Bolków, Chocianów, Chojnów, Gaworzyce, Głogów, Grębocice, Jawor, Krotoszyce, Kunice, Legnica, Legnickie Pole, Lubin, Męcinka, Miłkowice, Mściwojów, Paszowice, Pielgrzymka, Polkowice, Prochowice, Przemków, Radwanice, Rudna, Ruja, Ścinawa, Wądroże Wielkie, Zagrodno, Złotoryja

Hipokryzja na torach

LUBIN.  To co wydawało się niemożliwe w ciągu najbliższych miesięcy, stało się realne w ciągu zaledwie dziewięciu dni. Tyle wystarczyło, by oczekiwane przez mieszkańców Gminy Lubin zmiany w rozkładzie jazdy pociągów weszły w życie. To efekt protestu, zorganizowanego przez mieszkańców Raszówki i okolicznych miejscowości, który odbił się szerokim echem w całym kraju. Ten protest i jego przyczyny są także głównym tematem rozmowy z wójtem Tadeuszem Kielanem. 

Hipokryzja na torach

Wojna o kolej w Gminie Lubin dobiegła końca, pociągi zatrzymują się w Raszówce, Gorzelinie i Chróstniku. Była to jednak batalia niełatwa i okupiona konsekwencjami, które ponoszą mieszkańcy…

TADEUSZ KIELAN; - Przede wszystkim nie rozumiem dlaczego została nam wypowiedziana. Czym narazili się mieszkańcy Raszówki i okolicznych miejscowości, którym próbowano tę wyczekaną kolej odebrać, zanim jeszcze im ją dano. Wierzę jednak, że polityczne konsekwencje poniosą autorzy tego zamieszania, czyli Bezpartyjni Samorządowcy a mieszkańcy, którzy wyszli na tory w obronie swoich praw udowodnią swoją niewinność.

Uważa Pan, że była to decyzja polityczna?

- Raczej trudno mieć, co do tego wątpliwości. Jeszcze w marcu w rozkładzie jazdy Kolei Dolnośląskich znajdowały się nasze przystanki, nieoczekiwanie zostały z niego usunięte tuż po tym, jak do władzy w zarządzie województwa doszli Bezpartyjni Samorządowcy, a najbliżsi współpracownicy prezydenta Lubina Roberta Raczyńskiego objęli kluczowe dla transportu kolejowego stanowiska: Tymoteusz Myrda- członka Zarządu Województwa Dolnośląskiego, a Damian Stawikowski – prezesa Kolei Dolnośląskich. Tu niestety przyszło nam ponieść konsekwencje upolityczniania takich dziedzin, jak transport. Po wypowiedziach udzielanych mediom przez panów Raczyńskiego, Stawikowskiego i Myrdę, a także ich rzeczników prasowych widać, że nie mają podstawowej wiedzy na ten temat, myląc kolej aglomeracyjną z pociągami ekspresowymi. Kolej aglomeracyjna z definicji cechuje się dużą liczbą zatrzymań, bez pomijania żadnych stacji. Ma podobną misję do spełnienia, jak doskonale funkcjonujące niemieckie, czy czeskie koleje dojazdowe.

Z zapowiedzi prezydenta Raczyńskiego wynika, że wkrótce pociągi mogą się nie zatrzymywać nawet w Legnicy, największym ośrodku regionu…

- To jest to, o czym mówiłem: kompletne niezrozumienie tematu. To nie jest kolej lubińska, ale dolnośląska, na co wskazuje sama jej nazwa. Zresztą nie wiem, kto daje prezydentowi Lubina prawo kreowania dolnośląskiej polityki transportowej. Dzień przed protestem mieszkańców w Raszówce, rzeczniczka prezydenta zapytana przez dziennikarkę Gazety Wrocławskiej o zmiany w rozkładzie jazdy stwierdziła, że miasto nie jest stroną w tej sprawie. Kilka dni później Robert Raczyński stwierdza na łamach tej samej gazety, że projekt kolei na Dolnym Śląsku sam realizuje od dwóch lat i nie widzi potrzeby, by pociąg zatrzymywał się w Legnicy. Na antenie Polskiego Radia Wrocław dodaje, że „połączenie między Lubinem a Wrocławiem, zatrzymujące się na każdym przystanku, wydłuży nam się do 1,5 godziny. Wartość takiego połączenia jest żadna. To się robi tramwaj”. Wynika z tego jasno, że nie rozróżnia połączeń lokalnych od pośpiesznych. Te ostatnie są jak najbardziej potrzebne, ale realizują je inne firmy, np. PKP Intercity. Dla prezydenta Raczyńskiego, jak widać nie ma to znaczenia, pociąg to – to po prostu pociąg. Z Lubina chciałby decydować, gdzie się będzie zatrzymywał i jak szybko będzie jechał. To zupełnie oderwane od rzeczywistości i misji, jaką realizować mają Koleje Dolnośląskie. Gdyby jednak iść tym tokiem myślenia, to co zrobić mają lubinianie, którzy zachcą wysiąść w Legnicy, mają wyskoczyć w polu czy jechać do Wrocławia i wracać?

Odpowiedzialnością za brak postojów w Gminie Lubin próbowano obciążyć Pana. Miało to być spowodowane brakiem odpowiednio przygotowanej infrastruktury przy peronach.

- Życie zweryfikowało te mocno naciągane argumenty i udowodniło, że nie istnieje racjonalne uzasadnienie usunięcia naszych przystanków z rozkładu jazdy. Rzecznik marszałka Michał Nowakowski przed protestem w Raszówce twierdził, że postoje w naszych miejscowościach wydłużą czas przejazdu o kilkanaście minut, w rzeczywistości pociąg jedzie o 4 minuty dłużej. Podobnie jest z infrastrukturą. Drogę w Gorzelinie, do stanu jaki pokazywano w lubińskiej, miejskiej telewizji mocno naciąganymi ujęciami doprowadził wykonawca. Jego obowiązkiem jest oddać nam teren w stanie niepogorszonym i do takiego stanu droga ta została już przywrócona. Jeśli zaś chodzi o jej długość, która zdaniem rzecznika KD Bartłomieja Rodaka wynosi 150 metrów, to w rzeczywistości mierzy ona około 50 metrów. Jeden z internautów najlepiej podsumował te przygotowywane na kolanie „pseudo argumenty”, twierdząc, że pociąg do zatrzymania się nie potrzebuje parkingu ani drogi. Dojść do niego można – jeśli się chce – nawet o kulach. Od początku było widać, że to mocno naciągane teorie.

Infrastruktura przy peronach rzeczywiście nie jest zła, ale na pewno można jeszcze wiele zrobić.

- Wiele jej elementów na pewno można ulepszyć. Takie były i są nasze plany. Nie odstąpiliśmy od nich. W Gorzelinie na pewno wykonamy nową drogę do peronu o nawierzchni z masy bitumicznej wraz z niewielkim parkingiem. Przystąpiliśmy już do przygotowania dokumentacji technicznej. Na stacji kolejowej w Raszówce chcemy stworzyć parking Park&Ride – Parkuj i Jedź, do którego będzie można dojechać samochodem, ale także rowerem, skuterem czy elektryczną hulajnogą i bezpiecznie je tam zostawić. Poczyniliśmy już w tym kierunki pierwsze kroki, zmierzające do przejęcia przez gminę terenów znajdujących się przy stacji kolejowej. Ma ona trzech właścicieli. Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa już zadeklarował przekazanie nam terenu, prowadzimy rozmowy w tej sprawie z władzami Powiatu Lubińskiego i Polskim Liniami Kolejowymi.

Mieszkańcy wychodząc na tory w Raszówce pokazali swoją determinację w walce o pociągi i wielką odwagę. Jakie działania podjęła w tej sprawie Gmina?

- Początkowo mało kto wierzył, że to scenariusz, który może się ziścić. Gdy jednak okazało się, że zagrożenie transportowym wykluczeniem naszych mieszkańców jest realne, podjęliśmy działania prawne zmierzające do zaskarżenia tej decyzji. Prezydent Raczyński nie finansował budowy linii kolejowej nr 289 z budżetu miasta, ani ze swoich prywatnych pieniędzy, by mógł nią dowolnie dysponować. To projekt realizowany z udziałem Funduszy Europejskich, dlatego jego wykorzystanie musi być zgodne politykami horyzontalnymi UE, a brak postojów w Rzeszotarach, Gorzelnie, Raszówce i Chróstniku stało z tymi politykami w sprzeczności. Interweniowaliśmy w tej sprawie m.in. u premiera, szefa jego kancelarii, ministra infrastruktury, wszystkich posłów i senatorów Dolnego Śląska, a także przewodniczących i wiceprzewodniczących parlamentarnych komisji odpowiedzialnych za transport. Wiemy, że nie pozostały bez echa. Wnioski o wyjaśnienie tej sytuacji trafiły do marszałka Cezarego Przybylskiego. Nie zrobiłem jedynie tego, co sugerował w jednym z w wywiadów pan Tymoteusz Myrda, nie odwiedziłem, go w domu, by porozmawiać o tej sprawie, choć jesteśmy podobno sąsiadami. Jeśli zamierza on ważne dla regionu decyzje podejmować przy płocie, to błyskotliwej kariery raczej mu nie wróżę. Wydaje mi się, że ani on ani pan Damian Stawikowski przez ostatnich kilka miesięcy, mimo piastowania tak ważnych stanowisk, niczego się nie nauczyli w zakresie polityki transportowej. Traktują te posady jak polityczne łupy, a one mają to do siebie, że łato się je zdobywa i równie łatwo traci. Bezpartyjni Samorządowcy mają zaledwie sześć mandatów w 36-osobowym sejmiku, czas pokaże jak długo machać będą szabelką.

Najskuteczniejszym orężem w postaci społecznego protestu posłużyli się mieszkańcy.

- Zdecydowanie tak, za co po raz kolejny serdecznie dziękuję. Dzieci, rodzice, seniorzy i młodzież na czele z sołtysem Tadeuszem Kosturkiem stanęli na torach, nie cofając się ani na chwilę, mimo manifestacji siły w postaci grupy szturmowej policji, uzbrojonej w pałki i tarcze. Gratuluję uporu i determinacji, bo dopiero tak radykalne działania doprowadziły do zmiany decyzji i przywrócenia naszych przystanków do rozkładu jazdy. Jeszcze miesiąc wcześniej Urząd Marszałkowski stał na stanowisku, że o ewentualnej korekcie rozkładu jazdy może być mowa najwcześniej w grudniu. 8 czerwca 2019 w Raszówce okazało się, że wcale nie będziemy musieli tak długo czekać. Po dziewięciu dniach od protestu pierwszy pociąg zatrzymał się w Raszówce, Gorzelinie i Chróstniku.

Społeczność Raszówki i okolicznych miejscowości odniosła sukces, ale nie wykluczone, że niektórych może on słono kosztować.

- Trwają policyjne przysłuchania, które – wiele na to wskazuje – zakończą się skierowaniem wniosków do sądu. Spotkałem się z uczestnikami protestu, deklarując pomoc prawną, która – mam nadzieję – pozwoli oczyścić mieszkańców ze stawianych im zarzutów, bo to nie ludzie tu zawinili, ale władza.

W czasie protestu w Raszówce, w sobotę o godz. 20.00 nic nie wskazywało na to, że pociąg dziewięć dni później zatrzyma się w tej miejscowości.

- Wiele osób zastanawia się, kto ostatecznie podjął tę decyzję. Ja stawiam na marszałka Województwa Dolnośląskiego Cezarego Przybylskiego, rozsądnego i doświadczonego samorządowca, który od zawsze staje po stronie ludzi. To jednak tylko moje domysły, jak było naprawdę, tego pewnie nigdy się nie dowiemy.

Kto jest winny tej sytuacji, kto chciał pozbawić kolei mieszkańców Gminy Lubin, kto pociąga za sznurki u Bezpartyjnych Samorządowców?

- To już pytanie do nich. Układa się to jednak wszystko w logiczną całość. Rokroczne straszenie mieszkańców Gminy Lubin tym, że ich dzieci nie zostaną przyjęte do miejskich szkół i przedszkoli, próba przyłączenia siedmiu najbogatszych sołectw Gminy Lubin do miasta, zakaz wjazdu do miejskiej części gminnego parkingu przy poprzedniej siedzibie Urzędu Gminy, a teraz połączenia kolejowe. Prezydent Lubina ma swoją własną definicję demokracji. Jeśli coś nie jest zgodne z jego oczekiwaniami, jeśli ktoś się z nim nie zgadza i nie współpracuje na jego warunkach – to trzeba go ukarać. Na razie ta próba ukarania mieszkańców Gminy Lubin za posiadanie własnego zdania odbija się rykoszetem. Jak mocno ten rykoszet będzie bolesny dowiemy się już w październiku, Robert Raczyński odda się wówczas społecznej ocenie podczas wyborów parlamentarnych, w których zapowiedział już swój start. Czy demokracja w wydaniu lubińskim znajdzie swoich zwolenników w kraju, czas pokaże. Myślę, że demagogia i hipokryzja już dawno przestały być w cenie.

Dziękuję za rozmowę.

Powiązane wpisy