Taciak i Cieślik najsilniejsi w czasówce, Banaszek drugi w Norwegii
POLKOWICE. Mateusz Taciak wygrał, a Paweł Cieślik był drugi w jeździe na czas pod przełęcz Okraj, 4.etapie Bałtyk – Karkonosze Tour.
Doświadczeni kolarze, tacy jak Mateusz Taciak, który dwukrotnie triumfował w tym wyścigu, znali podjazd pod Okraj jak własną kieszeń. Od wielu lat znajduje się on w programie imprezy i na nim zwykle rozgrywana jest jazda indywidualna.
Zarówno Taciak, jak i pozostali zawodnicy CCC Sprandi Polkowice, przystąpili do tej czasówki niezwykle zmotywowani. Chcieli oni zmniejszyć straty w klasyfikacji generalnej, by wciąż być w grze o końcowe zwycięstwo.
Kamil Małecki, pierwszy z „pomarańczowych”, który zjechał z rampy startowej, uzyskał najlepszy wtedy czas, 25:43. Później, na chwilę z pozycji lidera strącił go Markus Freiberger, ale potem jego wynik zdecydowanie poprawił Mateusz Taciak, „wykręcając” 24:33. Tylko jego kolega z zespołu, Paweł Cieślik, dla którego Bałtyk – Karkonosze Tour jest pierwszym startem po styczniowej operacji serca, był w stanie zbliżyć się do tego rezultatu i zejść poniżej 25 minut (24:57). Trzecie miejsce wywalczył Philipp Walsleben (P&S Thuringen), który został nowym liderem generalki.
- Czułem się bardzo dobrze od samego startu. Nie wiedziałem tylko, czy takie tempo będę w stanie utrzymać do mety. To się ostatecznie udało i dzięki temu „wykręciłem” jedne z najwyższych watów w jeździe indywidualnej w karierze – tłumaczył Mateusz Taciak. – To co dodało mi ekstra motywacji to fakt, że nie poddaliśmy się jeszcze w walce o klasyfikację generalną i chciałem zredukować straty do prowadzących. Zawsze pozytywnie działają na mnie też negatywne komentarze, które czytam w Internecie o sobie, czy też ekipie i nie są one zgodne z rzeczywistością. To z pewnością też pomogło.
Po tym występie Mateusz Taciak awansował na 4., a Paweł Cieślik na 5.miejsce w ogólnej klasyfikacji, ze stratą odpowiednio 2:06 i 2:30.
Po operacji nie robiłem praktycznie nic przez trzy miesiące, wiec zajęcie drugiego miejsca w górskiej czasówce daje mi sporo satysfakcji - opowiadał Paweł Cieślik. - Trenowałem tu, na tym podjeździe kilka tygodni temu i wtedy moja forma była daleka od dobrej. Teraz, po kilku dniach rywalizacji czuję, że jest znacznie lepiej. Brakuje mi jeszcze mocy, przyspieszenia i rytmu wyścigowego, ale na pewno dzisiejszy wynik jest dla mnie dobrym prognostykiem.
***
Alan Banaszek był bliski wygranej na 4.etapie Tour of Norway, finiszując na drugim miejscu, tylko za trzykrotnym triumfatorem etapowym, Dylanem Groenewegenem.
Zanim doszło do decydującego sprintu, mocną pracę z przodu wyścigu wykonał Adrian Kurek. Jechał on w 6-osobowej ucieczce, przez co zdjął z kolegów obowiązek gonienia odjazdu. „Pomarańczowi” mogli zatem skupić się na osłanianiu młodego sprintera.
Grupka Kurka została skasowana 18 kilometrów przed metą, w okolicach premii górskiej. Pomimo kilku ataków w końcówce, zmagania zakończyły się masowym sprintem.
- Koledzy z ekipy spisali się dziś znakomicie i mieli ogromny udział w tym sukcesie. Chronili mnie w peletonie i dzięki nim zaoszczędziłem sporo energii na końcówkę. Przywieźli mnie na dobrej pozycji do finałowych kilometrów i mogłem zaprezentować na nich swoje umiejętności sprinterskie – opowiada Alan Banaszek. Najpierw usiadłem „na kole” Edvalda Boassona Hagena, który zdecydował się na długi finisz. Później przeskoczyłem na koło Groenewegena, ale jego nie byłem już w stanie ograć. Był po prostu zbyt mocny. Tuż przed kreską wypiął mi się też but z pedała, co jeszcze bardziej utrudniło sprawę.