Bolków, Chocianów, Chojnów, Gaworzyce, Głogów, Grębocice, Jawor, Krotoszyce, Kunice, Legnica, Legnickie Pole, Lubin, Męcinka, Miłkowice, Mściwojów, Paszowice, Pielgrzymka, Polkowice, Prochowice, Przemków, Radwanice, Rudna, Ruja, Ścinawa, Wądroże Wielkie, Zagrodno, Złotoryja

Taniec jest dobry na wszystko...?

"Na nic bicie w twarz, bykowiec ani kij, by nie wyrósł Wam bandyta albo świr...". Tak, w jednym z przebojów, śpiewał onegdaj wokalista grupy "Perfect". W dobie internetu, komputerowych gier i smartfonów, słowa napisane wiele lat temu nie straciły nic ze swej trafności. Wręcz chciałoby się napisać - świeżości. Prekognicja, czy co?

Taniec jest dobry na wszystko...?

W podstawówce, przez pewien czas nagminnie wagarowałem. Absencja była naprawdę spora. Wezwano rodziców. Wdrożono śledztwo. Wg listy obecności w dzienniku sprawdzano, kogo w tym samym czasie brakowało na lekcjach. Chcieli wytropić szajkę wagarowiczów i jej motywy. Rzecz jasna milczałem jak grób. A wystarczyło sprawdzić kartę biblioteczną, której zawartość jasno informowała, że moje zainteresowania znacznie przekraczały listę szkolnych lektur. Uciekałem na „waksy”, by czytać książki. Te które mnie interesowały. Musiałem przeczytać, jak najszybciej,  „od dechy do dechy” i żal było mi czasu na szkołę, w której wiało nudą. Po prostu. Wszystko co dobre szybko mija, niestety wpadłem. Wspomnienie tamtego czasu nieodmiennie kojarzy mi się, do dzisiaj, z piekącym bólem zadka…

Uważam, że pochodną niezdrowej, acz niewinnej, pasji do książek, jest internet. Możliwości jakie daje. Choć mogę się mylić. Jego kolorowy, dynamiczny świat (gier itp.) to alternatywa rzeczywistości. Co często kończy się fatalnie. Przykładem - 15latka, potrącona śmiertelnie w jednym z niemieckich miast. Nie zauważyła nadjeżdżającego tramwaju zasłuchana w muzykę ze smartfona.

- Nie zatrzymamy postępu – mówi  Ewa Szczecińska- Zielińska, z UM Legnica, tym razem wypowiadająca się jako Matka Polka, nie urzędnik. – Znajomy informatyk przekonał mnie, że lepiej nie ograniczać dzieciom dostępu do internetu i innych mediów. Zakazany owoc smakuje wszak najlepiej, zaś narzucane przez rodziców ograniczenia łatwo mogą doprowadzić do buntu. To nic dobrego. Uważam, że lepiej dać dziecku wolną rękę. Niezdrowa fascynacja szybciej minie, na zasadzie tzw. przejedzenia. Zauważyłam, że to przynosi efekty. Dziecko np. na wycieczce rowerowej, czy innych formach spędzania wolnego czasu, niekoniecznie w plenerze, nawet nie tyka smartfona, czy komputera. Wiele zależy od rodziców i od tego czy potrafią zainteresować czymś swe pociechy. To jednak wymaga, chęci i wysiłku– dodaje Szczecińska- Zielińska.

W sobotę, o 15.00 Zespół Pieśni i Tańca, (ma już ”na karku” 41. lat), dał koncert w niedawno wyremontowanej sali w LCK. W zespole od dłuższego już czasu, działają grupy dziecięce. Tańczy w nich 40. młodych ludzi. Pełny stan zespołu to 80. osób. Choć pierwsze występy przed publiką mają już za sobą, miło było obserwować ich krzątaninę i przygotowania przed koncertem. To swoista oznaka zaangażowania w to co robią i lubią.

Pierwsi widzowie pojawiali się na Sali już tuż po 14. Młodsi i starsi, nie tylko członkowie rodzin tancerzy. Sala się zapełniła. Zaczęto Mazurem, potem były m.in.: Krakowiak. Klaskany i Kucany. Siedząc na sali, czułem lekki niepokój. Wielkie nowoczesne, z mlecznego szkła, żyrandole wiszą u sufitu na łańcuchach. Grubszych nie było? Ale jako laikowi w tej materii, trudno mi się wypowiadać. Ot, taki szczegół. Tematem jest przecież coś innego.

Julia Stępniak tańczy w zespole od trzech lat. Ma ich dwanaście. Poszła w ślady rodziców, przez wiele lat związanych z zespołem. Z propozycją wstąpienia do zespołu wyszła nauczycielka rytmiki.

- Byłam trochę zaskoczona, ale nie wystraszyłam się. Przecież rodzice tańczyli w ZPiT. Próby zajmują cztery godziny w tygodniu, ale chodzę na nie bardzo chętnie. Jeśli mama mnie nie zawiezie, to choćbym miała iść na piechotę, zawsze dotrę na czas – wyjaśnia nastolatka. – Czy jest trema na występach? Czasami, zwłaszcza, gdy to duże koncerty, i jest dużo układów, tańców dodaje.

Zapytana czy w tym czasie wolałaby posiedzieć przed komputerem, stanowczo zaprzecza. Czy traktuje taniec jako wstęp do kariery tancerki?

- Trema by mnie chyba zjadła. Raczej nie myślę o takiej karierze i ogólnopolskich konkursach tańca – mówi Julia Stępniak.

Zajęcia w zespole nie przeszkadzają jej w nauce. Nauczyciele wykazują zrozumienie. Podobnie mówi jej koleżanka „wciągnięta” do tańca trzy miesiące temu przez Julię.

- Moi rodzice nigdy nie byli związani z ZPiT Podoba mi się tutaj. Koledzy i koleżanki są super. To jak jedna wielka rodzina. Poznałam tu swojego chłopaka – wyznaje Adrianna Pieńkos. – Nasz ulubiony taniec to Krakowiak. Z nauką nie mam żadnych problemów, a siedzenie przed komputerem nie zastąpi tego co tu możemy mieć – dodaje Adrianna.
Jak mówią nastolatki, ich rówieśnicy i rówieśnice zajmują się swoimi sprawami i nie nabijają się z nich, że tańczą w „obciachowych” strojach. Choć początkowo, czasami. bywało różnie.

Podczas próby, kilka dni przed koncertem rozmawiałem z m.in. z mamą Julki.

- Miałam 16 lat gdy wstąpiłam do zespołu. Wtedy wybierano nas „na oko”, podobnie jak teraz. Liczyła się aparycja i wdzięk. Czemu to zrobiłam? Byłam ciekawa jak to będzie wyglądać. Okazało się, że są tam fantastyczni ludzie. Po niedługim czasie nawiązały się pierwsze miłości – mówi Justyna Stępniak, de domo Wilczyńska. – taniec stał się sensem życia, pasją. Dzięki tym zajęciom błyszczeliśmy na wszystkich imprezach. Nie było czegoś, czego nie potrafilibyśmy zatańczyć. Moja córka ma „dryg” do tańca. Już po tygodniu prób zaczęła wykonywać układy taneczne.

Joanna i Krzysztof Hass to 26. para małżeńska, połączona dzięki zespołowi. - Żona tańczyła dziewięć lat, ja piętnaście. Mamy dwoje dzieci Weronikę i Adasia. Córka już występuje, ma 9 lat. Poszła w ślady rodziców.. Jesteśmy dumni i szczęśliwi, że udało się przekazać pasję do tańca dzieciom – wyznaje Krzysztof.

- Nie zapomnę naszego ślubu. W strojach ludowych i w otoczeniu zespołu. Nasz Adaś już jest werbowany, a ma dopiero 5 lat. Normalnie nabór zaczyna się od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Co dało wstąpienie? Nie staliśmy po bramach, mieliśmy konkretne zajęcie. Ciężkie próby, trzy razy w tygodniu. A jak zaiskrzyło między mną a mężem? Zwyczajem, po dziewiczym koncercie, był klaps w pupę, pasowanie na członka zespołu. To on mi go wymierzył…- wspomina Joanna Hass.

Z okazji 40lecia ZPiT, utworzono grupę weteranów. Wchodzi w skład główny zespołu. Grupy dziecięce mają zapewnić płynność kadr.

- 16. lat temu odbył się pierwszy nabór wśród dzieci. Praca z tymi maluchami to czysta radość. One mają ogromny potencjał, są wdzięcznym materiałem „do obróbki”. Wszystko traktują jak wyśmienitą zabawę. Starsze pomagają młodszym. Tu naprawdę panuje rodzinna atmosfera, uwielbiam pracę z dziećmi – mówi Anna Ziemba, choreograf.

Niestety, niektórym osobom sztafaż zespołu kojarzy się z poprzednim, siermiężnym ustrojem politycznym. Bo to zespół ludowy? Dziś widziałem tancerzy odzianych także w kontusze i damy żywcem przeniesione z epoki Bonapartego. Przynajmniej takie wrażenie sprawiały ich suknie. Choć ciekawe czy w czasach empire damy paliły papierosy typu slim?

- Niekiedy młodzi widzowie przyjmują występy z niedowierzaniem i dziwnymi uśmieszkami na ustach. Ich nastawienie zmienia się z czasem, gdy widzą ile trudu wymaga wykonanie układów tanecznych i jak świetnie są wykonywane. Starszym znika kpiący uśmiech z twarzy po paru układach. Zaczynają nawet przypominać sobie słowa piosenek i włączają się do zabawy – opowiada Elżbieta Tor, opiekun grup starszych, choreograf.
Od powstania ZPiT Legnica występował ponad 800. razy, w tym 40. za granicą. Przed dwoma laty uzyskał certyfikat CIOFF uprawniający do reprezentowania polskiego folkloru w kraju i za granicą.