Z. Grzybowski odszedł z Victorii
PARCHÓW. Zbigniew Grzybowski, który był grającym trenerem Victorii Parchów zrezygnował z piastowanej funkcji, jako powód podając niezadowalającą frekwencję na treningach. – Nie mogę wymagać od zawodników dobrej gry, ani brać odpowiedzialności za wyniki, jeśli na trening przychodzi pięć osób. Mnie trenerka w takim wykonaniu nie cieszy, więc zrezygnowałem – wyjaśnił główny zainteresowany. Teraz Grzybowski skupia się na prowadzeniu swojego drugiego zespołu – Kłosa Moskorzyn, a ten w najbliższy weekend zagra arcyważny mecz, w którym wywalczenie choćby jednego punktu, będzie ogromnym sukcesem, bo naprzeciw zawodników trenera Grzybowskiego staną rezerwy Górnika Polkowice.
Były zawodnik między innymi Zagłębia Lubin przejął Victorię, by uratować klub przed spadkiem i… rozpadem, bo sytuacja kadrowa była, delikatnie mówiąc, kiepska. Choć zespół z Parchowa zamknął ligową tabelę, ostatecznie pozostał w A-klasie, a w tym sezonie zdołał wywalczyć pięć punktów.
Przed meczem z Mieszkiem Ruszowice Zbigniew Grzybowski postanowił jednak złożyć rezygnację i przestał reprezentować klub z Parchowa jako trener oraz zawodnik.
- Nie mogę wymagać od zawodników zbyt wiele, jeśli nie ma ich na treningach. Każda moja nerwowość na ławce czy boisku była bez sensu, bo najpierw muszę wymagać od siebie, a później od nich, jednak jeśli mam do dyspozycji czterech czy pięciu graczy podczas zajęć, to nie jestem w stanie zbyt wiele wypracować. Kilkukrotnie zdarzyło się, że było nas zaledwie kilku, raz całkowicie odpuściliśmy trening. Zapewne niektóre drużyny mają podobne problemy, ale mnie takie trenowanie nie interesuje. Mogę prowadzić zajęcia raz w tygodniu, ale muszę mieć frekwencję i chętnych zawodników, by później się to przełożyło na boisko – wyjaśnił powody decyzji trener Grzybowski.
Teraz były Mistrz Polski skupia się na pracy w drugim prowadzonym przez siebie zespole – Kłosie Moskorzyn.
Grzybowski przejął drużynę z B-klasy po rozstaniu z Chrobrym Nowogrodziec, gdzie wywalczył promocję do klasy Okręgowej. Awans był również celem w Moskorzynie, ponieważ w poprzedniej kampanii Kłos zajął drugie miejsce za LZS-em Ostaszów. Teraz zadanie wydaje się być nieporównywalnie trudniejsze i Grzybowski zdaje sobie z tego sprawę. Głównym rywalem jego zespołu są bowiem rezerwy Górnika Polkowice, które w siedmiu meczach zdobyły komplet punktów, zdobyły… 67 goli, a straciły zaledwie jednego. Kłos ma na swoim koncie jedną porażkę, z rezerwami Sparty Rudna, jednak w najbliższy weekend czeka go najtrudniejsza przeprawa w całym sezonie, bo do Moskorzyna zawitają właśnie polkowiczanie.
- Bądźmy szczerzy, w rezerwach Górnika gra kilku chłopaków z III ligi, a to już liga niemalże zawodowa. Część zawodników ma stypendia, właściwie żyje z piłki. Zastanawia mnie tylko dlaczego taki zespół nie zaczął od wyższej ligi, bo prawda jest taka, że Polkowice same dla siebie są zagrożeniem w kwestii awansu. Pozostałe ekipy mogą co najwyżej walczyć o tą drugą pozycję, a jak widać nie wszystkim to na rękę, bo ostatnio Kupryt zrezygnował w ogóle z wyjazdu do Polkowic, bo mogłoby się to skończyć naprawdę wysoką porażką. My na pewno nie złożymy broni, chłopcy są zdeterminowani, gramy u siebie, co może będzie dodatkowym atutem, ale znamy siłę rywala i naszym celem jest przede wszystkim pokazanie charakteru oraz ambicji. Nie ma co ukrywać, walczymy o to drugie miejsce, a jeśli uda się zdobyć choćby jeden punkt to będzie duży splendor dla zespołu i sensacja na sporą skalę w tym naszym lokalnym futbolu – przyznał szkoleniowiec.