Bolków, Chocianów, Chojnów, Gaworzyce, Głogów, Grębocice, Jawor, Krotoszyce, Kunice, Legnica, Legnickie Pole, Lubin, Męcinka, Miłkowice, Mściwojów, Paszowice, Pielgrzymka, Polkowice, Prochowice, Przemków, Radwanice, Rudna, Ruja, Ścinawa, Wądroże Wielkie, Zagrodno, Złotoryja

Rokitki mają swojego ambasadora... futbolu

Łukasz Sierpina jest towarem eksportowym naszego regionu w Ekstraklasie. Mieszkańcy Rokitek mają swojego... ambasadora. Wychowanek Czarnych Rokitki rozgrywa obecnie swój zdecydowanie najlepszy sezon na najwyższym szczeblu, a ogólnopolskie media nie szczędzą mu pochwał. Pod koniec grudnia, w meczu z Legią Warszawa, zdobył swojego debiutanckiego gola, a nieco ponad tydzień temu dorzucił trzy asysty w starciu z Lechią Gdańsk, zostając bohaterem Korony Kielce. O chwilach zwątpienia, ciężkiej pracy, pierwszych trenerach i powrocie do Rokitek opowiedział w rozmowie z Dawidem Graczykiem.

Rokitki mają swojego ambasadora... futbolu

Obecny sezon jest najlepszym w karierze Łukasza Sierpiny?
- Zdecydowanie tak. Choć sezon jeszcze trwa, już można powiedzieć, że jest najlepszy na tym poziomie rozgrywkowym, jednak nie zamierzam spocząć na laurach i liczę na powiększenie swojego dorobku. Czekam na kolejne gole i asysty.

Długo kazał pan czekać na rozwinięcie skrzydeł, ale chyba było warto. Takiej ilości pochwał pod pańskim adresem nie widzieliśmy już dawno.
- Dokładnie. Wcześniej były dobre mecze, ale brakowało mi liczb. Teraz worek się rozwiązał i wierzę, że na tym nie poprzestanę. Chcę by moje występy przekładały się na dobre wyniki zespołu, a do tego potrzebne są kolejne spotkania, takie jak to z Lechią.

Nie irytowały pana wcześniejsze komentarze? Dziennikarze bardzo chętnie wytykali brak goli i mało asyst, które dla skrzydłowego są bardzo istotne.
- Na pewno siedziało to gdzieś z tyłu głowy, ale nie było tak, że myślałem tylko o tym. Skupiałem się na ciężkiej pracy, bo wiedziałem, że prędzej czy później przyniesie ona wymierne efekty i jak widać, dobrze zrobiłem, przełamanie nadeszło.

Sodówka jednak panu nie grozi.
- Nie po raz pierwszy mówię, że najważniejsza dla mnie jest ciężka praca. Cały czas daję z siebie wszystko, nieważne czy te liczby są, czy nie, robię wszystko najlepiej jak potrafię, a po za tym, jeszcze nic nie osiągnąłem, więc o sodówce nie ma mowy.

Czego brakowało by pokazać pełnię umiejętności u wcześniejszych trenerów?
- Myślę, że problemem był brak pewności siebie. Trener Brosz odważnie na mnie postawił i złapałem luz, nabrałem ogrania i to zaczęło procentować. Wcześniej musiałem grać bardziej na alibi, bo gorszy mecz sprawiał, że lądowałem na ławce rezerwowych. Dzięki temu, że czuję wsparcie trenera, zyskałem tę pewność siebie, wiedziałem, że przez nieudany drybling, czy złe podanie nie pójdę w odstawkę.

Patrząc na pańskie początki, chyba nie wierzył pan w zostanie zawodowym piłkarzem?
- Na moim przykładzie widać, że ciężka praca pozwala coś osiągnąć. W Czarnych Rokitki zacząłem grać w wieku 16 lat, więc dość późno, ale dopisało mi szczęście i mam nadzieję, że wszystko pójdzie jeszcze bardziej do przodu, a ja utrzymam się na poziomie Ekstraklasy.

Kiedy zdał pan sobie sprawę, że piłka nożna może być czymś więcej niż hobby?
- Chyba w momencie przejścia do Górnika Polkowice, gdzie podpisałem pierwszy zawodowy kontrakt. Awansowaliśmy najpierw do II ligi, następnie, jako beniaminek, do I i zapaliła się lampka, że to już zaplecze Ekstraklasy, że można wskoczyć na ten najwyższy poziom.

W Kielcach pojawiały się momenty zwątpienia?
- Były, nawet niedawno, bo wracając z wypożyczenia do Dolcanu Ząbki miałem ostatnie pół roku kontraktu, a nie zagrałem ani minuty. Mimo to przedstawiono mi ofertę nowej umowy, którą podpisałem i jestem z tego bardzo zadowolony. Klub chyba także.

Przejdźmy do lokalnego futbolu. Śledzipan poczynania klubów, z których wyruszał w piłkarski świat?
- Rokitki to moja rodzinna miejscowość, więc trudno bym nie wiedział, co dzieje się w klubie. Wyniki Prochowiczanki Prochowice i Polkowic na bieżąco sprawdzam, a dodatkowo jestem w kontakcie z chłopakami i trenerem Jarosławem Pedrycem.

Co może pan powiedzieć o swoich pierwszych szkoleniowcach?
 - Do piłki wprowadzał mnie Dariusz Ginda, ówczesny trener Rokitek. Bardzo fajny facet, który wiele mi przekazał i również dzięki niemu jestem tu, gdzie jestem. Był grającym trenerem, więc wiele można było się od niego nauczyć, bo umiejętności miał ogromne, kilka lat wcześniej chciało go przecież Zagłębie Lubin. W Prochowicach trafiłem pod skrzydła trenera Pedryca i również wyszło mi to na dobre, bo zanotowałem sportowy awans i nadal mogłem się rozwijać. Dodatkowo w Prochowicach dopisało mi szczęście, bo mierzyliśmy się ze zdegradowanym do IV ligi Górnikiem Polkowice i zostałem przez nich wypatrzony.

Jest szansa, że za kilka lat zobaczymy Łukasza Sierpinę w trykocie Czarnych Rokitki?
- Szczerze mówiąc, nie myślałem o tym, ale jeśli przyjdzie moment, że nie będę już dawał sobie rady w wyższych ligach, z przyjemnością wrócę w rodzinne strony. Po zakończeniu kariery trudno całkowicie odciąć się od futbolu, a wielu zawodników trafia wówczas do drużyn w których rozpoczynali grę.

 Dziękuję za rozmowę.

Fot. Korona Kielce