Łysy na pokładzie Mewy. Cel niezmiennie ten sam!
KUNICE. Rezygnacja Jacka Kanasa z funkcji trenera Mewy Kunice wywołała spore poruszenie w środowisku, jednak życie nie znosi próżni i lider zachodniej grupy IV ligi musiał jak najszybciej znaleźć zastępstwo, by zespół mógł skupić się na przygotowaniach do rundy wiosennej. Nowego sternika nikomu w Kunicach nie trzeba przedstawiać, bo Hubert Łysy to wychowanek Mewy, po latach wracający do macierzy. Były już szkoleniowiec Odry Ścinawa w rozmowie z Dawidem Graczykiem opowiedział o kulisach zmiany barw, a także o planach na najbliższe miesiące.
W poniedziałek ogłoszono, że po wielu latach wraca Pan do Mewy Kunice, tym razem już w roli trenera. Pojawił się moment zawahania czy liderowi nie wypada odmawiać?
HUBERT ŁYSY: - Rozmowy z działaczami Mewy rozpocząłem stosunkowo niedawno, bo temat mojej pracy pojawił się w drugiej połowie grudnia i faktycznie, był moment zawahania, chociaż nie ze względu na pozycję obu klubów w tabeli. Dotychczas byłem w Ścinawie, gdzie mieliśmy świetną atmosferę i praca z tym zespołem sprawiała mi wiele radości, więc tu powstawał największy dylemat. Z jednej strony miałem fajne półrocze z Odrą, a z drugiej ofertę z klubu, w którym się wychowywałem, który darzę ogromnym sentymentem i właśnie to przywiązanie zadecydowało.
Miał Pan już okazję spotkać się z zawodnikami czy bliższe poznanie nastąpi przy okazji rozpoczęcia okresu przygotowawczego?
- Nie, na razie mieliśmy spotkanie odnośnie podziału boisk z grupami młodzieżowymi w trakcie przygotowań, a zapoznanie z zespołem zaplanowaliśmy na dzień pierwszego treningu, który jest zaplanowany na najbliższą środę.
Jak wygląda kwestia przygotowań i gier sparingowych?
- Jeśli chodzi o przygotowanie zespołu, to bazuje na swoim warsztacie, mam pomysł jak przepracować ten okres, natomiast w przypadku meczów kontrolnych, dobrą pracę wykonali poprzednicy, ponieważ po przejęciu zespołu zostawał tylko jeden wolny termin, który już zapełniliśmy. Na liście sparingpartnerów są nasi ligowi rywale, drużyny młodzieżowe Miedzi Legnica i Śląska Wrocław, a także dwie ekipy z Klasy Okręgowej – wicelider grupy wałbrzyskiej Zjednoczeni Żarów oraz Zryw Kłębanowice, z którym zagramy tydzień przed wznowieniem rozgrywek ligowych.
Jesienią dość mocno dał się Pan we znaki obecnemu pracodawcy, bo Odra pokonała Mewę aż 4:1, co było sporą niespodzianką.
- W Odrze naprawdę dużo trenowaliśmy i zaczęło to dawać rezultaty dopiero w październiku. Myślę, że to wszystko się na siebie nałożyło, bo Mewa nas trochę zlekceważyła, a my brutalnie to wykorzystaliśmy. W Ścinawie jest bardzo młody, ale równie perspektywiczny zespół, dlatego też decyzja o zmianie barw była dla mnie naprawdę trudna.
Jak Pan w takim razie oceni to półrocze w Odrze? Udało się w pełni wykorzystać potencjał drzemiący w tym zespole?
- Nie do końca. Powinniśmy mieć na koncie kilka punktów więcej, jednak jak wspomniałem wcześniej, w Odrze był młody zespół i często brakowało mu boiskowego cwaniactwa. Przekonaliśmy się o tym chociażby w starciu z Apisem Jędrzychowice, gdzie powinniśmy dowieźć prowadzenie do końcowego gwizdka. Brak wyrachowania sprawił, że kilka punktów nam uciekło, ale i tak pobyt w Ścinawie będę wspominał bardzo dobrze.
Wróćmy do Mewy, gdzie przyjdzie Panu zastąpić Jacka Kanasa, który zapisał się w historii klubu złotymi zgłoskami. Odczuwa Pan presję wyników osiągniętych przez poprzednika?
- Presja na pewno będzie, bo wszyscy wiedzą ile trener Kanas zrobił dla Mewy. Awansował z A-klasy do okręgówki, następnie w pierwszym sezonie wywalczył promocję do IV ligi, teraz zostawił drużynę na pierwszym miejscu tabeli, więc jakaś odpowiedzialność spadnie na moje barki. W Mewie jest plan by punktować, rozwijać młodych zawodników i ciągle kroczyć do przodu, jednak bez nadmiernego pompowania balonu.
Przyjście nowego trenera przyniesie poważniejsze zmiany kadrowe?
- Trzon zespołu jest już zbudowany, więc w tym oknie transferowym czekają nas raczej kosmetyczne zmiany. Mam 2-3 pomysły na wzmocnienia, jednak chciałbym aby to były transfery zawodników wnoszących do zespołu odpowiednią jakość, a nie tylko poszerzające kadrę. Oczywiście na nazwiska jest za wcześnie, choć mogę zdradzić, że prowadzimy rozmowy zarówno z samymi zainteresowanymi jak i ich zespołami.
Obecnie zajmujecie pierwsze miejsce w tabeli, więc nie może zabraknąć pytania o ewentualny awans. Myśli Pan, że Mewa byłaby w stanie poradzić sobie szczebel wyżej?
- Ludzie, który nie znają realiów niższych lig mogą nie zdawać sobie sprawy jak duży jest to przeskok. Aby w ogóle wystartować w III lidze trzeba mieć budżet oscylujący w okolicach miliona złotych, więc ta różnica jest kolosalna. Poziom sportowy również trudno ze sobą porównywać, gdyż mistrzowie IV ligi najczęściej bronią się przed spadkiem i to właśnie między tymi szczeblami rozgrywkowymi dostrzegam największą różnicę w aspekcie piłkarsko- organizacyjnym. Moim zdaniem duża ilość obcokrajowców na szczeblu centralnym sprawia, że gracze mający ponad trzydzieści lat i doświadczenie w Ekstraklasie czy I lidze często lądują właśnie w klubach trzecioligowych, stanowiąc o ich sile. Beniaminkowie z reguły nie mogą sobie pozwolić na takie wzmocnienia, więc ta różnica się pogłębia.
Wspomniał Pan wcześniej, że Mewa chce wiosną punktować i się rozwijać, więc nie postawiono przed Panem celu w postaci wygrania ligi czy zajęcia konkretnego miejsca w tabeli?
- Nie, zarząd nie wymaga konkretnej pozycji, choć nie ukrywam, że chciałbym finiszować w pierwszej trójce i potencjał kadrowy pozwala o to walczyć. A jak się uda zakończyć rozgrywki na pierwszym miejscu, to będziemy bardzo szczęśliwi, bo przecież gra się po to, żeby wygrywać.
Dziękuję za rozmowę.