7 tysięcy ludzi bez dostępu do kolei. Chcą równego traktowania!
GMINA LUBIN. W sobotę wielką fetą zainauguruje powrót regularnego połączenia kolejowego Lubina z reszta świata. Powód do radości, jednak nie wszyscy się cieszą. Mieszkańcy miejscowości położonych wzdłuż linii Lubin - Legnica nadal pozostaną wykluczeni z transportu kolejowego. Jak sami twierdzą, jest to rezultat nie ekonomicznych uwarunkowań tylko zemsta polityczna.
Mieszkańcy Gorzelina, Raszówki, Chróstnika i Rzeszotar oraz okolicznych mniejszych wiosek zebrali się na spotkaniu w Raszówce i debatowali nad sytuacja zwiazaną z pominięciem ich wiosek w rozkładzie jazdy pociągów Kolei Dolnośląskich. Nie przemawia do nich argument, że pociągi mają łączyć główne miasta a obowiązkiem włodarzy gmin jest dowieźć mieszkańców wiosek do tych stacji Uważają, że jest wręcz odwrotnie - że po to właśnie są koleje samorządowe żeby kolej była bliżej ludzi mieszkających w jej zasięgu.
- Trudno jest uwierzyć przeciętnemu mieszkańcowi, wielu ludzi jest przekonanych, że to jest jakiś absurd i pomyłka - mówi Robert Borzych, mieszkaniec Gorzelina. - Że pociągi, na które tak wiele lat czekaliśmy i które były nam obiecywane przez poprzedni jeszcze zarząd Kolei Dolnośląskich pod wodzą Piotra Rachwalskiego - kolejarza z prawdziwego zdarzenia, że dzisiaj,gdy kolej do nas powraca, pociągi nie będą się zatrzymywały na stacjach w Chróstniku, Gorzelinie, Raszówce i Rzeszotarach. Misją każdej kolei samorządowej jest połączenie małych miejscowości z większymi ośrodkami miejskimi. Czy nowy prezes KD nie wie, po co są koleje samorządowe, czy też Lubin ma takie kompleksy, że myśli, że jest zaściankiem, który się nie łapie tylko na połączenia PKP Intercity. Policzyliśmy mieszkańców, którzy są zameldowani w miejscowościach biegnących wzdłuż linii kolejowej to wyszło, że to ponad 7 tysięcy ludzi, więc potencjał przewozowy jest bardzo duży.
We wszystkich wioskach wyremontowane stacje i przystanki są gotowe na przyjęcie pasażerów. Dostosowano je dla niepełnosprawnych, niedowidzących. Są Ławeczki, wiaty. Wbrew niektórym doniesieniom do stacji jest dostęp - nie wszędzie wprawdzie utwardzonymi drogami, ale nigdy takiego tam nie było i nikomu nie utrudniało to korzystaniu z kolei.
- Jak daleko sięgam swoją pamięcią, to kolej zawsze była ważna dla Raszówki - mówi Tadeusz Kosturek, sołtys Raszówki. - Kiedyś wiele ludzi jeździło przecież do Lubina lub Legnicy do pracy, do szkół, do przychodni, szpitala czy na zakupy. Nie bardzo wiemy, na czym polega rozumowanie samorządowców, bo grube miliony złotych zostały wyłożone na modernizację i remonty stacji kolejowych, budowę nowych peronów, trakcji kolejowych i pozostałej infrastruktury i to ma pójść na marne? Tysiące ludzi ma być odizolowane od kolei, bo ktoś sobie życzy, żeby nasi mieszkańcy dojeżdżali do Lubina, by wsiąść w pociąg jadący do Legnicy? To przecież jakiś absurd i niedorzeczność. Nie wiem, dlaczego nas taka kara spotyka.
Jak sie okazuje, taka decyzja Kolei Dolnośląskich, może spowodować problemy z rozliczeniem inwestycji. Część pieniędzy na nią pochodziła bowiem z Unii Europejskiej i we wniosku zobowiązano się doprowadzić do... likwidacji wykluczenia transportowego mieszkańców wsi.
- Cały czas mieliśmy nadzieję, że ten scenariusz się nie spełni, że są to jakieś pogłoski, plotki, ale dzisiaj okazuje się, że jednak będziemy wykluczeni z przejazdów kolejowych - stwierdził Tomir Różański z Rzeszotar. - Mieszkańcy Rzeszotar, Dobrzejowa, którym kolej ułatwiłaby na pewno swobodny dojazd do dużych miast, Lubina, Legnicy czy Wrocławia, są dzisiaj oburzeni i rozgoryczeni. Ktoś, jedną decyzją skreśla tych wszystkich ludzi pozbawiając ich publicznego środka transportu, jakim jest kolej. Tymczasem, właśnie likwidacja wykluczenia kolejowego była jednym z elementów, ża które przyznawano dodatkowe punkty we wniosku o unijne dofinansowanie remontu tej linii. I wynika dzisiaj z tego, że ten punkt posłużył do otrzymania pieniędzy a nie zostanie zrealizowany. Jak wobec tego inwestor rozliczy się z realizacji inwestycji?
Podczas spotkania mieszkańców panowała powszechna opinia, że powód niezatrzymywania się pociągów jest zupełnie inny niż oficjalny: jest to kara za niechęć mieszkańców i władz gminy do pomysłu prezydenta Lubina dotyczącego zagarnięcia 7 sołectw gminy i przyłączenia ich do miasta. Mieszkańcy mówili, że chęć skrócenia podróży z Lubina do Legnicy o 4 minuty (tyle podobno zyska się omijając przystanki) to zwykłe mącenie ludziom w głowach. Bo cóż to za różnica - 4 minuty? A nawet jeśli by tak było to bardzo łatwo byłoby te 4 minuty zaoszczędzić gdzie indziej. Otóż po przyjeździe do Legnicy, pociągi z Lubina będą stały na stacji... 6 minut. Po to by zdążyły przyjechać pociągi z Lubania, Bolesławca czy Węglińca i by ich pasażerowie mogli się przesiąść do ich pociągu. Gdyby pociąg z Lubina przyjechał te 4 minuty później to skomunikowanie się pociągów byłoby idealne.
Niestety, nikt z władz Kolei Dolnośląskich, sejmiku Dolnośląskiego, nie mówiąc już o zarządzającym Lubinem nie chce mieszkańców słuchać. Ten ostatni wykazał się wręcz dużą bezczelnością i jak uważają mieszkańcy, sporą dozą szyderstwa. Na słupach ogłoszeniowych we wsiach, które zostały pominięte w rozkładzie jazdy umieszczono bowiem plakaty zapraszające do Lubina na wielki koncert z okazji uruchomienia połączeń kolejowych.
Mieszkańcy wiosek zapowiedzieli że z zaproszenia skorzystają i w odpowiedni sposób zademonstrują swoją "wdzięczność". Zapowiada sie gorąca sobota na torowiskach Kolei Dolnośląskich...