Bolków, Chocianów, Chojnów, Gaworzyce, Głogów, Grębocice, Jawor, Krotoszyce, Kunice, Legnica, Legnickie Pole, Lubin, Męcinka, Miłkowice, Mściwojów, Paszowice, Pielgrzymka, Polkowice, Prochowice, Przemków, Radwanice, Rudna, Ruja, Ścinawa, Wądroże Wielkie, Zagrodno, Złotoryja

Trubowicz: "Tym razem żadnej fikcji"

Magdalena Trubowicz, legniczanka z urodzenia, autorka kilku książek, tym razem postanowiła się zmierzyć z tematem pomagania. Przeprowadziła kilkanaście wywiadów z organizacjami, które na co dzień pomagają potrzebującym i zamieściła je w książce "Nie bój się pomagać - dzieje się obok nas". Skąd taki pomysł? Co chce przez to osiągnąć? Autorka wyjawiła to naszemu portalowi.

Trubowicz: "Tym razem żadnej fikcji"

Chyba czeka mnie ciężkie zadanie. Mam przeprowadzić wywiad z osobą, która… przeprowadza wywiady…
- Ale ja jestem amatorem. I moje pytania w tych wywiadach są czasem banalne. Może nie głupie, bo głupich pytań nie ma, ale bywają powiedzmy podstawowe. Są takie celowo, bo ja się stawiam w położeniu człowieka, który chce dowiedzieć się jak najwięcej, więc pytam o wszystko. Zwłaszcza, że podczas tych wywiadów często okazuje się, że istnieje dużo mitów, które należy obalić.

To może zacznijmy od początku. Piszesz książkę o pomaganiu…
- Tak. Książka ma być zbiorem wywiadów, rozmów z osobami, które działają społecznie i pomagają w naszym regionie.

Ile znalazłaś takich osób czy organizacji?
- 13. Część już znałam, bo kiedyś angażowałam się w ich akcje. Reszta to organizacje podpowiedziane mi przez przyjaciół, znajomych, a także inne organizacje. Oczywiście takich organizacji jest dużo więcej, ale chciałam zachować różnorodność tzn. z każdej dziedziny opisać jedną. Nie chciałam powielać tematów.

Jakie to będą organizacje?
- Będą organizacje zajmujące się pomocą chorym dzieciom, osobom niepełnosprawnym, pomocą uzależnionym, ale też wspierające ubogich, czy zajmujące się zwierzętami. Myślę, że przy okazji też każdy, kto potrzebuje pomocy znajdzie tam podpowiedź gdzie się udać.

I to będą organizacje z naszego regionu?
- Byłam otwarta na wszystkie miejscowości z naszego regionu. Akurat tak się złożyło, że są to organizacje z Legnicy, Jawora i Złotoryi. To dość zabawne, bo miejsce, w którym obecnie mieszkam znajduje się o równe 10 km do każdej z tych miejscowości. Złotoryję reprezentuje Stowarzyszenie Złota Cooltura, a Jawor Komitet Społeczny  „Skorupiakom mówimy Nie”, pozostałe jedenaście organizacji działa w Legnicy.

nie boj sie pomagacTe organizacje zgadzały się bez problemu by stać się bohaterami twojej książki?
- Niektóre się wahały. Oczywiście zaczęłam od tych, które znałam, którym pomagałam i ich było łatwiej przekonać. Natomiast nowe organizacje, przekonywałam tym, że tamte się już zgodziły i że fajnie byłoby gdyby i oni znaleźli się w takim towarzystwie organizacji pomocowych.

Jaki jest w ogóle cel powstania takiej książki?
- Cel jest dwutorowy. Przede wszystkim pokazanie różnych form pomagania i tym samym zachęcenie większej liczby osób do pomagania. Okazuje się, że spora część osób ogranicza się do wrzucania pieniędzy do puszki. To też jest bardzo potrzebne, ale tej pomocy często jest za mało, bo ludzie mają ograniczone kwoty, które mogą przeznaczyć na takie cele. Kiedy rozmawiałam z przedstawicielami tych organizacji, okazało się, że można pomagać na milion innych sposobów, czasem nawet błahych, nie wymagających nakładów finansowych i to zamierzam opisać w książce. Drugim celem jest pokazanie osobom potrzebującym, gdzie mogą zgłosić się po pomoc. Bo oprócz tych wywiadów, na końcu książki zamieszczona będzie lista wszystkich instytucji pomocowych w naszym regionie.

Jak w ogóle wpadłaś na pomysł napisania takiej książki?
- Rodzice zawsze mnie wychowywali uwrażliwiając na potrzeby innych i pomaganie. To nie były nigdy jakieś wielkie,  heroiczne czyny,  tylko np. przeprowadzenie staruszki przez ulicę, czy podzielenie się w szkole kanapką z kimś, kto nie miał śniadania. Kiedy zaczęłam pisać książki i udało mi się je wydać, coraz częściej zgłaszały się do mnie osoby z prośbą o pomoc w jakimś przedsięwzięciu. Ja staram się nie odmawiać pomocy, ale nagle wpadłam w panikę, bo tych potrzebujących było więcej i więcej. Zaczęło brakować czasu, środków i możliwości by pomóc wszystkim, a ja zamiast odpuścić temat zastanawiałam się co mogę zrobić, by jednak pomóc jak największej liczbie osób. Wniosek był jeden – trzeba zaangażować więcej osób w pomaganie. Potrzeba więcej wolontariuszy, a ja lubię pisać – szukałam jak to połączyć i jakoś się udało.

Czyli ta książka ma być połączeniem tego co lubisz i umiesz robić – pisać i pomagać.
- Nie wiem czy umiem pisać. Gusta są różne. Piszę od dawna, zawsze lubiłam to robić, chociaż był czas, że odłożyłam to na bok. Wiadomo priorytety studia, dom, dzieci. Kiedy w moim życiu pojawiły się poważne problemy, ktoś poradził mi, żebym dla odreagowania wróciła do starego hobby. I tak powoli zapełniłam tekstami pięć szuflad mojego biurka. A potem przyszła refleksja, że może można coś z tym zrobić. Zaczęłam publikować swoje książki.

No właśnie, wydałaś już kilka książek, ale miały one zupełnie inną formę. Trudniej się pisze w formie wywiadów?
- To jest trudne pytanie… Pisząc zwykłą książkę sama wymyślam „scenariusz” zdarzeń. Czasami bawię, czasami wzruszam, ale na końcu zawsze pozostaje świadomość, że to tylko fikcja literacka. Przy tym projekcie jest zupełnie inaczej. Zadawanie pytań nie było bardzo trudne, trudniej było z tym, co słyszałam w odpowiedzi. To są często tematy, gdzie jak słucham, to mam ciarki albo po prostu bardzo się wzruszam. I wszystko przecież dotyczy rzeczywiście żyjących tuż obok nas istot. Celowo mówię istot, bo nie mogę zapominać o zwierzętach, którym też w książce poświęcam rozdział. W dodatku część z problemów, z jakimi borykają się niektóre organizacje jest ciężko ubrać w słowa tak, by nikogo nie urazić. Ja do tych problemów podchodzę praktycznie, chcę je rozwiązać. Ci ludzie starają się nie narzekać i nie chcą by mówienie o problemach było jakąś niewdzięcznością z ich strony. W końcu wsparcia i plusów też jest sporo.

To co było dla ciebie najcięższe emocjonalnie?
- Myślę, że wizyta w hospicjum. Mimo, że pani Janina, z którą rozmawiałam w hospicjum starała się wszystko opowiadać bardzo łagodnie i dawkować te emocje, to jednak temat ciężkich chorób i odchodzenia po prostu bardzo mnie przygnębia. Sama też kiedyś poważnie chorowałam, więc pojawia się wtedy myśl, że to mogłabym być ja.

Czy w twojej książce będzie coś pozytywnego? Bo mam wrażenie, że będzie to zbiór smutnych historii...
- A i tu cię właśnie zaskoczę. W książce będzie bardzo mało smutków. Będą emocjonalne, szarpiące za serce historie, ale bez żadnego naciągania – samo życie. Będzie dużo pozytywnej energii od ludzi, dla których pomaganie stało się sensem życia. I będzie wiele ciepłych słów o najważniejszych bohaterach, czyli podopiecznych tych organizacji. O tym jacy są, jak widzą świat, o czym marzą. Co jest bardzo zaskakujące dla mnie. W wielu wywiadach pada pytanie o jakieś wyjątkowe, zapadające w pamięć historie i wtedy najczęściej pojawia się uśmiech, błysk w oku, a słowa płyną niczym melodie, bo to co pamiętają jest radosną częścią ich działania. Ja mam naprawdę wielki szacunek, że ci ludzie, mimo ciężkiej pracy, mimo problemów, mimo licznych upadków, zapamiętują i wspominają właśnie te optymistyczne, dające nadzieję sytuacje. To chyba jest dla nich głównym motorem do działania.

Czy uważasz, że twoja książka odniesie sukces? Oczywiście poprzez sukces mam na myśli zrealizowanie celu, czyli będziemy mieli więcej wolontariuszy.
- Pod tym względem ona już odniosła sukces. Codziennie dostaję mnóstwo wiadomości. Ludzie piszą do mnie wprost: „chce pomagać, jak mam to robić, żeby to było pożyteczne”? Odezwało się też sporo szkół, wyrażając poparcie dla akcji. Czekają na książkę, chcą poruszyć z uczniami te tematy. Do tej pory realizowali pojedyncze spotkania z przedstawicielami np. Monaru, czy wolontariuszami z jakiś innych stowarzyszeń, a moja książka to będzie taka wiedza w pigułce. W dodatku będą mogli do niej zaglądnąć w każdej chwili.

Czyli to, że osoby lub zwierzęta wymagające pomocy potrzebują jedynie pieniędzy to jest mit?
- Oczywiście, że mit. Można pomagać na wiele różnych sposobów. Czasem wystarczy porozmawiać, po prostu być… Są takie sytuacje, jak na przykład jedna z usłyszanych w hospicjum, o tym że pacjentka marzyła by ktoś przyszedł na dwa kwadranse i pomalował jej paznokcie. Takich przykładów są tysiące. Można przyjść dmuchać balony na festynie charytatywnym, upiec ciasto na aukcję, zamiast wyrzucić koce, których już nie używamy, to można zanieść je do schroniska. Jest naprawdę wiele możliwości, trzeba tylko chcieć.

Ale biorąc pod uwagę choćby samą Legnicę to chyba zmienia się już nasze podejście do pomocy. Co chwilę słyszy się o jakiejś akcji np. kolejnym maratonie zumby.
- Na pewno niepokojące jest to, że potrzebujących jest coraz więcej. Prawie codziennie dostaję sygnały o kolejnej akcji wspierającej kogoś ciężko chorego, czy w inny sposób doświadczonego przez los. Bardzo cieszę się, że ludzie tak fajnie reagują, że są takie akcje i że nikt nie mówi „o nie, znowu zumba”, tylko przychodzą chętnie, włączają się, bawią i jednocześnie pomagają. Tak naprawdę to nikt z nas nie wie, czy nie będzie kolejnym potrzebującym pomocy.

W jakiej cenie będzie dostępna twoja książka?
- Początkowo chciałam książkę sprzedawać, a dochód przekazać na działalność tych organizacji. Po rozmowach z wydawnictwem uświadomiłam sobie, że jeśli mamy pokazać poza finansowe sposoby pomagania, nie możemy zaczynać od wyciągania pieniędzy, bo to mija się z celem. Postanowiłam więc, że książka zostanie bezpłatnie przekazana do szkół, bibliotek, ognisk młodzieżowych, kółek seniorów, domów kultury i innych, publicznych, często uczęszczanych miejsc. Chciałabym nią zasypać całe miasto, tylko tak trafi do ludzi.

Skoro ma być bezpłatna to chyba potrzebujesz sponsorów?
- Ooo tak. O ile moja praca, oraz wsparcie ze strony stowarzyszeń, które poświęciły czas na rozmowy to były działania całkowicie społeczne, o tyle kosztów wydania książki nie da się uniknąć. Staram się o różne dofinansowania, pytam o dotacje w instytucjach państwowych, w fundacjach, na razie bez skutków. Główny problem polega na tym, że działam jako jednostka, a nie z ramienia jakiejś organizacji. Korzystając więc z okazji, jeśli czyta to właściciel jakiejś firmy i chciałby wesprzeć ten projekt w zamian za umieszczenie reklamy/logo na okładce, zapraszam do współpracy. Miejsca na okładce jest sporo. Wszelkie komentarze i sugestie w sprawie możliwości zdobycia środków też będą mile widziane.

A o jakiej kwocie w ogóle mówimy?
- Wszystko zależy od nakładu. Wydrukujemy tyle egzemplarzy, na ile zdobędziemy środków. Przygotowałam wstępną listę miejsc, do których chciałabym książkę przekazać i wyszło, że potrzebuję około 300 egzemplarzy. Książka będzie miała format a5 (zeszyt) i około 250 stron, w tym 13 kolorowych fotografii. Mam już wstępne kalkulacje od dwóch wydawców, przygotowane dla 300 i 500 egzemplarzy, bo 300 to takie minimum. Kwota oscyluje w granicach 7-8 tysięcy złotych. Jestem świadoma, że to bardzo duża kwota, ale wierzę w ludzi.

To kiedy będziemy mogli zobaczyć książkę?
- Wszystko pewnie zależy od tego, kiedy uda mi się uzbierać pieniądze. Marzeniem moim byłoby, gdyby finał akcji i przekazanie książek nastąpiło w grudniu tego roku. Ja już powoli zbliżam się do końca pisania książki, natomiast prace wydawnicze zwykle trwają około pół roku, stąd taki odległy termin. Póki co ciężko pracuję, poświęcam na to każdą wolną chwilę i nie biorę innej możliwości pod uwagę. Będę walczyć do końca, a o szczegółach mojej pracy można czytać na bieżąco https://www.facebook.com/events/1606749432899718/1670157389892255/

Dziękuję i życzę powodzenia.