Z. Antosiewicz: nikt nie każe robić Rodłu awansu za wszelką cenę
GRANOWICE. Przed sezonem głośno było o podziale A-klasowych grup. Jedni cieszyli się z powiewu świeżości, inni wietrzyli spisek mający kogoś wypromować, a pozostali narzekali na dalekie wyjazdy do Granowic. Dziś rozmawiamy ze Zbigniewem Antosiewiczem, od lipca piastującym funkcję trenera Rodła, który poruszył kwestię rzekomego parcia na awans, opowiedział o niezbyt miłej niespodziance, jaka spotkała go podczas pierwszych dni pracy w Granowicach oraz zajął stanowisko w kwestii plotek łączących jego osobą ze stołkiem trenerskim w Prochowiczance Prochowice.
26 punktów i miejsce tuż za podium po dwunastu kolejkach to wynik, który Pana satysfakcjonuje?
ZBIGNIEW ANTOSIEWICZ: - Patrząc przez pryzmat rozegranych dotąd spotkań, czuję lekki niedosyt, chociaż z drugiej strony, już po podjęciu pracy w Rodle, dowiedziałem się, że zespół opuściło siedmiu zawodników! Ligę zaczęliśmy więc w mocno okrojonym składzie, bo dysponowałem kadrą właściwie jedenasto, maksymalnie dwunastoosobową. W tym było kilku nastolatków, co pewnie nieco zaważyło na ilości naszych punktów, bo w dwóch pierwszych spotkaniach zdobyliśmy tylko jedno „oczko”, a w pierwszych pięciu kolejkach, ponad połowę składu stanowili zawodnicy jeszcze niepełnoletni.
Jak układa się współpraca z zespołem?
- Na pewno jestem zadowolony z frekwencji na treningach, ponieważ mam do dyspozycji większość kadry. Najmniejsza frekwencja jaka się przytrafiła podczas tych czterech miesięcy współpracy, to bodajże siedem osób. Na ogół mam dyspozycji trzynastu, czasem nawet piętnastu graczy, co przy szesnastoosobowej kadrze jest dobrym wynikiem. Mimo, że ten skład się trochę zmienił, a kilku zawodników wróciło do gry już w trackie trwania rozgrywek, to nie mogę narzekać. Wraz z prezesem patrzymy na klub przyszłościowo, chcemy robić stałe postępy i budować zespół, który będzie coraz lepszy.
Co Pan sądzi o oskarżeniach dotyczących przenosin Rodła do grupy III, w celu ułatwienia Wam awansu?
- Tak prawdę mówiąc, gdy przyszedłem do Granowic, zespół był już tutaj przydzielony. Zawodnicy są zadowoleni, bo przyszedł powiew świeżości. Są nowi rywale, nowe bodźce, więc nikt nie ma problemów z motywacją. Prezes powiedział mi, że decyzję o przeniesieniu podjął organizator rozgrywek, a nie my. Śmieszą trochę te argumenty o ułatwieniu drogi do awansu, bo jest tutaj dwóch spadkowiczów z klasy Okręgowej, a jak pokazuje tabela, właściwie połowa drużyn reprezentuje zbliżony poziom. Kiedy dochodzi do rywalizacji tych ekip z TOP 7, wynik jest sprawą otwartą, a nawet jeśli wygrywa zespół wyżej notowany, to na ogół jest to zwycięstwo nieznaczne. Fajnie, że nikt jakoś zadecydowanie nie odstaje, bo chociaż Chojnowianka ma na razie komplet punktów, to w niektórych meczach miała sporo szczęścia i gdzieś jeszcze się potknie.
To jak jest z tym awansem w Waszym przypadku? Rodło celuje w promocje czy podobnie jak ligowi rywale nie składa odważnych deklaracji?
- Dobra runda wiosenna poprzedniego sezonu mogła rozbudzić apetyty kibiców, ale trzeba spojrzeć na to z chłodną głową. Jak wspomniałem na wstępie, z różnych powodów opuściło nas siedmiu zawodników, do tego po pierwszych meczach za granicę wyjechał dotychczasowy bramkarz i musieliśmy prosić o powrót doświadczonego Waldemara Kędzierskiego, który wszedł między słupki niemalże z marszu i radzi sobie naprawdę dobrze. Zarząd, w odróżnieniu ode mnie, znał realia spokojnie dostosowując do nich cele. Choć na początku byłem nieco przerażony ilością zawodników, podjąłem wyzwanie, a z czasem wszystko zaczęło się układać. Nikt nie kazał mi robić za wszelką cenę awansu, choć gdybyśmy nie zawalili tych dwóch pierwszych meczów, dziś walczylibyśmy o pierwszą lokatę. Na razie jesteśmy na etapie budowania zespołu. Początkowo zawodnicy dziwili się dlaczego występują na innych pozycjach niż wcześniej, lecz to był jeden z elementów tej naszej drogi. Awans owszem, jest celem, jednak nie na teraz, ale ma przyszłość.
Duża uwagę przykuwał Pan do poprawy gry w defensywie? W poprzednim sezonie Rodło lubiło demonstrować radosny futbol.
- Poruszaliśmy ten temat przy okazji rozmowy o poprzednim sezonie, bo zespół tracił sporo bramek. Nawet jeśli wygrywał, sporadycznie zachowywał czyste konto, a często bywało tak, że rywale strzelali nawet po cztery gole. Niestety, na razie sam muszę wspierać drużynie na boisku i głównie z powodu braków kadrowych w defensywie, występuje właśnie najbliżej własnej bramki. Myślę, że jakoś pomagam swoim doświadczeniem, do tego przekazuje chłopakom swoją wiedzę i chyba w jakiś sposób to procentuje, ponieważ nie tracimy już takich bramek jak w Okmianach. Wiadomo, piłka nożna jest grą błędów, ale czasami trafi się jakiś strzał niemożliwy do obrony czy idealnie skonstruowana akcja i wtedy kończy się golem. Na to nie ma rady, jednak najbardziej bolą bramki niewymuszone, których bez problemów można uniknąć i my takich tracimy ostatnio bardzo mało, lecz nadal pracujemy nad poprawą.
Wyjazdy w okolice Chojnowa Wam nie służą, bo przegraliście z Chojnowianką i Okmianami, a już niedługo przed Pańskim zespołem trudny mecz w Rokitkach.
- W Okmianach prowadziliśmy 1:0, ale straciliśmy dwie wręcz frajerskie bramki i przegraliśmy. Orlik na swoim terenie jest niewygodnym przeciwnikiem, co nawet pokazuje tabela. W domu wygrywa, a na wyjazdach traci punkty. Każdy natomiast wie, że z Rokitkami może być jeszcze trudniej, bo to będzie taki mecz o drugie miejsce. Chcielibyśmy wygrać zarówno z Czarnymi jak i teraz, w najbliższy weekend z Huraganem Nowa Wieś Złotoryjska. Na pewno dobry finisz pozwala z uśmiechem na ustach wrócić do gry wiosną, bo wszyscy są naładowani pozytywną energią, a morale zespołu jest wyższe.
Czyli celem Rodła Granowice na rundę jesienną jest zajęcie drugiej pozycji?
- Nie, takiego celu sobie nie stawiamy, chociaż fajnie by było gdybyśmy zimowali tylko za plecami Chojnowianki. Wiadomo, w sporcie jest rywalizacja i każdy przystępując do meczu chce zwyciężać. Nikt przecież nie podchodzi do spotkania z myślą żeby przegrać, ale wszystko później weryfikuje boisko. Jeżeli uda się zająć to drugie miejsce na koniec rundy jesiennej, to będziemy bardzo zadowoleni i może wtedy poważniej pomyślimy o awansie, ale jeśli ostatecznie wyprzedzi nas ktoś jeszcze, to nie będziemy rozpaczać.
Na koniec pytanie z nieco innej beczki. W pewnym momencie, gdy głośno mówiło się o możliwym odejściu Jarosława Pedryca z Prochowiczanki Prochowice, podobno typowano Pana do jego zastąpienia. Były jakieś zakusy byłego pracodawcy na Pańską osobę?
- Chciałbym zdementować te plotki, nie było żadnych rozmów. Trener Pedryc zastąpił mnie na stanowisku trenera Prochowiczanki, zrobił awans do IV ligi, a ja jemu i drużynie mocno kibicuje. Mieszkam blisko stadionu, grałem w tym klubie blisko trzydzieści lat, teraz tradycję kontynuuje syn, więc Prochowiczanka na pewno jest bliska mojemu sercu, jednak obecnie pracuje w Rodle i nie wypadałoby zrezygnować z powierzonej mi misji po kilku meczach.
Dziękuję za rozmowę.