Pracownicy musieli na noc zostać w DPS
LEGNICA. "Staliśmy się lennikami dyrektora DPS, który decyduje o naszych prawach obywatelskich" - takie głosy słychać wśród pracowników Domu Pomocy Społecznej przy ul. Grabskiego w Legnicy. Gdy okazało się, że mąż jednej z pracownic pojechał do szpitala z podejrzeniem zakażenia koronawirusem, dyrekcja zarządziła, że personel nie powinien opuszczać placówki do czasu uzyskania wyników mężczyzny.
- Rzeczywiście, potwierdzam taką sytuację. Niemniej jednak dla dobra wszystkich - i mieszkańców i pracowników - żeby się ewentualnie nie roznosiło zakażenie, gdyby takowe było- taka decyzja została podjęta w porozumieniu ze sztabem kryzysowym w Legnicy. - mówi Iwona Hyś, dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Legnicy.
Zatem, ci którzy skończyli wczoraj pracę (ok. 20 osób) - do domów nie wrócili. Podporządkowali się decyzji dyrekcji, choć nie kryli oburzenia. - Z tego co wiem, kwarantanna nakładana jest decyzją administracyjną przez Inspektora Sanitarnego, a żadnego takiego pisma nikt nam nie przedstawił. Rozumiem, że teraz o moich prawach obywatelskich decyduje dyrektor DPS i prezydent. Nie można ludziom nakazywać czegoś bezprawnie, a nam nie dano żadnego wyboru, tylko kazano nam zostać. To jest ubezwłasnowolnienie ludzi tu pracujących. - mówi jedna z pracownic.
Dziś rano załodze pozwolono opuścić placówkę. W nocy przyszło bowiem potwierdzenie, że mąż jednej z pracownic ma wynik ujemny.
- Bardzo bym chciała podziękować całej załodze, że tak odpowiedzialnie podeszli do tematu i zostali w obiekcie. Wiem, że bardzo się wszyscy denerwowali, ale proszę pamiętać, że robimy to dla naszego wspólnego dobra. Jeżeli nas nie będzie - to nie będzie nikogo, kto zastąpi opiekę nad naszymi mieszkańcami. Ja przepraszam pracowników za ten stres, jeszcze raz dziękuję i przepraszam, że tak się wydarzyło - dodaje dyrektorka DPS-u.