyficzne metody?
Pamiętam jak po odpadnięciu z Pucharu Intertoto, gdzie naszym rywalem był łotewski Dinaburg Daugavpils, siedzieliśmy i czekaliśmy na przyjście trenera. Jego słowa po wejściu do szatni pamiętam do dziś. Powiedział: „ostatni raz widzę Was ze spuszczonymi głowami po przegranym meczu!”. Dla mnie było to pozytywnym zaskoczeniem, bo każdy spodziewał się bury, a tymczasem jednym zdaniem zostaliśmy zmotywowani. Na co dzień trener Nawałka dbał o każdy detal, by zawodnicy mieli jak największy komfort pracy. W tamtych czasach, każdy zespół sam dobierał model piłki meczowej i trener w tygodniu poprzedzającym starcie z danym rywalem, zamawiał do klubu te futbolówki, którymi mieliśmy grać w weekend, byśmy mogli je wcześniej „poczuć”.

Legendą Zagłębia nie zostałeś, ale koledzy z tamtej szatni twierdzą, że trenerzy na pewno pamiętają Mariusza Rzepeckiego, a już na pewno pamięta Cię Janusz Stańczyk.
Nie no… Trener Stańczyk ściągał mnie ze Stali Chocianów do juniorów Zagłębia i był moim pierwszym szkoleniowcem w Lubinie. Wspominam go bardzo miło, bo potrafił świetnie dotrzeć do zawodników. Grając u niego, nigdy nie odczuwało się niepewności, każdy wiedział, co ma robić na boisku. Trener przygotowywał nas do każdego spotkania z kilkoma wariantami gry, które w razie potrzeby wykorzystywał. Czyli generalnie co mecz.

Przeglądając Twoje dotychczasowe transfery trudno znaleźć jakąś logikę. Stal Chocianów zamieniłeś na Darzbór Szczecinek, później przez Żagań wróciłeś do Chocianowa, by znów wyruszyć na pomorze zachodnie, pograć w Chrobrym Głogów, następnie Nowym Mieście Lubawskim, a teraz zakotwiczyć w Błękitnych.
Poza Dolnym Śląskiem byłem w pięciu klubach. Najpierw był Darzbór Szczecinek, następnie Czarni Żagań, choć to akurat blisko, w sąsiednim województwie, a później Gwardia Koszalin, Finishparkiet i Błękitni Stargard Szczeciński. Pracowałem w tym okresie u czterech szkoleniowców, bo dwukrotnie decydował się na mnie Wojciech Megier, pracujący najpierw w Szczecinku, a następnie w Gwardii Koszalin. Czasami nie mamy możliwości grać tam, gdzie akurat byśmy chcieli. Takie życie piłkarza.

Nie obawiałeś się, że powrót do Stali Chocianów przekreśli Twoje szanse na zawodową grę w piłkę?
Ani trochę się tego nie obawiałem. W tamtym okresie trenerem Stali był Zbigniew Grzybowski, więc szedłem z przekonaniem, że treningi będą prowadzone w sposób profesjonalny i się nie zawiodłem. Nie można było nazwać tego okresu krokiem wstecz.

Ciekawym wpisem w Twoim CV jest Finishparkiet Drwęca Nowe Miasto Lubawskie, gdzie piłkarsko wyszło świetnie, ale o problemach organizacyjnych było głośno właściwie w całym kraju.

To była III liga. Po rundzie jesiennej zajmowaliśmy drugie miejsce i wtedy dołączyłem do zespołu. Wówczas pracę zaczynał nowy trener, Sławomir Majak. W zespole panowała fajna atmosfera, a ciężkie treningi w przerwie zimowej pozwoliły odrobić pięciopunktową stratę do ŁKS-u Łódź. Na mecie sezonu mieliśmy nad nimi jedno „oczko” przewagi, ale mimo wywalczenia awansu na boisku, nasz stadion nie spełniał wymogów licencyjnych i szczebel wyżej przeszli łodzianie.

W Stargardzie po raz drugi spotkałeś się z Adamem Topolskim, czyli trenerskim „prawdziwkiem”. Zmienił się od czasów pracy w Lubinie czy dalej bazuje na świetnym kontakcie z zawodnikami?
Trener Topolski potrafi zrobić atmosferę. Lubi sobie pożartować, zarówno z siebie jak i innych, co buduje relacje. Do Zagłębia przychodził pod koniec sezonu, na kilka ostatnich meczów, a w Stargardzie pracuje od dwóch lat i obecny zespół zbudował od podstaw. Na pewno trener nie jest zwolennikiem gry na alibi, nie nakłada skomplikowanych zadań na drużynę, ale rygorystycznie przestrzega tych prostych, za które nas rozlicza. Ma duże doświadczenie piłkarskie i życiowe, którym chętnie się dzieli i z którego można wyciągnąć dużo wniosków.

W tym sezonie już dwukrotnie przypomniałeś się swojemu koledze z Zagłębia i Stali, Enkeleidowi Dobiemu. Myślisz, że jest szansa powrócić na ostatnie lata kariery w rodzinne strony?
Zawsze miło się wraca do domu.

Dziękuję za rozmowę.