14-latek z Jerzmanic- Zdroju wybudzony po miesiącu ze śpiączki
LEGNICA. Dobre wieści z legnickiego szpitala. Po miesiącu wybudzono ze śpiączki farmakologicznej niespełna 14-letniego podopiecznego Ośrodka Wychowawczego z Jerzmanic - Zdroju, który w listopadzie targnął się w placówce na własne życie. Dziś chłopiec zaczyna reagować. Podejmowane są też pierwsze próby karmienia łyżeczką.
- Bardzo optymistyczne jest to, że dziecko zaczyna nawiązywać kontakty społeczne, tzn. potrafi na polecenie otworzyć oczy czy podać rękę. Okazuje też stan emocjonalny - płacze i jest to płacz zamierzony- widać, że zaczyna rozumieć, że coś się z nim złego stało. Ja ten płacz oceniam jako reakcję pozytywną, bo dziecko głęboko uszkodzone nie ma żadnych reakcji emocjonalnych - cieszy się postępami dziecka doktor Wojciech Kowalik, kier. neonatologii w legnickim szpitalu.
- W przypadku, gdy przychodzi pielęgniarka - chłopiec wycisza się. Spokojny głos pielęgniarki powoduje właśnie, że Mateusz reaguje pozytywnie, nie płacze- dodaje Beata Kowalczyk, pielęgniarka oddziałowa intensywnej terapii dziecięcej.
- Chłopiec uspokoił się też przy wizycie swoich ciotek, bo nie ma rodziców. Matka zmarła w jego wczesnym dzieciństwie, a ojciec przebywa w zakładzie karnym i nie interesuje się dzieckiem- mówi doktor Kowalik.
Kiedy chłopiec 21 listopada b. trafił do legnickiego szpitala zbyt dużego optymizmu wśród nie było. Wyniki tomografii komputerowej głowy wskazywały, że doszło do uszkodzenia mózgu u dziecka. Dziś to, że chłopiec reaguje wydaje się być rzeczą wręcz niezwykłą,
- Nie odważę się dziś powiedzieć, jaki będzie dalszy los chłopca, ale to, że przeżył to rzecz niezwykła, ponieważ mieliśmy już dzieci po podobnych próbach samobójczych i niestety, tamte przypadki skończyły się tragicznie. Tutaj chyba zadecydowała dosyć szybka akcja reanimacyjna przeprowadzona przez wychowawców ośrodka. Sam jestem zaskoczony, że to dziecko udało się uratować. Byłem przekonany niemalże w stu procentach, że podzieli los poprzednich dzieci, które zginęły. Stało się inaczej i chciałem się tym podzielić, bo losem tego dziecka przejmowała się cała Polska - dodaje Wojciech Kowalik.
Opieka nad Mateuszem jest dla pielęgniarek nie tylko wzywaniem fizycznym - na każdej zmianie co najmniej trzy pielęgniarki muszą zajmować się chłopcem, by go umyć, czy przebrać. To także ogromne wyzwanie emocjonalne.
- Mam młody personel. Dziewczyny mają swoje własne dzieci i młodsze, i wieku Mateusza, i to podejście jest takie bardzo emocjonalne. Często kręci się łza w oku - nie kryje pielęgniarka oddziałowa.
Przypomnijmy, niespełna 14-letni chłopiec w Ośrodku Wychowawczym w Jerzmanicach- Zdroju targnął się na swoje życie 21 listopada br. Zdaniem prokuratury było to skutkiem tego, że wcześniej, tego samego dnia, nad podopiecznym miał się kilkukrotnie znęcać 60-letni wychowawca. Mężczyzna do winy się nie przyznaje. Wychowawca z 40-letnim stażem trafił na dwa miesiące do tymczasowego aresztu.
14-letni Mateusz niebawem trafi na oddział rehabilitacji neurologicznej do Katowic.