K.Bardowska: W tej pracy uwodzi poczucie sprawczości
ZAGRODNO. W 2018 roku przebojem wdarła się na samorządową mapę Dolnego Śląska. Po 6 latach ciężkiej pracy pchnęła gminę Zagrodnu ku nowoczesności. Nic dziwnego, że ponownie ubiega się o fotel wójta gminy Zagrodno. Za kilka dni czeka ją wyborcza dogrywka...
Zbigniew Jakubowski rozmawia z Karoliną Bardowską – Wójtem Gminy Zagrodno.
Zbigniew Jakubowski: Właśnie kończy się pani pierwsza kadencja na stanowisku Wójta Gminy Zagrodno. Jak bardzo zmieniło się pani życie po wyborach?
Karolina BARDOWSKA: Zanim zostałam wójtem, prowadziłam własną działalność gospodarczą. Pracowałam w domu, na wszystko miałam czas i miałam dużo spokoju. Kiedy wygrałam wybory, zdecydowałam, że poświęcę się nowej pracy na sto procent. I przyznam, że przepadłam.
W jakim sensie pani przepadła?
Bardzo szybko wciągnęłam się w wir pracy, która – mam wrażenie – nigdy nie ma końca. Wiele spraw mnie zaskoczyło, bo po pierwsze – nie miałam żadnego samorządowego doświadczenia, a po drugie – nic nie zostało mi przekazane. Nikt niczego mnie nie nie nauczył, nie usiadł ze mną i nie powiedział, co jest rozpoczęte czy też jak postępować w określonych sytuacjach. Wszystko musiałam wypracować sama, a do niektórych spraw dochodzić metodą prób i błędów. Pracowałam po dwanaście godzin na dobę, czasem dłużej. Wychodziłam z pracy, ogarniałam sprawy domowe i często pracowałam dalej. Uważam, że sukces w samorządzie wiąże się z oddaniem siebie prawie na sto procent. To bardzo trudne, gdy jest się kobietą, która ma rodzinę. Myślę, że moja praca wpłynęła na nas wszystkich i jestem wdzięczna mojej rodzinie za nieustanne wsparcie. Mam świadomość, że ostatnie pięć lat mojego życia oddałam gminie, bo do domu często wracałam wieczorami a obowiązki służbowe wypełniałam również w weekendy, ponieważ wójtowanie nie kończy się w piątki o 16.00. Nie żałuję jednak tego czasu, bo choć nie było łatwo, to absolutnie było warto! Uważam, że zrobiliśmy bardzo wiele dobrego dla naszej gminy.
Jakie były początki pani urzędowania?
Na pewno trudne. Pięć lat temu byłam totalną świeżynką. Do wystartowania w wyborach namówili mnie mieszkańcy gminy. Byłam wówczas zupełnie nieświadoma samorządowej rzeczywistości i dlatego teraz patrzę z dużym dystansem na obietnice wyborcze. Dzisiaj, gdy mam za sobą pięcioletnie doświadczenie w tej kwestii, wiem, co jest możliwe do realizacji, a co jest mrzonką. Obiecać można wszystko, ale życie pokazuje, jakie naprawdę są możliwości. Z tego, co zaplanowałam do realizacji w mojej pierwszej kampanii, udało się zrobić może połowę, ale za to zrobiliśmy bardzo dużo innych rzeczy, o których na starcie nie wiedziałam, że będą potrzebne i możliwe do realizacji. Na przykład możliwość zrobienia kanalizacji czy oczyszczalni ścieków za 14 milionów – nikt wtedy nawet nie myślał, że będą takie środki. Uważam, że naprawdę efektywnie wykorzystaliśmy możliwości, które samorządom dał Polski Ład.
Co w pracy wójta jest dla pani najtrudniejsze?
Zaczynając tę pracę, postanowiłam sobie, że zarządzanie gminą będę traktować jak prowadzenie własnego przedsiębiorstwa. Do prowadzenia dobrze prosperującego biznesu potrzebni są odpowiedni współpracownicy, bo w pojedynkę za wiele się nie zdziała. Dlatego też, jeśli widziałam, że jakiś pracownik się nie sprawdza, to decydowałam o zakończeniu współpracy. Były to bardzo trudne decyzje, ale uważam, że naszej gminy nie stać na brak profesjonalizmu. Wiem, że przez te decyzje ściągnęłam na siebie dużo hejtu. I to właśnie jest dla mnie najtrudniejsze – ta fala pomyj, która właściwie od początku na mnie się wylewa. Pragnę podkreślić, że na miejsce osób, z którymi zdecydowałam się rozstać zawodowo, na podstawie konkursów zatrudniłam profesjonalistów, którzy znają się na swojej robocie. Dzięki naszemu wspólnemu zaangażowaniu pozyskaliśmy 37 milionów złotych na ważne dla Gminy Zagrodno inwestycje. Mimo to cały czas muszę mierzyć się z hejtem w sieci i krzywdzącymi plotkami na mój temat, co z pewnością wpływa na mój wizerunek. Wiem, że te opinie wypowiadają ludzie, którzy realizują swoje prywatne cele, niemające nic wspólnego z działaniem na korzyść gminy. Najwięcej do powiedzenia mają osoby, które nigdy ze mną nie rozmawiały i najzwyczajniej w świecie mnie nie znają. Miałam wiele sytuacji, gdy mieszkańcy po pierwszym spotkaniu ze mną potrafili mi powiedzieć, że nie jestem taka, jak o mnie mówią.
Mam świadomość tego, że moi przeciwnicy próbowali wykreować mój wizerunek jako osoby niedostępnej i zimnej, która jest pazerna na pieniądze. A ja przecież nie poszłam do polityki dla pieniędzy – uważam, że z mężem dużo osiągnęliśmy zawodowo i finansowo. I jestem z nas dumna. Niestety, znaleźli się ludzie, dla których nasz majątek stał się powodem do budowania niechęci wobec mnie i rozpuszczania informacji, że zostałam wójtem, aby zarabiać jeszcze więcej, bo jestem zachłanna. To polityka, dzisiaj już to rozumiem i staram się o tym nie myśleć, ale wcześniej uważałam, że to bardzo krzywdzące opinie.
Od początku miałam przeciwko sobie Radę Gminy, więc nie zdziwiło mnie, gdy do różnych nieprzyjaznych zachowań ze strony opozycyjnych radnych doszła jeszcze ich decyzja o obniżeniu mojego wynagrodzenia. Przez półtora roku jako wójt zarabiałam cztery tysiące złotych netto. Było to minimum, jakie wtedy mogłam dostać. Radni stwierdzili, że jeśli dostanę mało, to nie będzie mi się chciało przychodzić do pracy i zrezygnuję. Powiedziałam wtedy, że choćbym miała przychodzić do pracy za złotówkę, to będę to robić, ponieważ naprawdę chcę działać na rzecz Gminy Zagrodno.
Różne rzeczy się o mnie opowiada i różne padają wobec mnie zarzuty, przy czym nie są to zarzuty merytoryczne. Okazuje się, że jestem hejtowana nawet za to, że dbam o swój wygląd. Jestem kobietą i uważam, że to nic złego, że chcę dobrze wyglądać. Myślę też, że to również mój obowiązek, bo reprezentuję naszą gminę. Jestem zdania, że odpowiedni wygląd jest również dowodem mojego szacunku dla tych, którzy są moimi pracodawcami i którzy mnie wybrali – czyli mieszkańców Gminy Zagrodno. Dlatego zarzuty w tej sprawie odbieram jako wyraz braku prawdziwych powodów, dla których miano by o mnie mówić źle. W sytuacjach oficjalnych zawsze będę wyglądać dobrze, ale gdy nie ma takiej potrzeby, to funkcjonuję, jak wszyscy. Kiedy drugiego maja urząd gminy zalewała woda, to przecież nie zbierałam tej wody w szpilkach! Gdy trzeba działać w różnych trudnych sytuacjach, idę i działam – wtedy nie myślę, jak wyglądam i nie wrzucam potem z tych akcji zdjęć na portale społecznościowe, żeby pokazać, że też tam byłam. O tym jednak moi oponenci nie opowiedzą, wolą tworzyć mój wizerunek żelaznej damy, osoby, która jest pozbawiona emocji i daleka od mieszkańców. A to nieprawda.
Jaka w takim razie jest Karolina Bardowska?
Jako wójt przede wszystkim staram się być profesjonalistką – dość trudno wtedy o zdobywanie sympatii. Nie jestem typowym samorządowcem. Wiem, że działam bardziej jak biznesmen niż polityk – w moim rozumieniu jeśli coś nie jest dla gminy dobre, to należy to zmienić a nie przymykać oko tylko dlatego, że dzięki temu otrzymam kilka głosów więcej. Wolę trudną prawdę niż przekłamywanie rzeczywistości. To może nie przysparza mi sympatii, ale dzięki temu mogę bez problemu spojrzeć sobie w lustrze w twarz.
Poza tym jestem osobą, która przy bliższym poznaniu naprawdę dużo zyskuje. Jestem otwarta, empatyczna, wszystkim chcę pomóc, wszędzie chcę być i wszystko chcę zrobić. Bardzo ważna jest dla mnie moja rodzina, dla której brakuje mi czasu, ale być może przez to celebrujemy każdą wspólną chwilę. Wszyscy kochamy książki i aktywny wypoczynek.
Dlaczego zdecydowała się pani kandydować na drugą kadencję?
Ktoś kiedyś powiedział mi, że władza uwodzi. Być może, ale w moim przypadku uwiodło mnie poczucie sprawczości i to, że jako wójt, dzięki ogromnemu zaangażowaniu własnemu oraz odpowiednio dobranych współpracowników, mogę naprawdę dużo zrobić. To mnie bardzo napędza!
Mam ogromną satysfakcję, gdy jadę drogą, którą wykonaliśmy w tej kadencji lub widzę inne przykłady tego, jak zmieniły się różne miejsca w naszej gminie – wtedy uśmiecham się sama do siebie. Tylko ja znam historie tych inwestycji, których nie wyrażają sumy przeznaczonych na nie środków finansowych, ale świadomość tego, jak wiele spotkań trzeba było odbyć i jak dużo telefonów wykonać, żeby doprowadzić je do realizacji. Te pięć lat to była ciężka praca, ale wiem, że coś po sobie zostawiam a tym samym staję się elementem historii tej gminy.
Zależy mi na kolejnej kadencji, bo uważam, że pięć lat to krótki okres w samorządzie. W tej chwili jest wiele spraw otwartych – w toku są bardzo ważne dla naszej gminy inwestycje, między innymi budowa żłobka, oczyszczalni ścieków czy też dróg, na które w przyszłym tygodniu podpisuję umowy. Myślę, że dwie kadencje to optymalny czas dla wójta, żeby móc rozpoznać potrzeby i możliwości gminy, poznać ludzi i nawiązać kontakty, które umożliwiają realizację wielu zadań.
Chcę nadal pełnić funkcję wójta, bo lubię być wśród ludzi i pokazywać im, że się da. Wcześniej przez wiele lat słyszeliśmy, że gmina jest biedna i nie ma środków na rozwój. Wydreptałam już wiele ścieżek, wypracowałam relacje i wiem, gdzie szukać środków na finansowanie kolejnych przedsięwzięć. Moim celem od początku było stworzenie gminy bardziej przyjaznej, piękniejszej, po prostu lepszej. Chciałabym, żeby młodsze pokolenia miały bardziej komfortowe warunki do życia. Uważam, że zrobiliśmy naprawdę wiele i chciałabym mieć okazję zrobić więcej. Potrzebujemy jeszcze kanalizacji, chodników czy też dobrej infrastruktury rekreacyjnej.
Co uważa pani za największy sukces mijającej kadencji?
Moim największym sukcesem jest to, że znalazłam odpowiednią osobę na stanowisko Prezesa Zamku Grodziec i wspólnie udało nam się z tego zapomnianego miejsca zrobić perełkę. Uważam, że zmieniliśmy także myślenie mieszkańców gminy o zamku. Wcześniej nie funkcjonował on w ich świadomości. Nie odwiedzali go, nie myśleli o nim, jak o miejscu, które jest ich i dla nich. Z zamku zrobiliśmy instytucję kultury. Teraz dzieją się tam ważne dla nas wszystkich wydarzenia. Organizujemy mnóstwo imprez – kabarety, koncerty smyczkowe, plenery malarskie czy obchody świąt państwowych. Kocham ten zamek całym sercem i robiłam wszystko, żeby mieszkańcy byli z niego dumni.
Muszę też powiedzieć, że mam wiele innych powodów do dumy. Zrealizowałam inwestycje, o których wcześniej nie pomyślelibyśmy, że są możliwe do przeprowadzenia. Teraz mój główny cel to kanalizacja gminy – nie będzie to coś, co będzie widoczne gołym okiem, ale jest to bardzo ważna inwestycja, która poprawi jakość życia w naszej gminie.
Czy złożyła pani jakieś obietnice wyborczej w tegorocznej kampanii?
W tej kampanii jasno postawiłam sprawę i powiedziałam mieszkańcom Gminy Zagrodno, że nie obiecuję im rzeczy, które nie są możliwe do realizacji. Wiem, co jest w budżecie i wiem, jakie inwestycje są zaplanowane na ten rok – przeznaczymy na nie rekordowe 16 milionów. Mamy już plany na przyszłe lata. Nie chciałam i nie chcę składać deklaracji, które są nierealne do spełnienia. Wolę mówić prawdę, w oparciu o moją wiedzę i doświadczenie, nabyte w trakcie ostatnich pięciu lat. Najważniejsza jest dla mnie wiarygodność!
Dziękuję za rozmowę