Bolków, Chocianów, Chojnów, Gaworzyce, Głogów, Grębocice, Jawor, Krotoszyce, Kunice, Legnica, Legnickie Pole, Lubin, Męcinka, Miłkowice, Mściwojów, Paszowice, Pielgrzymka, Polkowice, Prochowice, Przemków, Radwanice, Rudna, Ruja, Ścinawa, Wądroże Wielkie, Zagrodno, Złotoryja

Radni odrzucili projekt nocnej prohibicji

ZŁOTORYJA.  Zakaz sprzedaży alkoholu przez złotoryjskie sklepy nocą jeszcze nie teraz. Radni zdecydowaną większością głosów odrzucili wczoraj projekt uchwały w tej sprawie. Jako jeden z argumentów podali obawę przed mnożeniem się melin. Nie przekonał ich przykład Szwecji stawianej jako wzór walki z nadmiernym spożyciem alkoholu ani skargi mieszkańców przy nocnych sklepach – w godzinach 22-6 piwo, wino czy wódkę nadal będziemy mogli kupować bez ograniczeń. Wprowadzenie zakazu zaproponował radnym burmistrz Robert Pawłowski, którego niepokoi coraz większe spożycie napojów alkoholowych w mieście . Chciał w ten sposób ograniczyć dostępność alkoholu na terenie Złotoryi. Rady gmin mają taką możliwość od 2017 r.

Radni odrzucili projekt nocnej prohibicji

– Problem spożycia alkoholu robi się coraz poważniejszy, osiąga niebezpieczną granicę. W 2006 r. w przeliczeniu na czysty spirytus spożywaliśmy 7 litrów alkoholu, teraz jest to 11 litrów. Mówi się, że już co piąta osoba w naszym kraju ma problem z uzależnieniem od alkoholu. Wystarczy zerknąć do koszy na śmieci na przystankach, z których pracownicy odjeżdżają do zakładów na strefie. Pełno w nich pustych „małpek” (butelki z wódką o niewielkiej pojemności – dop. red.) – mówił burmistrz Robert PAWŁOWSKI kilka dni temu na komisji bezpieczeństwa, zdrowia i spraw społecznych.

Pawłowski zauważył, że problem nocnej sprzedaży alkoholu ma również negatywny wpływ na komfort życia części mieszkańców oraz na bezpieczeństwo w mieście. Tłumaczył, że przychodzą do jego gabinetu złotoryjanie mieszkający w Rynku czy w okolicy pl. Reymonta i skarżą się, że nie mogą spokojnie spać, bo przed sklepami, w których po 22 jest sprzedawany alkohol, są awantury, a klienci przesiadują nocą, piją i głośno się zachowują.

– Pytają mnie również, jak to jest możliwe, że w nocy kierowcy podjeżdżają na stację paliw i wynoszą alkohol – kontynuował burmistrz. – Moim zdaniem, jeśli ktoś przykładowo o godz. 2 w nocy ma nieodpartą potrzebę wyjść z domu i kupić alkohol, to powinien się zastanowić, czy nie ma już z nim problemu – stwierdził.

Już w czasie komisji było jednak widać, że radnym propozycja burmistrza nie przypadła do gustu. Zgodzili się, że problem jest poważny, ale akcentowali potrzebę działań profilaktycznych zamiast zakazów. Otwarcie projekt uchwały skrytykowali Paweł Maciejewski i Barbara Zwierzyńska.

– Fajnie by było, gdyby w nocy nie pili, nie awanturowali się. Ale ta uchwała to ograniczenie swobody. Chcemy wracać do komuny, gdy świetnie prosperowały meliny? Przy takim zakazie znowu powstaną i będą handlowały gorszej jakości alkoholem – stwierdził radny PiS-u, który kilka dni wcześniej sprowokował w tej sprawie dyskusję na jednym z portali społecznościowych. Komentujący nie zostawili suchej nitki na propozycji zakazu sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych.

Z kolei radna Zwierzyńska wymieniła całą litanię argumentów wskazujących, że zakaz będzie nieskuteczny. - Nie znalazłam w internecie ani jednego miasta, gdzie ograniczenie dostępności alkoholu nocą przyniosłoby oczekiwane efekty. Polacy piją coraz więcej, bo mają coraz więcej miłości do alkoholu albo coraz więcej pieniędzy. Alkohol kupują jednak głównie w marketach, a te nie handlują w nocy. Tym zakazem uderzymy więc w tych 5-6 niewielkich złotoryjskich sklepów, które próbują jeszcze jakoś funkcjonować przy marketach. Zyskają tylko taksówkarze, przypuszczam, że skrzynka wódki będzie na obowiązkowym wyposażeniu każdej taksówki. A drogówka na drodze do Legnicy będzie zatrzymywała kolejnych pijanych kierowców jadących po alkohol na najbliższą stację paliw znajdująca się w Wilczycach. Zakazami nikt jeszcze nie wymusił ograniczenia spożycia i zmiany postawy, tu trzeba przede wszystkim działań profilaktycznych – tłumaczyła radna.

Na zakaz sprzedaży alkoholu nocą zdecydowały się m.in. władze miejskie Lubania. Po roku wycofały się z niego. – W Lubaniu była specyficzna sytuacja, bo na wlocie i wylocie miasta przy drodze krajowej stoją duże stacje paliw, znajdujące się już poza granicami Lubania, więc ograniczenie nie zadziałało, bo handel alkoholem przeniósł się na rogatki miasta. w przypadku Złotoryi najbliższa stacja nocna paliw ze sklepem znajduje się w Wilczycach, więc w naszym przypadku o zakup alkoholu byłoby dużo trudniej – ripostował burmistrz Pawłowski.

Ostatecznie komisja uznała, że nie tędy droga i negatywnie zaopiniowała projekt. Podobnie było na ostatniej sesji RM, gdy przyszło do głosowania nad uchwałą. Pokazało, że mało komu w radzie miejskiej zakaz nocnego handlu alkoholem jest na rękę. Przeciw jego wprowadzeniu opowiedziało się 12 radnych. Wstrzymał się Leszek Antonowicz, a za rozwiązaniem zaproponowanym przez burmistrza byli jedynie Józef Banaszek i Barbara Listwan. Ta ostatnia wyraziła otwarcie swoje rozczarowanie postawą kolegów i koleżanek z rady, zarzucając im, że przejęli się zbytnio opiniami na forach internetowych, co zresztą przyznał chwilę wcześniej sam Maciejewski, mówiąc, że uchwała jest kontrowersyjna, budzi duży sprzeciw społeczny, więc radni zagłosowali w imieniu mieszkańców.

– Martwi mnie populistyczna postawa radnych. Co to ograniczenie ma wspólnego z komuną? Przestraszyliście się epitetów w internecie? Dlaczego boicie się podejmować decyzje, które służą ludziom? Czy ktoś z was się zastanawia nad losem ludzi mieszkających przy tych nocnych sklepach? Naszym zadaniem jest zrobić coś w interesie obywateli ku uzdrowieniu sytuacji – perorowała złotoryjska lekarka, która zarówno na sesji, jak i na komisji powoływała się na przykład Szwecji jako kraju modelowego jeśli chodzi o warunki sprzedaży alkoholu. – To przecież jeden z najbardziej demokratycznych krajów w Europie, a tam, żeby kupić alkohol, trzeba się ustawić w długiej kolejce, jechać wiele kilometrów na skraj miasta do sklepu, gdzie jest on sprzedawany.

Burmistrz Robert Pawłowski do przegranej swojej uchwały podchodzi z dystansem. - Nie chciałem wywierać na radnych presji w sprawie ograniczenia sprzedaży alkoholu, bo wiem, że cokolwiek by nie postanowili, sytuacja nie zmieni się diametralnie. Zastanówmy się jednak, czy powinniśmy być obojętni, stać spokojnie z boku i tylko obserwować. Bo wpływy do budżetu miasta z opłat na sprzedaż alkoholu rosną w zastraszającym tempie, dzwonek alarmowy zaczyna mocno dzwonić. Chciałem sprowokować radnych i mieszkańców do dyskusji nad tym problemem. Trzeba próbować coś robić, wspólnie coś wymyślić – podkreśla burmistrz. I dodaje z uśmiechem: – Nie dam radnym spokoju w tej sprawie. Każda osoba, która dzięki naszym działaniom nie wpadnie w nałóg, jest cenna.

Złotoryjanie kupują coraz więcej alkoholu. Świadczyć może o tym coroczny wzrost kwot, które wpływają do budżetu miejskiego z tytułu zezwoleń na sprzedaż alkoholu. Za zezwolenie płacą ci właściciele sklepów i lokali gastronomicznych, którzy handlują napojami alkoholowymi. Wysokość opłaty uzależniona jest od wartości sprzedaży. Wg danych Urzędu Miejskiego w Złotoryi, w 2006 r. do budżetu miasta wpłynęło 280 tys. zł za zezwolenia, 7 lat później – ponad 390 tys. zł, a w 2019 wpłynie już blisko 430 tys. zł. Jeśli dodać do tego, że od 2006 r. stawki opłaty za zezwolenie nie zmieniły się, oznacza to jedno: wzrost sprzedaży alkoholu o ponad 50 proc.

 

 

 

Powiązane wpisy