Adam Buczek: nie chcemy zejść z drogi, którą obraliśmy
LUBIN. Co prawda dzisiaj uwaga kibiców koncentruje się na meczu ekstraklasowym Zagłębia z Wartą(g.18.00) ale mimo wszystko zapraszamy na ciekawą rozmowę z dyrektorem Akademii Piłkarskiej KGHM Zagłębie Adamem Buczkiem, który opowiedział nam między innymi o swoich doświadczeniach na tym stanowisku, świetnej pozycji KGHM Zagłębia Lubin w klasyfikacji Pro Junior System czy o korzyściach płynących z gry naszych rezerw na szczeblu centralnym.
Panie Dyrektorze, w obecnym sezonie PKO BP Ekstraklasy KGHM Zagłębie jest liderem Pro Junior System. Czy dla Pana, jako Dyrektora Akademii KGHM Zagłębia jest to budujące?
- W pewnym sensie na pewno tak, bo to bardzo ważne jacy zawodnicy najbardziej w Pro Junior System punktują - są to piłkarze, którzy przeszli przez naszą akademię, czyli Bartek Kłudka, Tomek Pieńko i Kacper Bieszczad. Jest też w pierwszy zespole np. Filip Kocaba, który na razie nie punktuje, bo są tam określone wymagania, jak ilość rozegranych spotkań, ale wymieniona wyżej trójka, która w akademii spędziła kilka lat, tworzy trzon. W pewnym więc sensie Pro Junior System jest wyznacznikiem, bo punktującymi są chłopcy, którzy zostali ukształtowani w naszej akademii.
Widzi Pan coś charakterystycznego dla Zagłębia Lubin u tych chłopaków? Wiadomo, że każdy ma inne umiejętności, ale coś takiego w czym da się dostrzec w ich rozwoju taki stempel Zagłębia?
- Na pewno są dumni z pochodzenia i z tego, że tutaj zostali wyszkoleni. Kacper Chodyna w jednym z ostatnich wywiadów, choć przychodził do naszej akademii w wieku 17 lat, to podkreślił, że wyjście z opaską na ręku w barwach Zagłębia, jest dla niego powodem do dumy. Myślę, że każdy chłopak, który jest tutaj bardzo długo marzy, by wyjść w podstawowym składzie KGHM Zagłębia. Jeśli chodzi o to, co ich łączy i co powinno kierować tymi młodymi ludźmi, którzy starają się przebić wyżej – na pewno jest to charakter, bo o każdym z nich można powiedzieć, że ciężką pracą i chęcią rozwoju w akademii, doszli do tego, co teraz mają. To jest ich wspólny mianownik i wskazówka dla innych.
Czy to też jest sygnał dla innych zawodników akademii, że nie trzeba być wiodącym piłkarzem w poszczególnych rocznikach, a i tak można przejść do pierwszego zespołu?
- Tak, są różne ścieżki rozwoju zawodników. Tomek Pieńko akurat był zawsze wyróżniającym się piłkarzem w poszczególnych kategorii wiekowych. Bartek Kłudka już nie. Z kolei Filip Kocaba był solidny, sumienny i nie schodził poniżej pewnego poziomu. Miał momenty słabsze, ale nigdy się nie poddał. A więc są to zupełnie trzy inne drogi, nie ma jednej ścieżki – musisz być wyróżniającym się od początku, by dostać się do pierwszego zespołu albo jeśli będziesz średniakiem, to na pewno się dostaniesz. Nie ma takiej jednej drogi. Mamy też takie przypadki, że w pewnym momencie zaczynają się schody. Jeśli chłopak idzie szybko do góry, cały czas jest wiodącym zawodnikiem i nagle napotka pierwsze niepowodzenia, gdzie np. nie został powołany na kadrę czy nie gra w pierwszym zespole, a kolega z tego samego rocznika już doszedł do tego poziomu. Przychodzi moment, że może być ciężko i właśnie wtedy trzeba pokazać charakter, by wrócić na odpowiednie tory.
Młodzi piłkarze mogą się zmagać z różnymi problemami i właśnie z tego względu ważne jest odpowiednie podejście nie tylko rodziców czy trenerów, ale także współpraca z psychologiem. Jak ta kwestia wygląda w Akademii KGHM Zagłębia?
- Od dłuższego już czasu, dzięki Hubertowi Fornalikowi i Pawłowi Habratowi, organizujemy cykliczne warsztaty dla zawodników różnych kategorii wiekowych. Omawiane były różne obszary, np. radzenie sobie z porażką czy sukcesem, przygotowanie do treningu, wyznaczanie celów. Paweł Habrat z Hubertem Fornalikiem pewnie mogliby dużo o tym opowiedzieć. Weszliśmy z takimi spotkaniami też do młodszych grup oraz do klubów, które z nami współpracują, jak Amico, Górnik Lubin, Zagłębie Future. Chcemy pomóc młodym ludziom w trudnym wieku nastoletnim, kiedy do głowy przychodzą różne rzeczy i kiedy człowiek zastanawia się jaką drogą iść. Ponadto na początku roku wyszliśmy z taką inicjatywą skierowaną do rodziców najmłodszych grup wiekowych. Przy pomocy Huberta Fornalika na początku września odbyły się wykłady dla dzieci od U-7 do U-13. To jest etap, gdzie te dzieci spełniają swoje marzenia, pasje i droga na szczyt jest jeszcze bardzo długa. Dostałem informację, że fajnie zostały odebrane i warto je kontynuować. Myślę, że jest to bardzo potrzebne, by wiedza rodziców była na odpowiednim poziomie.
W poprzednim sezonie drużyna U-18 zdobyła mistrzostwo Polski juniorów, dzięki czemu udało się zagrać w eliminacjach Młodzieżowej Ligi Mistrzów. Jak Pan wspomina mecze z Ruchem Lwów?
- Trafiliśmy na zespół bardzo solidny, z bardzo dobrą akademią. Ruch Lwów odpadł dopiero w ¼ finału Ligi Mistrzów przeciwko AC Milan, a wcześniej byli w stanie łatwo pokonać Galatasaray Stambuł i po rzutach karnych wielki Inter Mediolan. Byliśmy drużyną, której niewiele brakowało, by tę rundę z Ruchem Lwów przejść. Decydowała skuteczność – szczególnie w drugim meczu, gdzie mieliśmy dwie, trzy bardzo dobre sytuacje, ostatecznie jednak przegraliśmy dwumecz 0:1. Druga sprawa to przygotowania do Ligi Mistrzów – Jacek Jurkiewicz nad tym czuwał i wykonał naprawdę dużą pracę, żeby to się odbyło, bo wymagania UEFA były bardzo wysokie. To była naprawdę duża organizacja i zaangażowanie wszystkich ludzi z klubu. Ogólnie w tamtym roku zrobiliśmy fajną rzecz – wszyscy pracownicy, zawodnicy, trenerzy. Mistrzostwa i awans zawierają w sobie dwa aspekty, bo po pierwsze - chęć zwycięstwa musi być i pracą tych wszystkich ludzi zdobyliśmy mistrzostwo U-17, U-18 i awans do 2. ligi. Po drugie – dla mnie najistotniejszą sprawą jest, by po wspomnianych sukcesach spojrzeć za jakiś czas i zobaczyć tych zawodników funkcjonujących na poziomie profesjonalnym. Kiedyś powiedziałem po podwójnych mistrzostwach Polski juniorów i młodej Ekstraklasy, że najważniejsze, by to nie był sufit tych piłkarzy, bo to w piłce seniorskiej zdobywa się największe trofea.
Zawodnicy z tamtych lat nadal funkcjonują na poziomie centralnym. Na pewno więc Pan nie raz spogląda, jak ich losy się potoczyły.
- Tak, nie raz z Tomkiem Bożyczko sobie wspominamy. Te mistrzostwa Polski juniorów czy młodej Ekstraklasy to było fajne osiągnięcie, jednak największym sukcesem jest to, że ci piłkarze po kilkunastu latach dalej funkcjonują na poziomie centralnym. Nie chcę wymieniać nazwisk, bo jeszcze kogoś pominę, ale to ludzie, którzy są już po trzydziestce, a ciągle są profesjonalnymi piłkarzami i to jest też w jakiejś części wynik naszej pracy.
Zrobienie dwóch mistrzostw Polski U-17 i U-18 oraz awansu rezerw na poziom centralny na pewno poprzedzały wyzwania organizacyjne. Jak udało się je pogodzić i finalnie zrobić sukces na trzech szczeblach?
- Widzieliśmy jak układają się tabele. Sam się zastanawiałem czy na trzech poziomach jesteśmy w stanie tyle zrobić. Kluczowa była odpowiednia komunikacja całego pionu sportowego - począwszy od dyrektora sportowego, przez trenera pierwszej drużyny i szkoleniowców drużyn młodzieżowych. Logistycznie było to trudne - rozmawialiśmy z trenerami o tym kto z pierwszej drużyny schodzi do drugiej, kto z drugiej ewentualnie może funkcjonować w U-18 czy U-17 itd. Wszystko trzeba było robić tak, żeby było to z korzyścią dla zawodników i drużyn, w których grali. Ostatecznie ułożyło się to wszystko bardzo fajnie. W tych meczach końcowych – drużyny U-18 z Arką Gdynia czy dwie godziny później naszych rezerw z Górnikiem Zabrze w trzeciej lidze, to były niesamowite zagwozdki dla klubu kto ma zagrać. Doszły wówczas kwestie regulaminowe, bo niektórzy zawodnicy nie mogli zagrać w tej trzeciej lidze w ostatnim spotkaniu. To są już takie kulisy, przykładowo Kacper Masiak jeśli nie zagrał 50 procent meczów w drugim zespole, a debiutował już w pierwszej drużynie – to nie mógł grać w drugim zespole, a tylko w juniorach. To jest regulamin, trzeba było tak poskładać, by jedni i drudzy mieli drużynę, która może osiągnąć sukces i to się udało. Każdy wszystko dokładnie sprawdzał, na co pozwala regulamin. Było przy tym naprawdę dużo pracy. W późniejszym czasie w zespole Tomasza Bożyczko (U-17) trener mógł skorzystać z Kacpra Masiaka, Kacpra Terleckiego czy Oliwiera Sławińskiego, którzy bardziej funkcjonowali w drużynie rezerw czy U-18. Dostali wolne po swoich meczach, potem wrócili do treningów i były mecz finałowy z Wisłą Kraków, więc dlaczego mielibyśmy nie pokazać potencjału chłopaków, których posiadamy? To się dało zrobić dzięki pracy wszystkich osób w klubie.
W obecnym sezonie po raz pierwszy nasze rezerwy mają możliwość gry na poziomie centralnym w eWinner 2. lidze. Jakie płyną z tego korzyści? Jak duży wpływ ma to na AP KGHM Zagłębie?
- To dla nas kolejne wyzwanie, bo po raz pierwszy w naszym klubie zespół rezerw jest na poziomie centralnym. Jest to zupełnie inna piłka w porównaniu do trzeciej ligi, bo na obecnym poziomie są zespoły flagowe poszczególnych miast i jest to dla nich najważniejsze. Dla nas nadal są to rezerwy i danie możliwości naszym adeptom, żeby mogli się rozwijać na tym poziomie. Trzeba też wspomnieć, że w trzeciej lidze mieliśmy chyba nawet trochę mocniejszy skład. Damian Oko w rundzie jesiennej leczył kontuzje i nie mogliśmy z niego korzystać. Był Jakub Sypek, który odszedł do Widzewa Łódź. Daniel Dudziński został wypożyczony do GKS-u Katowice, bo jednak ten rozwój indywidualny piłkarza jest ważny. Do drugiej ligi weszło też kilku chłopaków, którzy w awansie nie mieli dużego wpływu na zespół, a teraz muszą wziąć na barki odpowiedzialność gry na takim poziomie. Bartek Kłudka wskoczył do Ekstraklasy przez to, że w drugiej lidze grał bardzo dobrze. Najpierw zauważył go trener Piotr Stokowiec, teraz trener Waldemar Fornalik i dzisiaj jest piłkarzem, który jest w pierwszej drużynie. To jest dobra droga, żeby się pokazać wszystkim trenerom.
W słowach Dyrektora wyczuwa się duży spokój, ale patrząc okiem kibica i na tabelę ligową może być lekka nerwówka czy się utrzymamy w drugiej lidze.
- Ja jestem w klubie bardzo długo i przeżyłem różne momenty. My byliśmy też w czwartej lidze jako druga drużyna. Powiem szczerze, że pamiętam ten czas, gdy do czwartej ligi spadli wtedy nawet Filip Jagiełło i Dominik Hładun, jak widać później nie przeszkodziło im to zrobić kariery na poważnym poziomie. Gramy dalej i walczymy o to, by zdobywać punkty, wygrywać. Jednak nie chcemy zejść ze swojej drogi, którą obraliśmy. Ta drużyna musi mieć swoją rolę, czyli promować kolejnych młodych zawodników, żeby trafiali później do pierwszej drużyny. To jest najważniejsze, ale nie chcemy też oczywiście przegrywać. Młodzi piłkarze muszą chcieć wygrywać, uczyć się mentalności zwycięstwa czy gry pod presją. Zawodnicy muszą być na to przygotowani, bo w Ekstraklasie ta presja jest jeszcze większa. W tym wszystkim trzeba zachować spokój.
Czy widzi Pan w Akademii Piłkarskiej KGHM Zagłębia następców Bartosza Białka czy Łukasza Poręby?
- Oczywiście. Jestem o tym przekonany, bo uważam, że jest grono chłopaków, którzy mają wszystko żeby tą drogą pójść. W tym miejscu dodam taką wskazówkę dla młodych ludzi, bo często zbyt szybko chcą przeskoczyć dalej, czego nieraz nie da się zrobić. Muszą sobie zdać sprawę, że żeby pójść drogą chłopaków, o których wspomniałeś, to niezbędna jest nie tylko sumienna praca, ale i cierpliwość. Łukasz i Bartek przeszli przez grę w juniorach, później przez drugi zespół i dopiero po tym przyszedł czas na debiut w Ekstraklasie. Uważam, że jako akademia potrafimy doprowadzić zawodników do debiutu w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce, mamy na to przykłady, ale niezbędne jest tu obdarzenie nas zaufaniem – zarówno mówię tu o zawodnikach, jak i rodzicach.
Z perspektywy niemal dwóch lat Pana pracy na stanowisku dyrektora AP KGHM Zagłębie, jak Pan ocenia ten czas?
- Za mną już prawie 2 lata pełnienia roli, w której się odnajduję, ale co muszę podkreślić, mają na to też wpływ ludzie, którymi się otaczam. Przy takim ogromie pracy, sam jeden człowiek by tego nie zrobił. Jest dyrektor bursy, jest menadżer operacyjny, są trenerzy-koordynatorzy, ludzie, którzy czuwają nad tym, żeby poszczególne składowe funkcjonowały jak najlepiej. Akademia jest ogromnym projektem i bez tych osób moja praca byłaby chyba niewykonalna. Myślę, że wykonujemy dobrą robotę. Chcemy cały czas dokładać kolejne cegiełki, żeby to, co robimy było jeszcze bardziej efektywne i dawało korzyści tym młodym ludziom, z którymi pracujemy.
Dziękuję za rozmowę.