Gruszka na legnickim parkiecie
Piotr Gruszka siatkarz i trener (coraz głośniej o tym, że wróci na trenerska ławkę w PlusLidze jako szkoleniowiec beniaminka GKS-u Katowice -przyp.red.), mistrz Europy 2009, srebrny medalista mistrzostw świata 2006, w ramach autorskiego projektu „Gruszka Cup” promującego siatkówkę, przez dwa dni gościł w Legnicy. Choć był bardzo zajęty to znalazł chwilę aby z nami porozmawiać...
Czy w pana projekcie „Gruszka Cup” chodzi wyłącznie o promowanie siatkówki?
- To jest pierwsza edycja turnieju tutaj w Legnicy. Zacząłem w swojej miejscowości tam gdzie mieszkam, potem zaczęło się rozwijać na inne miejscowości, Idea tego turniej jest taka - po pierwsze turniej rodzinny, bo zdaje sobie sprawę, że rodzice dużo pracują aby funkcjonować normalnie i nie mają tak dużo czasu, po drugie na czym mi bardzo zależy aby uświadamiać rodziców, bo dzieci są to mali ludzie którzy jeszcze dokładnie nie wiedzą o co chodzi w tym wszystkim i biorą przykład z nas rodziców. Ja też jestem rodzicem więc wiem po sobie, jeśli ja jestem aktywny to pokazuje dzieciom, że chcę być aktywnym i wtedy zarażam je tym i wychowuje je w tym kontekście. Oprócz tego, że dzieci przychodzą z rodzicami, cieszą się że mogą razem pobawić to są dobre emocje, bo chcą wygrać. Mówią – tato, mamo nie przejmuj się – i to jest świetne. To właśnie łączy pokolenia, bo tutaj był pan który właśnie skończył 60 lat i był chłopiec który miał osiem lat, więc to jest fajne, że wszyscy mogą w tym uczestniczyć i wszyscy spędzamy czas grając w piłkę zamiast oglądać telewizor.
Czy wizyta pana w Legnicy to tylko jednorazowy przyjazd, czy szykują się cykliczne spotkania?
- Pan Prezydent Krzakowski oraz władze PWSZ są zainteresowane aby była kontynuacja tych spotkań. Ja również chcę tego i mam nadzieję, że za rok ponownie się tutaj zobaczymy. Oczywiście częściej niż raz w roku nie ma co robić takich spotkań, bo to może się znudzić. Sygnały słyszałem, że dzieciaki będą za tymi spotkaniami tęskniły. Więc mam nadzieję, że za rok się spotkamy w Legnicy.
Polska w sporcie odnosi coraz większe sukcesy. W piłce nożnej staliśmy się liczącą drużyną, mamy mistrzostwo świata w siatkówce, mamy Radwańską, odnosimy sukcesy w lekkoatletyce. Czy uważa pan, że w dalszym ciągu młodzież trzeba namawiać do uprawiania sportu?
- No niestety trzeba. Ja biorę udział w różnych projektach nie tylko swoich i zderzam się z tym, że młodzieży trzeba pokazywać formy zabawy. Bo nikt nie mówi, że oni powinni uprawiać zawodowo sport. Wczoraj miałem trening z klasami szkoły podstawowej zaangażowałem ich do dwóch prostych konkursów łącznie z rodzicami i trzeba było zobaczyć jaką frajdę miały dzieciaki kiedy mogły rywalizować z tatą czy mamą. Były uśmiechy, były kary, były pompki i właśnie o to chodzi. To musi być nasz wspólny cel nie tylko osób, które to propagują, ale nauczycieli wychowania fizycznego czy rodziców. Wspólnie musimy w tym uczestniczyć - media, rodzice, nauczyciele, bo ja daję tylko przykład jako sportowiec, że fajnie jest spędzać czas sportowo a reszta musi pomóc żeby na co dzień nawet jak się turniej skończy wspominali i pokazywali że tak właśnie jest fajnie.
Pochodzi pan z rodziny sportowej. Czy miłość do sportu wyniósł pan z domu? Czy aby znaleźć swoją dyscyplinę trzeba choć w minimalnym stopniu łyknąć każdej z nich, bo przecież zaczynał pan jako lekkoatleta...
- Ja myślę, że młodzi ludzie sobie zawsze znajdą swoje miejsce. Ważna rzeczą w sporcie jest to żeby robić to co się lubi i czasami są ambicje rodziców przede wszystkim jakieś nie spełnione i chcą to na dziecku przełożyć i często się też zdarza, że dziecko gra np. w nogę ,bo tata chciał. To nie ma racji bytu, bo męczymy dziecko psychicznie i nic z tego nie będzie. Każdy musi robić to co lubi i wtedy jest z tego frajda. A u mnie to tradycja rodzinna tak naprawdę powstała, bo brat i tato grali w siatkówkę. Oczywiście ważne jest środowisko w jakim się człowiek wychowuje i ja oprócz siatkówki, piłki nożnej w sumie nie miałem większych wyborów. To że brałem udział w zawodach szkolnych to wyszło tylko z korzyścią dla mnie, bo byłem dobrze skoordynowany, wszechstronny we wszystkim i to mi pomagało nawet w graniu w siatkówkę. W Legnicy macie swoją tradycję grania w siatkówkę, bo za młodu w grupach młodzieżowych w tych rejonach grałem. Wiem, że jest Ikar Legnica i to trzeba rozwijać, bo tradycja to jest coś co jest zapisane w książce, a my musimy tworzyć to na co dzień, bo tylko wyłącznie że żyjemy historią to nic nie pomoże żeby w Legnicy siatkówkę dźwignąć na centralny szczebel rozgrywek. Cieszę się bardzo, że są jeszcze ludzie zaangażowani w siatkówkę, zaangażowani w taki sposób zorganizowania i przekazywania swojej wiedzy sportowej młodym ludziom. Jacek Kiełb zrobił mega robotę, że zorganizował taką rzecz, bo to jest człowiek, który się nadaje. On tak samo myśli jak ja i cieszę się bardzo, że z nim tutaj wspólnie mogliśmy zrobić naprawdę fajną rzecz dla rodzin, dla ludzi nie tylko z Legnicy, bo wiem, że było sporo dzieciaków i dorosłych spoza Legnicy. Także czego chcieć więcej?
Nasza reprezentacja w siatkówce dostała się na Igrzyska Olimpijskie w Brazylii. Jak pan ocenia naszą reprezentację?
- Bardzo pozytywnie. Myślę, że to iż tak długo walczyli o to, aby zdobyć kwalifikację jest dla nich plusem. Mieliśmy bardzo dużo meczów trudnych, a trudne mecze hartują zawodnika i pomagają stać się jeszcze lepszym.
Myślę, że po raz pierwszy uczestniczył pan w takiej niecodziennej sytuacji jak miała miejsce dziś, a chodzi mi o oświadczyny na turnieju.
- Tak to pierwszy raz. Oczywiście widziałem na meczu reprezentacji, że taki numer był, ale tutaj chłopak, który się zaręczył wyszedł z prośbą czy mógłby taką uroczystość przeprowadzić. Oczywiście, że się zgodziliśmy ja się bardzo cieszę, że podczas „Gruszka Cup” takie rzeczy się dzieją. To znaczy, że atmosfera tego turnieju oprócz siatkówki jest po prostu fajna. Także super i najważniejsze, że wybranka serca się zgodziła. Mylę, że dzisiejszy dzień zapamiętają oboje, ale my jako organizatorzy turnieju też.
Bardzo dziękuje za rozmowę i do zobaczenia za rok.