Bolków, Chocianów, Chojnów, Gaworzyce, Głogów, Grębocice, Jawor, Krotoszyce, Kunice, Legnica, Legnickie Pole, Lubin, Męcinka, Miłkowice, Mściwojów, Paszowice, Pielgrzymka, Polkowice, Prochowice, Przemków, Radwanice, Rudna, Ruja, Ścinawa, Wądroże Wielkie, Zagrodno, Złotoryja

Hirt zabłysnął na legendarnych podjazdach

Jan Hirt był jednym z bohaterów „królewskiego" etapu Giro d’Italia, podczas którego kolarze pokonywali tak legendarne podjazdy jak Mortirolo, Stelvio, czy też Umbrailpass. Po długim dniu w ucieczce, finiszował on tuż za pierwszą „10”.

Hirt zabłysnął na legendarnych podjazdach

Na „królewskim” etapie „pomarańczowi” jechali bardzo aktywnie od samego początku. Niedługo po starcie odskoczył Branislau Samoilau, ale jego 3-osobowa grupka została zneutralizowana. Nie zniechęciło to Białorusina i ponowił on swoją próbę, tym razem atakując razem z Felixem Grossschartnerem i ponad 20 innymi kolarzami.

Gdy droga pod Mortirolo zaczęła piąć się w górę, ucieczka przemieszała się z zawodnikami przeskakującymi z peletonu. Wśród nich był m.in. Jan Hirt, który zastąpił w 25-osobowej czołówce Samoilau’a. Był to zatem bardzo dobry układ dla CCC Sprandi Polkowice.

„Pomarańczowy duet” jechał w ucieczce w towarzystwie bardzo silnych kolarzy: Andrey Amador (Movistar), Jesus Herrada (Movistar), Gorka Izaguirre (Movistar), Laurens ten Dam (Sunweb), Steven Kruijswijk (LottoNL-Jumbo), Mikel Landa (Team Sky), Vasil Kiryienka (Team Sky), Philip Deignan (Team Sky), Sebastian Henao (Team Sky), Luis Leon Sanchez (Astana), Pello Bilbao (Astana), Omar Fraile (Dimension Data), Natnael Berhane (Dimension Data), Igor Anton (Dimension Data), Pierre Rolland (Cannondale-Drapac), Joe Dombrowski (Cannondale-Drapac), Michael Woods (Cannondale-Drapac), Rui Costa (UAE Team Emirates), Edward Ravasi (UAE Team Emirates), Laurens De Plus (Quick-Step Floors), Jose Mendes (Bora-Hansgrohe), Manuel Senni (BMC), Alexander Foliforov (Gazprom-Rusvelo). Uzyskali oni prawie 3-minutową przewagę, 100 kilometrów przed metą. Różnica byłą kontrolowana przez Team Sunweb, prowadzący swojego lidera i całą grupę zasadniczą.

Zgodnie z oczekiwaniami podjazd pod Stelvio (Cima Coppi – najwyższy punkt wyścigu) wprowadził kolejne zmiany na czele. Ucieczka się rozsypała, a z przodu utrzymał się Jan Hirt. Czech wjechał na szczyt Stelvio na 4.miejscu, w towarzystwie 8 innych kolarzy: Landa, Deignan, Sanchez, Amador, Anacona, Anton, Kruijsvijk, Gorka Izaguirre. Grossschartner, który pracował na rzecz Czecha odpadł w połowie wzniesienia, a Schlegel utrzymał się w mocno przerzedzonej grupie lidera.

Na ostatnim podjeździe dnia, pod Umbrailpass, z czołówki odskoczył Landa. Hirt próbował za nim podążyć, ale Hiszpan był tego dnia wyjątkowo mocny. Góral CCC Sprandi Polkowice kontynuował jazdę swoim tempem i został doścignięty przez atakujących Nairo Quintanę (Movistar), Vincenzo Nibaliego (Bahrein-Merida), Domenico Pozzovivo (Ag2R La Mondiale) i Ilnura Zakarina (Katusha) dopiero kilometr przed szczytem.

Na zjazdach Nibali zdołał dołączyć do Landy i w dwójkę dojechali do mety. W końcówce szybszy okazał się Włoch, sięgając po pierwsze zwycięstwo dla reprezentantów gospodarzy.

Hirt został wchłonięty przez grupkę goniącą i w niej przekroczył „kreskę”. Po raz kolejny w tegorocznym Giro d’Italia „pomarańczowi” zapukali do pierwszej „10” (piąty w czołowej „15”), finiszując tuż za nią, na 11.miejscu. Po imponujące jeździe Czech awansował na 16.miejsce w generalce. Jego rodak, 21-letni Schlegel również był wysoko w Bormio, na 28.miejscu.

Tom Dumoulin (Team Sunweb)  zdołał utrzymać koszulkę lidera pomimo ponad 2 minut straty, wynikających z problemów gastrycznych.

- Czułem się bardzo dobrze przez cały etap. Przeskoczyłem do czołówki na Mortirolo, gdy spora grupa kolarzy atakowała. Było bardzo ważne, byśmy mieli kogoś w tym odjeździe, ponieważ szanse powodzenia ucieczki były całkiem spore. Nie planowałem tej akcji, ale musiałem zareagować na to jak układa się sytuacja w wyścigu – opowiadał Jan Hirt. – Dobrze było mieć Felixa obok siebie. Przywoził mi bidony i pytał czy czego śnie potrzebuję. Dzięki jego pomocy mogłem zaoszczędzić sporo sił na końcówkę. Na ostatnim podjeździe, gdy zaatakował Landa nie chciałem gonić go za wszelką cenę. Nie wiedziałem jak zachowa się mój organizm po 200 kilometrach wyścigu i czy nie dostanę skurczy. Myślę jednak, że dałem z siebie wszystko i mogę być zadowolony, bo pojechałem dobry wyścig. Nie jestem zawiedziony, bo takie jest kolarstwo. Czasami ucieczka dojeżdża do mety, czasami nie. Zobaczymy co przyniosą kolejne dni. Nie chcę wybierać dla siebie żadnego etapu, bo nigdy nie wiadomo, czy tego dnia nie będę mieć kryzysu. Trzeba podchodzić do każdego odcinka oddzielnie i reagować na to co się dzieje. Jeśli sytuacja tak się ułoży, że będę w stanie powalczyć w ucieczce, to spróbuję zaatakować ponownie.

Powiązane wpisy