Szalet w Pomniku Braterstwa
Widziałem kiedyś reportaż zrealizowany w Izraelu. Francuski, bodajże, dziennikarz zapytał młodego żyda, kogo zastrzeliłby gdyby miał broń, a w niej tylko jeden nabój? Polaka czy Niemca? Młodzieniec odparł, że Polaka, bez wahania. Jego zdaniem, jedni i drudzy mordowali Żydów, ale Niemcy przeprosili. Wypłacili odszkodowania. Produkują świetne auta, sprzęt gospodarstwa domowego i nie tylko. Mają stabilną gospodarkę. Są bogatym narodem. Polacy to takie nie wiadomo co... ( Po naszemu „ni pies, ni wydra”).
Podobnych wypowiedzi było więcej. Problem nie w tym, że zostaliśmy sprowadzeni do wspólnego mianownika z nazistami. Rzecz w tym, jak jesteśmy postrzegani. W obecnych czasach do lamusa odchodzi zasada „jak Cię widzą, tak Cię piszą”. To już przeszłość, anachronizm. W dobie rozwoju nośników informacji, bardziej liczy się to „jak o Tobie usłyszą, lub przeczytają”. Bo tak pomyślą.
To się nazywa publicity i jest zabiegiem ogólnie stosowanym np. podczas kampanii politycznych. Chodzi o wizerunek. Jeśli nie zadbasz o to, by był po Twojej „linii”, nie dziw się co o Tobie myślą. Oczywiście ma to bezpośredni związek z reklamą, niekoniecznie komercyjną. A ta, jak wiadomo, rządzi się swoimi prawami.
Ostatnio dziennikarze Reutera podjęli temat projektu likwidacji tzw. Pomników Wdzięczności, wystawionych jako laurki za wyzwolenie kraju spod okupacji. Niemieckiej zresztą, czy też aby było bardziej „poprawnie”, nazistowskiej. Ewentualnie hitlerowskiej. Choć tak naprawdę to przecież 3w1. Problem w tym, że to nie było wyzwolenie, tylko przejście pod okupację sowiecką.
Właśnie mi się przypomniało. Mój ojciec urodził się przed wojną, na kresach wschodnich RP. W dowodzie miał wpisane – miejsce urodzenia: ZSRR. Czy to znaczy, że mogę wyemigrować do Rosji? Ale to na marginesie...
Sprawa wyburzenia pomników (blisko 500. w całym kraju) to pomysł obecnej administracji. Dziennikarzy Reutera i urzędników (zwłaszcza ich „kreatywność”) zostawmy na boku. Także protesty Rosji w tej kwestii. To temat na inną bajkę.
Skupmy się na tym co mamy „pod nosem”. Legnica, plac Słowiański. Pomnik Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Przedstawia żołnierzy obu armii ściskających sobie prawice. Jeden z nich trzyma na ramieniu dziewczynkę. Obelisk budzi kontrowersje, co zrozumiałe, bo gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania, a pomysł jego wyburzenia to nie jest sprawa nowa. W połowie lat 90. nakryto go nawet sporych rozmiarów flagą narodową, by zaprotestować jego tam istnieniu.
Pod artykułem w sprawie likwidacji pomników, jeden z internautów napisał, że to nasza sprawa, nasz kraj i Rosja nie ma prawa się mieszać. Święta prawda. Skoro nasza sprawa, to możemy z nimi zrobić co nam się żywnie spodoba. Wyburzyć, albo pomalować w jaskrawe barwy, doczepić bombki i lampki z okazji świąt. Może by tak zabrać pepesze sołdatom, a do hełmów doczepić rogi. Będą wikingowie jak ta lala. Kotarski coś ostatnio wspominał w tv, że to właśnie oni pomogli stworzyć Mieszkowi I nasze państwo. Szwedzi swoją wdzięczność okazaliby, zapewne, niezwykle wylewnie. Choć osobiście uważam, że jeden potop szwedzki wystarczy. Ewentualnie można otworzyć w cokole pomnika publiczny szalet. W centrum Legnicy byłoby jak znalazł.
Swego czasu. Jacek Głomb, z zawodu reżyser, popełnił dzieło pt. „Mała Moskwa”. I chwała mu za to. Serio, serio. To jest właśnie to. Nie zapominajmy jak postrzegana była Legnica w innych regionach kraju. Pamiętam jak, jako łepek pojechałem na pierwszą ekskursję do Warszawy. Facetka sprzedająca w kiosku obok Dworca Centralnego, widząc wycieczkę, zapytała skąd jesteśmy. Z Legnicy! „Aaaa, mała Moskwa” – skomentowała. I wszystko jasne. W wojsku byliśmy „Miedziakami”, ale to inna sprawa.
A może by tak, bardziej rozpromować sprawę, nie bać się przeszłości, nie boczyć się na nią? Zrobić z faktu pobytu sztabu PGWAR atrakcję turystyczną. Czy Legnica mogłaby zostać pierwszym miastem w kraju, które do sprawy podchodzi w sposób oryginalny i rozsądny? Myślę, że tak.
Jeśli ktoś potrafi, przekuje klęskę w zwycięstwo. Wystarczy zmienić napis na cokole pomnika. Przecież nasz ci on.
Proponuję coś w ten deseń: „Tego to a, tego roku wojska sowieckie wyzwoliły miasto spod okupacji niemieckiej, zasiedziały się nieco, blisko 50. lat. Lecz tego to a, tego roku opuściły nasz piękny kraj. Nawet niedoszczętnie go rujnując. Ten uścisk dłoni żołnierzy na pomniku, to na pożegnanie. Choć powinien być kop w tyłek...”. Legnica to przecież stolica „Satyrykonu”...
Wiem trochę przesadziłem, ale w tej sprawie można rozpisać konkurs, przeprowadzić referendum itp.
Ponadto, pamiętajmy, że miasto dopiero po wojnie przeszło w Polskie ręce. Na pomniku jest także nasz żołnierz.
Zaś poważnie. Te pomniki, to przestroga. Przypomnienie, jakie jest prawdziwe oblicze rosyjskiego niedźwiedzia, bo to nie miś pluszowy. Zresztą, Rosjanie by się pewnie odczepili, nawet gdyby, napis na cokole zmienił swoją treść.
Żydzi niezwykle umiejętnie wykorzystują holokaust. Zbili na nim i zbijać będą, nadal niezły kapitał polityczny. Lecz nie tylko. Należą do klubu nuklearnego. No bo kto zabroni im stawiać opór odwiecznym prześladowaniom... Pamiętają i każą pamiętać innym. Nie niszczą pomników upamiętniających pogrom Narodu Wybranego. O które dbamy właśnie my, Polacy. Ale kto pamięta o naszym holokauście?
Mamy pomniki, czyli świadectwa. Namacalne dowody historii kraju. Przekujmy je na swoją modłę. Tak jak kiedyś lemiesze i kosy.