Miedziowi bez pompowania balonu. I dobrze.
LUBIN. Zbliża się koniec roku, piłkarze rozjechali się na wakacje, a my postanowiliśmy podsumować minioną rundę w wykonaniu Zagłębia Lubin, notabene, najlepszego klubu piłkarskiego na Dolnym Śląsku. Zespół Piotra Stokowca, po dwudziestu jeden kolejkach plasuje się na siódmej pozycji, dającej nadzieję na walkę w grupie mistrzowskiej. Wynik, jak na beniaminka, jest co najmniej przyzwoity, jednak kiepski finisz sprawia, że wśród kibiców pozostaje spory niedosyt, bo przez kilka tygodni lubinianie mieli spore szanse by wskoczyć nawet na podium.
Przed sezonem nadzieję były spore, lecz nikt nie pompował balonu, bo w poprzednich latach zawsze takie podejście kończyło się spektakularną klapą. Kapitalna wiosna w I lidze zwieńczona awansem do Ekstraklasy rozbudziła pragnienia. Zwłaszcza, że transfery zapowiadały się również wyjątkowo ciekawie.
O ile przyjście Krzysztofa Janusa nadzwyczaj medialne nie było, to sprowadzenie na Dolny Śląsk Jana Vlaski obiło się szerokim echem we wszystkich sportowych mediach w kraju. Los był w tym przypadku przewrotny i doświadczony skrzydłowy był jednym z najlepszych na swojej pozycji, natomiast Vlasko nie pokazał właściwie nic, co zasługiwałoby na wyróżnienie, spędzając większość czasu w gabinetach lekarskich.
W kwestii transferów, warto także pochylić się nad Martinem Polackiem, który wskoczył do składu po czerwonej kartce dla Konrada Forenca i od meczu z Wisłą Kraków miejsca już nie oddał. W spotkaniu z podopiecznymi Kazimierza Moskala zdążył wpuścić dwa gole, a do końca rozgrywek dał się pokonać jeszcze dziewięć razy. Rezultat może nie najgorszy, ale trudno nie odnieść wrażenia, że przy kilku z nich, Słowak mógł zachować się zdecydowanie lepiej. Po pierwszoligowej wiośnie, Miedziowi fani o defensywę i obsadę bramki byli spokojni, ale przedłużona runda jesienna pokazała, że problem z obstawą tyłów istnieje. Ani Polacek, ani Forenc nie wprowadzali odpowiedniego spokoju, a linii obrony zdarzały się proste błędy. Najlepiej z całej formacji wyglądał Dorde Cotra, który ze swoich zadań wywiązywał się przyzwoicie, a dodatkowo sporo wnosił do ofensywy, jednak były gracz Polonii Warszawa także nie ustrzegł się błędów.
Wytykając mankamenty, nie można zapomnieć i przestojach. Lubinianie zanotowali fatalną passę ośmiu z rzędu meczów bez zwycięstwa, odpadając w tym czasie z rozgrywek o Puchar Polski oraz znacznie spadając w ligowej tabeli. Kryzys formy odbił się na skuteczności, bo w starciach ze Śląskiem Wrocław czy Górnikiem Łęczna Miedziowi zmarnowali kilka dobrych okazji, w tym rzut karny.
Pozytywów na szczęście także nie brakowało. Największym jest miejsce w tabeli, bo lokata dająca przepustkę do walki w grupie mistrzowskiej beniaminka musi cieszyć. Obok dołka, Zagłębie miało też zwyżkę formy, o czym dobitnie przekonała się Cracovia Kraków, Jagiellonia Białystok, czy Legia Warszawa, która bardzo szczęśliwie wywalczyła remis na własnym terenie.
Piotr Stokowiec niejako sam wiązał nad swoją głową pętle, bo kiedy przychodził słabszy mecz, szkoleniowca krytykowano i sugerowano zwolnienie. Były opiekun Polonii Warszawa wydaje się jednak mieć ogromne poparcie u zawodników, którzy za szkoleniowca poszliby w ogień. Relację zawodników z kibicami również są zdecydowanie lepsze niż w poprzednich latach, a zaangażowanie graczy wzbudza wzajemną sympatię. Zawodnicy po nieudanych pojedynkach byli wyraźnie zdenerwowani, a kiedy inkasowali komplet punktów, szczerze się cieszyli.
Wahania formy spowodowane mogą są po części obecnością w składzie młodych graczy, którym zdarzają się jeszcze przestoje. Nie można jednak mieć do młodzieży pretensji, bo w Lubinie nie ma żadnego z kandydatów do tytułu „Wonderkid”, więc trudno oczekiwać by nastolatkowie prezentowali dobrą formę przez całe rozgrywki.
Runda jesienna była przedłużona, więc Miedziowym do jej końca zostało dziewięć spotkań. Dziewięć spotkań, w których każde będzie piekielnie ważne, bo ósme miejsce da spokój w drugiej części sezonu, a rywalizacji w grupie spadkowej może się różnie skończyć, zwłaszcza po podziale punktów.