Po wygranych derbach refleksji kilka...
Poderbowy kurz powoli opada, a my przy okazji tego spotkania wyciągnęliśmy kilka luźnych, zupełnie niewiążących wniosków dotyczących postawy Miedziowych. Największym zaskoczeniem, w przekroju całego sezonu, jest chyba Dorde Cotra, gość ma tak ułożoną lewą nogę, że mógłby chyba rywalizować z Remim Gaillardem. Wiosną należy dołączyć do tego grona również Filipa Starzyńskiego i Łukasza Janoszkę. „Ecik” wyraźnie odżył po transferze byłego kolegi z Ruchu Chorzów, a ich wczorajsza akcja zapachniała wielką piłką – oby tak dalej!
Najważniejszy jest wynik, wiadomo. Derby to derby i można w nich zagrać pięknie dla oka, ale przegrana zawsze będzie przegraną. Wczoraj Miedziowi nie zagrali nadzwyczajnego spotkania, jednak byli piekielnie konsekwentni w swoich poczynaniach i widać, że Piotr Stokowiec wyciągnął wnioski z jesiennych meczów.
1. Taktyka. Kiedy Zagłębie błyskawicznie objęło prowadzenie, a chwilę później zadało kolejny cios, nadszedł moment obawy. Obawy o powrót demonów przeszłości. Pamiętacie mecze jesienne z Górnikiem Zabrze i Legią Warszawa? Dwubramkowe prowadzenie i frajerskie remisy. Tym razem nie było mowy o takim obrocie spraw. Lubinianie nie przyjęli postawy jeźdźca bez głowy, chcącego dobić krwawiącego rywala. Tym razem obejrzeliśmy wyrachowanie i pełen spokój. Zagłębie spokojnie przyjmowało Śląsk na swojej połowie, przejmowało piłkę, wyprowadzało kontrę. Naprawdę fajnie się to oglądało. Jeśli ktoś ma pretensje, że lubinianie wygrywają mecze niskimi wynikami, może przerzucić się na hokej lub piłkę ręczną, tam goli pada zdecydowanie więcej. Tu liczy się wynik, bo za wrażenia artystyczne nikt punktów nie przyznaje.
2. O taką postawę zdecydowanie łatwiej mając blok defensywny tworzący monolit, a takiego doczekaliśmy się w Lubinie. Wczorajsza para stoperów złożona z Guldana i Dąbrowskiego tworzyła zaporę nie do przejścia. Na bokach również źle nie było, bo Cotra z Todorovskim robili, co do nich należało. Momentami żal było patrzeć na Kamila Bilińskiego, który tuzinami rozrywał półamatorów z Litwy, a we wczorajszym spotkaniu patrzył jak tych dwóch potężnych gości w pomarańczowych koszulkach fruwa nad jego głową, przechwytując każdą piłkę.
3. Drugą sprawą są wyjścia ofensywne naszych defensorów. Nie wiem, co w głowie miał Guldan biegnąć za akcją ze swojego pola karnego, pod pole karne wrocławian, ale trzeba przyznać, ma „Lubo” odwagę. I umiejętności. Znacznie częściej podłączają się boczni obrońcy. Dorde Cotra to w tej materii profesor. Niemal każda jego centra kończy się zagrożeniem, a dośrodkowanie na głową Jarosława Kubickiego, to po prostu crem de la crem. Wypieszczona piłka prosto na nos. Czekamy aż kapitan Zagłębia zdobędzie gola partnerem z zespołu lub rywalem, to jest bardzo możliwe. Podczas oglądania wczorajszych derbów, przypomniał mi się jego występ sprzed blisko trzech lat, gdy we Wrocławiu dostał dwie głupie kartki i osłabił zespół. Teraz Cotra jest zupełnie innym, o dwie klasy lepszym, zawodnikiem. W tej beczce miodu jest i łyżka dziegciu. Ofensywne wejścia Todorovskiego tak efektowne nie są. Mogę powiedzieć, że Macedończyk ma w tym sezonie tyle samo udanych dośrodkowań w Ekstraklasie, co ja, czyli 0. Ale nie chodzi o to, by Aleksandara gnoić za to jedną asystę w trwającej kampanii. Jego zadaniem nadrzędnym jest obrona i tego się trzymajmy. To nie wina Todorovskiego, że po drugiej stronie boiska biega kozak, który nawet próbując wybić piłkę poza stadion trafi do dobrze ustawionego kolegi.
4. Po odejściu z zespołu Miłosza Przybeckiego został nam jeszcze jeden lekkoatleta – Martin Polacek. Potężnie zbudowany golkiper potrafi do tego nieźle grać w piłkę. Po jego transferze obejrzałem słynny już trening Polacka i stwierdziłem, że ten olbrzym ma nierówno pod sufitem – jak na bramkarza oczywiście przystało. Jednak im dalej w las, tym bardziej zaczynałem wątpić. Bo jeśli Konrad Forenc, który piłkarsko spisywał się przeciętnie był od Polacka lepszy, to co w takim razie prezentuje Słowak? Pierwsze spotkania nie napawały optymizmem, ale runda wiosenna pokazuje, że Martin nie jest kolejnym zagranicznym ogórkiem. Mimo swojej postury ma świetny refleks i nieco szczęścia. Ale w tym akapicie nie miało być o samym bronieniu, tylko raczej o wybiciach. Gol na 2:0. Polacek kopie piłkę pod pole karne Śląska, mija kilka sekund i futbolówka ląduje w siatce Pawełka. Tak się powinno rozpoczynać kontrę! A wyrzuty? Dawno nie widziałem golkipera posyłającego piłkę ręką za linię środkową boiska. Martin, po karierze piłkarskiej możesz spróbować w pchnięciu kulą!
5. Duet Starzyński – Janoszka. „Ecik” troszkę już u nas gra, ale początkowo niespecjalnie w niego wierzyłem. Sorry, tak już mam. Po stutysięcznym nieudanym transferze Zagłębia, podchodziłem sceptycznie do kolejnych wzmocnień. Po Hodurach, Sernasach, Przybeckich, Lirach, Hankach bałem się okienek transferowych. To było jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiedziałeś, co Cię czeka. No i Janoszka początkowo idealnie wpisywał się w całe to towarzystwo. Więcej czasu spędzał w gabinetach lekarskich niż na boisku, a gdy już grał, robił to bardzo przeciętnie. Teraz to jednak Janoszka jakiego pamiętamy z najlepszych lat w Ruchu Chorzów. Waleczny, szybki, ambitny, z dobrą centrą, podaniem, szukający pozycji, oddający strzały. Co tu dużo mówić. Na ławkę posadził bohatera jesieni – Krzysztofa Janusa – to już o czymś świadczy. Odrodzenie „Ecika” zbiegło się w czasie z pozyskaniem Filipa Starzyńskiego. Obaj występowali wspólnie w Ruchu, a widać to obecnie. Ten duet gra ze sobą jakby na pamięć. Starzyński zamyka oczy, podaje do boku, a piłka ląduje pod nogami Janoszki. Janoszka pędzi skrzydłem, zagrywa przed „szesnastkę” i co? Futbolówka mknie do Starzyńskiego. A wczorajsza akcja przy linii bocznej to już w ogóle kosmos. Na taką ilość finezji w wykonaniu Zagłębie musieliśmy czekać całą rundę, a tu proszę. Kilka sekund, kilka podań z pierwszej piłki, zagrania piętką, zejście do środka. Zabrakło tylko celnego strzału lub wyłożenia futbolówki Piątkowi, mielibyśmy istną Barcelonę!
6. Łukasz Piątek. Jego kontrakt wygasa za nieco ponad trzy miesiące, więc wiadomo, każdy występ jest okazją by zaprezentować się nowemu pracodawcy lub przekonać działaczy z Lubina do przedłużenia umowy. Na ogół nie lubiłem takich sytuacji, bo zawodnicy przez cały okres wegetowania w Zagłębiu nie prezentowali nic, a w ostatniej chwili doznawali olśnienia, przypominali sobie, że przecież kiedyś potrafili grać w piłkę, rozgrywali kilka dobrych spotkań, dostawali nową umowę i znowu padaka. W przypadku Piątka jest nieco inaczej, bo choć zdarzały mu się słabe mecze, to trudno zarzucić pomocnikowi brak ambicji. Wczoraj pokazał jednak czasy Polonii Warszawa. I to te ze swojego najlepszego okresu. Zaczął od mocnego uderzenia, bo to właśnie były kapitan Miedziowych przejął wybitą przez Pawełka futbolówkę, a następnie popisał się bardzo ładnym strzałem zewnętrzną częścią stopy. Im dalej w las tym lepiej. Piątek walczył za dwóch, przecinał akcję Śląska, rozpoczynał kontry. Jednymi słowy dzielił i rządził w środkowej strefie boiska. Liczymy, że nie był to jednorazowy strzał, a Łukasz Piątek nawiąże do czasów, w których przez większość zawodników został uznany najbardziej niedocenionym ligowcem.
7. Wniosek ostatni. To naprawdę fajne uczucie, być kibicem najlepszej drużyny na Dolnym Śląsku. Zwłaszcza, że pokazuje to zarówno tabela jak i wyniki meczów derbowych.