"Potraktowali moją żonę gorzej niż zwierzę"
LEGNICA. Przeżyli rodzinną tragedię - w piątym miesiącu ciąży utracili dziecko. Po zabiegu - jak mówi pan Łukasz - jego żonę potraktowano „gorzej niż zwierzę”, a na koniec przyszło małżeństwu przez kilka dni czekać na to, by prawidłowo w szpitalu wypełniono kartę zgonu.
- Widzę żonę po narkozie, która stoi bez opieki, obok dwie osoby w ogóle nie zainteresowane, a z mojej żony leje się krew. Strasznie to wyglądało! Nogi całe w krwi! Potem najgorsze było to, że przez dwie godziny leżała w tym zakrwawionym łóżku - opowiada pan Łukasz. I dodaje: Potraktowali moją żonę gorzej niż zwierzę!
- Po takim zabiegu jest normalne, że takie krwawienie występuje. Błędem jednak było to, że nie zabezpieczono pacjentki w pampersa czy podpaskę - za co przepraszamy. Co ważne, z medycznego punktu widzenia nie było żadnego zagrożenia - mówi Krystyna Barcik, dyr. legnickiego szpitala.
Na tym jednak traumy małżeństwa nie koniec. Kiedy z wypisem ze szpitala dotarli do urzędu stanu cywilnego, okazało się, że dokumenty są źle wypełnione.
- Urzędniczka powiedziała, że trzeba te dokumenty poprawić. Mało tego! W karcie zgonu wpisano dane mojej żony. Uśmiercili mi na papierze żonę! - denerwuje się pan Łukasz.
Dyrektor szpitala przyznaje, że dokument nie do końca był wypełniony, ale o "uśmierceniu" nie ma mowy.
- Dyżurował wówczas lekarz z zewnątrz i niedokładnie wypełnił kartę zgonu, ale w przypadku, gdy umiera dziecko czy płód, które nie ma imienia - należy wpisać dane matki - wyjaśnia dyr. Barcik.
Na następny dzień, gdy potraktowano pana Łukasza - jak sam mówi- "jak gówniarza” - nerwy puściły.
- Dopiero kiedy zacząłem krzyczeć, że nie możemy pochować dziecka, że umówiony jest już ksiądz, że moja żona zamiast dochodzić do siebie i psychicznie i fizycznie - dopiero wtedy oddziałowa powiedziała, że zadzwoni do urzędu stanu cywilnego - relacjonuje pan Łukasz.
- Niestety, lekarz, który dokumentację wypełniał zszedł z dyżuru, a panie z urzędu stwierdziły, że dokument jest niewiarygodny, bo są dwa charaktery pisma. Potem był weekend i dopiero w poniedziałek mogliśmy uzupełnić dokumenty. Oczywiście, rozumiemy, że ci państwo przeżyli traumę i bardzo za całą tę sytuację przepraszamy - dodaje dyrektorka szpitala.