Bez respiratorów i fachowego personelu szpital ma walczyć z covid-19
ZŁOTORYJA. Jarosław OBREMSKI, wojewoda dolnośląski chce, aby szpital powiatowy w Złotoryi zamienił się w placówkę covidową. Jak najszybciej ma być gotowy do przyjęcia prawie 80 pacjentów z koronawirusem lub jego podejrzeniem. Prezeska złotoryjskiej lecznicy uważa, że taka liczba łóżek to pobożne życzenie. I zamierza się odwołać od decyzji przedstawiciela rządu w naszym województwie.
Wczoraj wojewoda dolnośląski Jarosław Obremski polecił szpitalowi im. Andrzeja Wolańczyka zapewnienie 7 łóżek dla pacjentów, u których podejrzewa się zakażenie SARS- CoV-2, oraz 71 łóżek dla pacjentów z podejrzeniem zakażenia lub już potwierdzoną infekcją, w tym 3 łóżka intensywnej opieki medycznej. Decyzję tę wydał na podstawie tzw. ustawy covidowej (o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych).
Jolanta Klimkiewicz, nowa prezeska szpitala, zamierza się od tej decyzji odwołać.
- Nie mamy warunków, aby stworzyć aż 71 łóżek dla pacjentów z koronawirusem. Musielibyśmy zlikwidować normalną działalność szpitala, czyli odmówić opieki wszystkim tym, którzy nie chorują na covid. To wbrew misji szpitala powiatowego – tłumaczy.
Największą przeszkodę w realizacji polecenia wojewody stanowią braki kadrowe wśród pracowników szpitala. Część z nich jest na kwarantannie, część w izolacji domowej po zakażeniu, jeszcze inni, którzy są zatrudnieni również w innych zakładach opieki zdrowotnej, nie są w obecnej sytuacji w stanie pogodzić pracy w kilku miejscach.
- Nie może być oczywiście tak, że w jakimś szpitalu będą stały puste łóżka, a w innych nie będzie miejsca dla pacjentów chorych na covid, zdaję sobie z tego sprawę. Borykamy się jednak z ogromnymi trudnościami w obsadzie kadrowej na poszczególnych oddziałach. Bez zabezpieczenia kadrowego z zewnątrz nie damy rady walczyć z covidem. Będziemy o tym rozmawiać z wojewodą – zapowiada prezes Joanta Klimkiewicz, która dodaje, że wyrwy w grafiku dyżurów to efekt ograniczania zatrudnienia do granic absurdu w okresie, gdy szpitalem zarządzała prywatna spółka (do jesieni 2019 r.). – Nie mamy teraz kim pracować, gdy wypadnie więcej osób z grafiku – podkreśla.
Kolejny problem pojawia się przy miejscach do intensywnej terapii, których życzy sobie wojewoda. Wymagają respiratorów. A tych... nie ma w złotoryjskim szpitalu. Podobnie jak pracowników, którzy mogliby je obsłużyć.
Szpital ma zapewnić realizację świadczeń zdrowotnych związanych ze zwalczaniem covidu od 5 listopada, czyli od wczoraj, do odwołania.
- Decyzję wojewody otrzymaliśmy wczoraj po południu, a już dziś mieliśmy telefon z urzędu wojewódzkiego, czy jesteśmy gotowi na przyjęcie pacjentów z covidem… Nie jest tak, że nie chcemy ich przyjąć. Po prostu nie jesteśmy w stanie z tym zapleczem technicznym, które posiadamy, i z tą załogą. Brakuje nam wyspecjalizowanych pielęgniarek, głównie anestezjologicznych, oraz ratowników medycznych. Problemem jest też choćby mała ilość wyjść tlenowych w salach – dodaje Klimkiewicz.
W złotoryjskim szpitalu są już pierwsze zachorowania wśród pacjentów. Sanepid zarejestrował tutaj 2 ogniska COVID-19 . Gdy w szpitalu pojawili się pierwsi pacjenci z koronawirusem, kierownictwo placówki zdecydowało o odizolowaniu ich na oddziale wewnętrznym, który zamieniono w oddział covidowy. Trafili tu pacjenci z wewnętrznego oraz oddziału opiekuńczo-leczniczego – zarówno ci z dodatnim wynikiem, jak i osoby, u których tylko podejrzewa się zakażenie. Z kolei pacjenci niecovidowi z oddziału wewnętrznego zostali przeniesieni na neurologię. Taka reorganizacja ma usprawnić opiekę nad chorymi.