Autolustracja Wacława Szetelnickiego
LEGNICA. Nigdy nie byłem tajnym ani żadnym innym współpracownikiem komunistycznej bezpieki - mówił dziś na konferencji prasowej Wacław Szetelnicki, przewodniczący rady miejskiej w Legnicy, pokazując swoją własną teczkę, czyli dokumenty znajdujące się w zasobach Instytutu Pamięci Narodowej.
- Obiecałem przy poprzednich wyborach transparentność, stąd sam sięgnąłem do Instytutu Pamięci Narodowej po swoją teczkę, z której jasno wynika, że próbowano mnie do współpracy werbować, ale nigdy się nie ugiąłem - mówił Wacław Szetelnicki.
Z dokumentów zachowanych w IPN wynika, że bezpieka Wacława Szetelnickiego chciała pozyskać do współpracy w latach 1986-88. Sprawę prowadził Wydział VI Woj. Urzędu Wydziału Spraw Wewnętrznych w Legnicy, który był przeznaczony do walki z Kościołem i duchowieństwem.
- Starano się mnie przez te 2 lata rozpracować, złamać i nakłonić do współpracy. Sprawę należy rozpatrywać w szerszym kontekście - zaangażowania mojej rodziny w sprawy związane z życiem Kościoła. Mianowicie były próby rozpracowywania środowiska Ojców Franciszkanów przy parafii św. Jana w Legnicy, a ja do tej parafii należałem. Służba Bezpieczeństwa bardzo interesowała się osobami, u których w rodzinie były powołania, a w mojej rodzinie takie były - opowiada Wacław Szetelnicki. I dodaje: - Naturalnym zatem było, że obiektem zainteresowania będę również i ja.
Pierwsza próba werbunku miała miejsce w czerwcu 1986r., kiedy Wacław Szetelnicki miał oddać paszport po powrocie z pielgrzymki do Rzymu.
- Skierowano mnie wówczas na ul. Jaworzyńską zamiast do biura paszportowego i, jako niespełna 19-latka, przeczołgano mnie, przeprowadzając przez piwnice, parter, kolejne piętra. Trafiłem do jednego z funkcjonariuszy, który starał się nakłonić mnie do współpracy. Młody wiek, szkoła, matura - to wszystko było moją ochroną i wymówką. Później, i to jest w aktach teczki, inwigilowano moją osobę, sprawdzano korespondencję, dokonywano działań operacyjnych. Są też świadkowie, którzy widzieli, jak oficer prowadzący przychodził również do mojej szkoły, żeby nakłonić mnie od współpracy. Po dwóch latach nieudanej próby werbunku odstąpiono od chęci pozyskania mnie na rzecz współpracy ze służbą bezpieczeństwa - dodaje Wacław Szetelnicki.
- Bardzo uczulałbym, też jako historyk, przed bezrefleksyjnym przeglądaniem materiałów IPN-owskich, zwłaszcza teczek. Bardzo często jest tam radosna twórczość funkcjonariuszy, którzy za sporządzanie notatek uzyskiwali dodatkowe bonusy. Zresztą, w moich aktach jest napisane, że jestem studentem I roku Uniwersytetu Wrocławskiego, kiedy w rzeczywistości studiowałem w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Zielonej Górze, a zatem pewne dane są wyssane z palca. My mamy tę przewagę, że jeszcze żyją świadkowie, natomiast obawiam się, co będzie za 20 lat - dodaje przewodniczący rady miejskiej w Legnicy.
Wacław Szetelnicki podkreślił też, że motywem do spotkania z dziennikarzami była m.in. fala hejtu, jak wylała się w sieci pod jego adresem. Przewodniczący rady zapowiedział, że każdy kolejny wpis godzący w jego dobre imię bądź jego rodziny, skierowany zostanie na drogę prawną.