J.Jach: marzy mi się sukces z Zagłębiem
LUBIN. Jarosław JACH po kilkuletniej przerwie spowodowanej graniem w zagranicznych klubach efektownie wrócił do polskiej ekstraklasy stanowiąc mocny punkt defensywy Miedziowych. O przeszłości - także tej repreznetacyjnej - o planach na ten sezon i kolejne rozmawiamy ze stoperem Miedziowych .
Jarek, jak się czujesz w Lubinie po powrocie po ponad czteroletniej nieobecności?
- Czuję się bardzo dobrze. Na pewno nie zmieniło się wiele rzeczy w odstępie tych pięciu lat. Zastałem tutaj podobne osoby w klubie i dobre warunki do gry w piłkę. Miasto z perspektywy zawodnika się nie zmieniło. Jest bardzo przyjemna atmosfera w zespole. Do naszej drużyny oprócz mnie wróciło również kilku innych zawodników jak np. Arkadiusz Woźniak czy Damjan Bohar – jest też ten sam sztab trenerski, a więc wszystko na plus i to pozwala spokojnie przygotować się do kolejnych spotkań.
Kiedy pojawiła się opcja powrotu do KGHM Zagłębia Lubin, to długo musiałeś się zastanawiać? Czy może kusiło Cię, aby spróbować jeszcze sił za granicą?
- Ten transfer się przeciągał, bo nie ukrywam, że chciałem jeszcze spróbować swoich sił za granicą. Oczywiście, jeśli miałem wracać do Polski, to Zagłębie Lubin było taką opcją, że bardzo chętnie przyszedłem tutaj do klubu. Wcześniej jednak priorytetem był transfer zagraniczny, ale też nie taki na siłę. Miałem kilka propozycji spoza Polski, jednak z takich krajów i klubów, które mnie zupełnie nie interesowały. Początek rozmów z Zagłębiem w sprawie powrotu rozpocząłem w połowie maja, natomiast transfer został sfinalizowany w okolicach połowy czerwca. Trochę się to przeciągało, ale gdy stwierdziłem definitywnie, że jestem na tak – to ten transfer szybko spięliśmy i cała transakcja przebiegła w przeciągu dwóch dni.
W ostatnich latach grałeś w kilku krajach: Holandii, Mołdawii, Turcji i oczywiście Anglii. Pobyt, w którym z tych krajów wspominasz najlepiej pod względem piłkarskim? A gdzie podobało Ci się najbardziej, biorąc pod uwagę styl życia, uroki miasta czy podejście ludzi?
- Na pewno pod względem piłkarskim najbardziej odpowiadała mi liga holenderska. Znakomite miejsce do grania, świetne kluby i fajna organizacja tej ligi. Naprawdę dobre mecze, często grało się rywalem z topu, ale były też zespoły słabsze. Biorąc pod uwagę poziom drużyn, jest to liga mocno zróżnicowana. Nie było tak, że odstawałem od tej czołówki, a więc ta liga do grania była zdecydowanie najlepsza. Z kolei jeśli chodzi o miejsce do życia, to bezkonkurencyjnie wyróżniłbym Londyn. Duże miasto, jedno z najładniejszych w Europie z ciekawymi miejscami. Myślę, że ciężko będzie przebić tę metropolię. Będę miło wspominał Londyn i pewnie jeszcze nie raz tam zagoszczę, bo naprawdę jest tam wiele lokalizacji wartych tego, by je zobaczyć ponownie, a także takie, których jeszcze nie odwiedziłem.
Który z piłkarzy Crystal Palace robił na Tobie największe wrażenie pod względem piłkarskich umiejętności? Był to Wilfried Zaha, Christian Benteke czy może ze względu na Twoją pozycję na boisku był to któryś z obrońców?
- Jeśli chodzi o zawodników Crystal Palace to zdecydowanie jest to Wilfried Zaha. To zawodnik, który nie ma tam sobie równych – biorąc pod uwagę umiejętności piłkarskie. Oczywiście to piłkarz o inklinacjach ofensywnych, co zawsze obserwator zewnętrzny będzie bardziej doceniał. Bardzo mocny zawodnik w pojedynkach 1 na 1, szybki, świetny technicznie, doskonale radzi sobie zarówno lewą, jak i prawą nogą. Oczywiście reszta zawodników też prezentuje bardzo wysoki poziom. Z mojej perspektywy mógłbym się wzorować na wielu z nich i od każdego coś czerpać – natomiast jeśli mam wyróżnić jedną osobę to zdecydowanie Wilfried Zaha.
W poprzednim roku miałeś okazję pracować z legendarnym pomocnikiem Premier League, Serie A, mistrzem świata i Europy wspólnie z reprezentacją Francji, czyli trenerem Crystal Palac – Patrickiem Vierią. Powiedz, jak wspominasz pracę z Francuzem i czy podobała Ci się jego wizja futbolu, która jest raczej zupełnie inna od jego poprzednika – Roya Hodgsona?
- Tak, na pewno były duże różnice, gdy porównamy pracę z Royem Hodgsonem i Patrickiem Vieirą. Roy Hodgson bardziej zwracał uwagę na defensywę, na zachowania w obronie i jak odbudowujemy się po stracie piłki, a w ofensywie pozostawiał luz zawodnikom, licząc na ich umiejętności indywidualne. Natomiast Vieira przyszedł z nowoczesnym konceptem piłki nożnej, gdzie każdy atak chce rozgrywać od tyłu. Akcje mają być budowane przez cały zespół, a każdy zawodnik na boisku to istotny element przy tworzeniu sytuacji bramkowych. Myślę, że Patrick Vieira wprowadził większą kontrolę w ofensywie, jeżeli chodzi o zawodników Crystal Palace. W wielu początkowych meczach odbijało się to źle na zdobyczy punktowej, bo zdarzały się straty w newralgicznych częściach boiska. Natomiast nie zmienił tej koncepcji i sądzę, że na przestrzeni tych dwóch, trzech lat klub z Londynu zrobił znaczący krok do przodu, biorąc pod uwagę umiejętności taktyczne w ofensywie.
Masz na swoim koncie wiele występów w reprezentacjach młodzieżowych naszego kraju, ale są też dwa spotkania w seniorskiej kadrze. Były to mecze z Urugwajem i Meksykiem – pierwsze z nich zakończyło się wynikiem 0:0, a więc obrona z Tobą w składzie była w stanie powstrzymać grającego wtedy Edinsona Cavaniego. Jak wspominasz te spotkania i całe to zgrupowanie?
- To na pewno bardzo miłe wspomnienia. Tak się składa, że jeśli mowa o wszystkich reprezentacjach Polski to tylko raz podczas pierwszego zgrupowania w reprezentacji U-20 usiadłem na ławce rezerwowych, a w drugim meczu zagrałem już 90 minut. Na pierwszą reprezentację jechałem raczej z takim założeniem, że jestem właśnie uzupełnieniem składu. Natomiast losy tak się potoczyły, że wypadł jeden z podstawowych stoperów, a ja na treningach prezentowałem się bardzo dobrze i trener postanowił dać mi szansę. Uważam, że naprawdę fajnie wypadły te dwa mecze. Pojedynki z Urugwajem i Meksykiem nie były jakimiś bardzo porywającymi widowiskami. Tych akcji ofensywnych nie było zbyt dużo, stąd też miałem ułatwione zadanie. W powstrzymaniu Edinsona Cavaniego czy innych zawodników bardzo pomogli mi koledzy z reprezentacji, którzy instruowali mnie w tych spotkaniach, bo na pewno mieli świadomość, że jest to dla mnie ogromny stres. Pierwszy mecz na Stadionie Narodowym z kompletem publiczności. Bardzo dużo pomógł mi Kamil Glik, który w defensywie cały czas mi podpowiadał, a ja tak naprawdę wykonywałem swoją robotę poprawnie, będąc instruowanym przez kolegów z boku. Debiut, jak i drugi mecz wyszły pozytywnie, ale nie mogę tutaj nie docenić pomocy osób, które towarzyszyły mi na boisku.
Wróćmy jeszcze do KGHM Zagłębia Lubin, jak oceniasz dotychczasowy sezon w wykonaniu Miedziowych ?
- Ten sezon jak na razie określiłbym słowem – niedosyt. Gramy momentami naprawdę bardzo dobrze, w wielu spotkaniach kontrolowaliśmy sytuację na boisku. Graliśmy w piłkę przede wszystkim. Staramy się też właśnie rozgrywać akcje po ziemi, kreować grę. Mamy też swoje schematy i zawodników, którzy mają predyspozycje, by grać w piłkę po ziemi, co jest zawsze fajne dla oka i wszyscy to doceniają. W początkowych meczach mieliśmy problem z wykończeniem stworzonych okazji, a w kolejnych spotkaniach ta skuteczność zdecydowanie się polepszyła, co pozwoliło nam lepiej punktować. Naszym wielkim minusem jest to, że tych wyników często nie dowozimy i to jest rzecz, którą musimy poprawić. Na przestrzeni całego meczu powinniśmy być bardziej skuteczni, by nie pozwolić rywalom w końcówkach meczów zmieniać rezultatu. Oczywiście jest to złożony problem, ale myślę, że gdy poprawimy koncentrację i dyscyplinę w grze na zmęczeniu, to ten sezon może być bardzo owocny. Możemy wygrać z każdym przeciwnikiem, ale tak samo ostatnia w tabeli Miedź Legnica też jest w stanie zwyciężyć ze wszystkimi. Nie ma tu drużyn, które grają bardzo słabo. Nikt tutaj nie może dopisywać sobie punktów w ciemno, co powoduje, że szansa tak naprawdę staje przed każdym. Trzymając odpowiednią dyscyplinę i koncentrację, możemy być w czubie tabeli i powalczyć o fajne cele. Tym bardziej, że personalnie mamy do tego umiejętności. Często z zawodnikami rozmawiamy sobie w szatni na temat tych spotkań i wiemy, że stać nas na lepsze zdobycze punktowe.
Wiemy, że do Łodzi udaje się spora grupa kibiców KGHM Zagłębia Lubin. Jak zachęciłbyś tych jeszcze niezdecydowanych do wyjazdu, by pojechali i wspierali Was z trybun?
- Możemy zachęcić ich zapewnieniem tego, że damy z siebie sto procent i wyjdziemy na mecz w Łodzi po trzy punkty. Myślę, że nasi kibice mogą nam bardzo w tym pomóc, bo drużyna Widzewa będzie dopingowana u siebie przez dużą publikę. My możemy się przeciwstawić naszą publicznością – osobami, które przyjadą z Lubina nas wspierać. Na pewno szykuje się świetny mecz na nowym stadionie. My ze swojej strony możemy zapewnić walkę i nieustępliwość, co pokazaliśmy już z Koroną Kielce. Przeciwstawiliśmy się zespołowi, który opiera swoją grę na walce i agresji, a my nie odstawiliśmy nogi, a może nawet byliśmy w tym lepsi. Zaangażowanie i wszystkie te cechy wolicjonalne gwarantujemy w Łodzi. Oczywiście w tygodniu pracujemy nad elementami piłkarskimi, co mamy nadzieje, że się złoży w całość i wywieziemy stamtąd trzy punkty.
Na koniec powiedz, czego możemy Ci życzyć na następne tygodnie tego sezonu?
- Tak naprawdę jedyną rzeczą, którą chciałbym, by ludzie dookoła mi życzyli to oczywiście zdrowie. Ta runda jest dla mnie dość udana. Myślę, że dawno nie grałem tak równo całej rundy. Te wszystkie wojaże zagraniczne powodowały, że nie było tych rozegranych meczów zbyt dużo. Tutaj wracam na właściwe tory i nie chciałbym, żeby to się zepsuło przez zdrowie. Zostało tylko kilka spotkań do końca tego roku, a ja chciałbym utrzymać lub jeszcze poprawić swój poziom. To z pewnością ułatwiłoby mi wejście też w nowy rok. Zdrowie będzie w tym kluczowe, bo w ostatnim roku mniej występowałem na boisku i te obciążenia się sumują, przez co jest większa szansa na urazy. Jeśli zdrowie dopisze, to uważam, że będę bardzo zadowolony z rundy jesiennej.
Dziękuję za rozmowę
fot. Tomasz Folta / Zagłębie Lubin