Pociąg utknął, a pasażerowie wracali na własną rękę
REGION. Tego niedzielnego wypadu pociągiem do Drezna podróżni z pewnością długo nie zapomną. Owszem, na jarmarku bożonarodzeniowym było pięknie, ale w drodze powrotnej zaczął się istny horror. Pociąg utknął w Zgorzelcu i pasażerowie musieli na własną rękę organizować powroty do domów. Najgorszy jednak - jak mówią sami podróżni- był brak jakiejkolwiek informacji ze strony przewoźnika.
- Wybraliśmy się z żoną na jarmark do Drezna. Korzystaliśmy z oferty promocyjnej Kolei Dolnośląskich- bilet za 85 zł w dwie strony, z jedną przesiadką w Zgorzelcu. Dojechaliśmy bez problemu, jarmark oczywiście piękny, ale problemy zaczęły się, jak mieliśmy powrót- relacjonuje pan Piotr, jeden z pasażerów.
W Zgorzelcu Ujazd wysiadło ok. setki ludzi z pociągu z Drezna. Tu miała być przesiadka. Najpierw poinformowano przez megafony, że pociąg jest opóźniony, a potem nie było ani informacji, ani pociągu.
- Wszyscy, żeby nie stać na tym zimnie i deszczu, skumulowali się w poczekalni dworcowej. Setka ludzi, a więc ścisk niesamowity. Część pasażerów została na peronie, by słuchać, czy będą jakieś komunikaty. Nie było żadnych- ani czy będzie transport zastępczy, ani czy pociąg w ogóle przyjedzie- opowiada pan Piotr.
- Przyczyną braku możliwości dojazdu ze stacji Zgorzelec Miasto do stacji Zgorzelec Ujazd była awaria urządzeń sterowania ruchem kolejowym, na co Koleje Dolnośląskie nie mają wpływu. Podjęta przez KD próba organizacji komunikacji zastępczej nie powiodła się, ze względu na brak przewoźników w tym czasie, w tym miejscu- wyjaśnia Bartłomiej Rodak, rzecznik prasowy Kolei Dolnośląskich.
Jak mówią pasażerowie- tam, na peronie nie było nikogo, kto mógłby jakiekolwiek informacje przekazać, a dodzwonienie się na infolinię Kolei Dolnośląskich było niemożliwe.
Drogą pantoflową podróżni dowiedzieli się, że ich pociąg - być może- czeka na nich na kolejnej stacji - Zgorzelec Miasto. Problem w tym, że stacje dzielą 3 km.
- Wszyscy chwycili więc za telefony, wezwali taksówki i pojechali na własną rękę do stacji Zgorzelec Miasto, ale pociągu tu nie było. Następny miał być o godz. 21.57, bodajże. Poczekaliśmy do tej godziny, ale pociągu nie było. Nie było już żadnych pociągów, a następny chyba o 6.00 rano. Brak dworca, poza peronem ciemno, głucho pełno szemranego towarzystwa. Zimno, deszcz, małe dzieci. Nie ma znikąd pomocy. Tragedia- mówi pan Piotr.
-Nie jest prawdą, że tego wieczora nie było już żadnego połączenia. Ostatecznie pociąg ze stacji Zgorzelec Ujazd odjechał o godz. 22.30. Niemniej jednak, jako przewoźnik pragniemy przeprosić osoby, które -nie czekając na ostatni pociąg - postanowiły podjąć próbę powrotu do domów na własną rękę, co mogło przysporzyć im kłopotów i narazić ich na stres. Wszystkie reklamacje w tej sprawie będą bardzo skrupulatnie rozpatrywane - zapewnia Bartłomiej Rodak, rzecznik Kolei Dolnośląskich.
Pan Piotr, jak sam mówi, jest winien sąsiadowi "dobrą whisky", bo w niedzielną noc przyjechał po nich z Bolesławca do Zgorzelca. Z relacji pasażerów wynika, że jedna z podróżnych ze Zgorzelca wróciła do Wrocławia taksówką, a podróż kosztowała ją tysiąc zł.