Robin Hood ze złotego grodu (FOTO)
ZŁOTORYJA. Po bezbramkowym remisie w Ruszowie, Górnik Złotoryja powtórzył ten rezultat przed własną publicznością, dzieląc się punktami z Prochowiczanką Prochowice. Choć gospodarze z gry mieli nieco więcej, to podopieczni Jarosława Pedryca stwarzali groźniejsze okazje i gdyby Rafał Szumański zachował dziś więcej krwi pod bramką Michała Piotrowskiego, beniaminek zgarnąłby komplet punktów.
Złotoryjanie wiosną wcielają się w role czwartoligowego Robin Hooda, rozdając punkty najbardziej potrzebującym. Przed tygodniem bezbramkowo zremisowali z zamykającą tabelę Victorią Ruszów, a dziś identyczny rezultat osiągnęli w meczu z Prochowiczanką Prochowice.
Od pierwszych minut mecz był otwarty, a przyjezdni nie zamierzali się w Złotoryi bronić i błyskawicznie stworzyli sobie dwie okazje. Najpierw przytomnie z bramki wyszedł Michał Piotrowski zażegnując niebezpieczeństwo, a chwilę później uderzenie zawodnika Prochowiczanki zablokował Marcin Franczak. Górnik nie chciał być dłużny i po dwójkowej akcji Bartosza Hanieckiego z Marcinem Baszczakiem, Artur Szymczak w ostatniej chwili uprzedził tego pierwszego. Początek rozbudził nadzieję kibiców, ale z upływem minut, sytuacji podbramkowych było coraz mniej. Zawodnikom obu ekip nie można było odmówić walki i zaangażowania, jednak brakowało okazji strzeleckich. Dopiero w końcówce nieco ożywienia przyniosły rzuty rożne pod obiema bramkami. Jako pierwsi trafić mogli miejscowi, bo Mateusz Dudzic urwał się obrońcom, ale posłał piłkę nad bramką. Po drugiej stronie korner spowodował spore zamieszanie w „szesnastce”, gdzie najlepiej odnalazł się Jarosław Popowczak, oddając kąśliwy strzał, z którym poradził sobie Piotrowski.
Podopieczni trenera Oleśkiewicza mogli rozpocząć drugą połowę od mocnego uderzenia, bo po dośrodkowaniu z prawego skrzydła i główce Pawła Sułka, Artur Szymczak miał nieco problemów z opanowaniem futbolówki. Po blisko dwudziestominutowym przestoju, do głosu doszła Prochowiczanka, która powinna objąć prowadzenie. Najpierw goście wyłuskali piłkę tuż przed polem karnym złotoryjan, ale Rafał Szumański mając przed sobą tylko bramkarza, uderzył obok słupka. Ten sam zawodnik kilka chwil później miał okazję do rehabilitacji, otrzymując podanie od Tomasza Wojciechowskiego. Gracz przyjezdnych efektownie, „na zamach” ograł obrońcę, ale w najważniejszym momencie skiksował, strzelając daleko od bramki. Zmarnowane sytuacje mogły zemścić się w samej końcówce, bo po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, pojedynek o górną piłkę wygrał Adrian Marchewka, lecz uderzył „po koźle”, co umożliwiło interwencję Szymczakowi. W doliczonym czasie gry, golkiper Prochowiczanki raz jeszcze musiał uwijać się jak w ukropie, bo omal nie zaskoczył go… Łukasz Antosiewicz, próbujący wybić futbolówkę za boisko.
Ostatecznie zebrani w Złotoryi kibice nie obejrzeli goli, ale bezbramkowy remis poprawił sytuację obu ekip w ligowej tabeli. Górnik zbliżył się do Karkonoszy Jelenia Góra na jedno „oczko”, a Prochowiczanka dogoniła BKS Bolesławiec, przeskakując go dzięki lepszemu bilansowi w bezpośrednich spotkaniach.
Górnik Złotoryja – Prochowiczanka Prochowice 0:0
Górnik: Piotrowski – Baszczak, Krzeszowiec, Sułek (60. Czaja), Haniecki (82, Pinczyński), Dudzic, Kufel, Nowosielski, Olewnik (60. Wójcik), Marchewka, Franczak
Prochowiczanka: Szymczak – Kula, Popowczak, Matulak (77. Matkowski), Rosa, Wojciechowski, Cichocki, Antosiewicz, Małek, Ziembicki (90. Kędzior).
Fot. Dawid Graczyk
{gallery}galeria/sport/06-04-19-gornik-zlotoryja-prochowiczanka-fot-dawid-graczyk{/gallery}