Bezlitosne procedury dla... kota
LEGNICA. Zginął ci kot? Nawet nie szukaj go w schronisku. Tutaj go nie przyjmą. Przekonał się o tym pan Tomasz z Legnicy, który zlitował się nad kotem – przybłędą i chciał zwierzęciu pomóc.
Kiedy dzieci przyniosły do domu kota – przybłędę – pan Tomasz wytłumaczył, że nie mają odpowiednich warunków, by zwierzaka trzymać w domu. Chcąc dać dzieciom przykład, że nie wolno być obojętnym na los zwierzęcia – wsiadł w taksówkę i kota odwiózł do schroniska.
- Kot był wykastrowany i zadbany – może ma właściciela, a ten pewnie będzie go szukał w schronisku. Zawieźliśmy więc kota, ale nas po prostu z tym kotem wyrzucili. Powiedzieli, że od nas go nie przyjmą, i że mamy z nim jechać do straży miejskiej. To po co jest to schronisko? - pyta retorycznie pan Tomasz.
- Nie może kota czy psa przywieźć prywatna osoba, tylko straż miejska albo policja. Takie są procedury. My nie wiemy, czy to był kot znaleziony, czy ktoś się chce go pozbyć. Ludzie kłamią, chcą się pozbyć zwierzęcia i przynoszą go do schroniska - mówi pracownik schroniska dla bezdomnych zwierząt w Legnicy.
Ze schroniska pan Tomasz taksówką z powrotem jedzie z kotem do centrum miasta. Do siedziby straży miejskiej, tak jak mu kazano.
- Nie mam prawa jazdy i jeżdżę taksówką. Licznik bije, a ja muszę jechać z powrotem i teraz w straży miejskiej się użerać, żeby kota przyjęli.
Ale... i straż miejska kota nie przyjęła, bo... takie są przepisy.
- Jeżeli to jest zdrowy kot i nie jest ranny - takiego kota nie odławiamy. Jest to kot wolno żyjący i ma swój ekosystem. Jeżeli to jest kot oswojony i komuś uciekł... na pewno chcielibyśmy pomóc, ale mamy jasno określone procedury i musimy się ich trzymać - mówi Justyna Janusz z legnickiej straży miejskiej.
I tak dobre serce pana Tomasza kosztowało trochę nerwów, 50 zł za taksówkę i półtorej godziny straconego czasu. A kota... i tak wypuścił na ulicę. Sorry, takie mamy... procedury.