Szpital na wojnie z covid-19: respiratory "zrób to sam"
ZŁOTORYJA. Szpital dostał do wojewody respiratory na oddział covidowy, ale urządzenia do walki z epidemią koronawirusa stoją nieużywane, bo nie ma ich kto ich uruchomić – wyznała na sesji rady powiatu złotoryjskiego Jolanta Klimkiewicz, szefowa szpitalnej spółki. Zdradziła też, że złożyła zawiadomienie w prokuraturze na swojego poprzednika, Wiktora Króla, który miał zaniedbać sprawy księgowe.
Jolanta Klimkiewicz kieruje złotoryjskim szpitalem od miesiąca. Wzięła dziś udział w zdalnej sesji, więc nie uniknęła pytań o aktualną kondycję szpitala. Radni chcieli wiedzieć, czy widzi przesłanki do ogłoszenia upadłości spółki.
– Trudno mi odpowiedzieć, bo nadal nie wiem, jaka jest sytuacja finansowa szpitala – przyznała szczerze pani prezes. – Na dziś jestem na etapie odtwarzania księgowości. Poprzedni prezes zerwał latem współpracę z firmą z Wrocławia, która prowadziła rachunkowość szpitala, ale bez przygotowania odpowiedniego działu w placówce. Za lipiec jeszcze jest sprawozdanie finansowe, później nie ma już nic – tłumaczyła, dodając jednocześnie, że w szpitalu od 3 miesięcy nie księguje się faktur. – Dlatego złożyłam w tej sprawie zawiadomienie w prokuraturze. Takie działanie zagrożone jest karą pozbawienia wolności do 2 lat i odpowiedzialnością karno-skarbową.
Po takich rewelacjach ze szpitala radni opozycji wykorzystali okazję i zaatakowali zarząd powiatu. Zarzucili mu brak kontroli nad szpitalną spółką. – Gdzie był zarząd przez te ostatnie miesiące? Dlaczego się temu przyglądał? Co pan starosta ma na swoje usprawiedliwienie? – grzmiała Anna Melska z PiS-u. – Poprzedni prezes wychwalany był przez starostę pod niebiosa, w wakacje padły tutaj słowa publicznie słowa, że finanse szpitalnej spółki są na zero . I jak się ma to odo obecnej sytuacji?
Dołączył od niej Ryszard Raszkiewicz. – Wizję szklanych domów nam prezes przedstawiał, szpital miał popłynąć mlekiem i miodem, a wygląda na to, że za zgodą zarządu lub bez niej byliśmy przez pana prezesa wprowadzani w błąd – powiedział podczas dzisiejszej sesji były starosta, przez wielu uważany za tego, który przez ostatnie lata najmocniej przyczynił się do degrengolady złotoryjskiej lecznicy.
Starosta zapewniał jednak radnych, że zarząd powiatu miał przez cały czas szpital pod kontrolą.
– Informacje przekazywaliśmy radnym cały czas na bieżąco. Problemy zaczęły się, gdy prezes zakończył współpracę z firmą prowadzącą księgowość szpitala – tłumaczył się Wiesław Świerczyński, który ostatecznie doprowadził do zmiany na stanowisku prezesa placówki przy ul. Hożej. Doszło do niej w październiku, choć porozumienia między nim a Wiktorem Królem brakowało ponoć już 2 miesiące wcześniej.
W sukurs staroście przyszła Jolanta Klimkiewicz. – Prezes nie wywiązywał się do końca ze swoich obowiązków i efektem tego było ogłoszenie konkursu na nowego szefa szpitala – zauważyła. – Pan Król spotkał się ze mną, gdy przejmowałam jego obowiązki. Zapewniał mnie, że sytuacja szpitala była zła do czerwca, ale w lipcu, sierpniu czy wrześniu wynik finansowy powinien być już dobry. Nie mogę tego na chwilę obecną potwierdzić.
Sytuacja finansowa szpitala jest na razie wielką niewiadomą. Tymczasem znalazł się on na pierwszej linii frontu w walce z koronawirusem. Prezeska co prawda odwołała się od decyzji wojewody dolnośląskiego, który na początku listopada polecił placówce stworzenie 71 łóżek covidowych . Ten odpisał jednak, że nie ma podstaw prawnych, by uwzględnić odwołanie.
– Miał nam w tym pomóc KGHM, ale wycofał się z rozmów. Daliśmy radę utworzyć oddział dla ok. 20 pacjentów zakażonych koronawirusem. Nie mamy możliwości, by wykonać w pełni decyzję wojewody – podkreślała w czwartek w starostwie prezeska złotoryjskiego szpitala powiatowego.
Lecznica dysponuje w tej chwili tylko dwoma respiratorami – wysłużonymi (jeden ma ponad 10 lat, drugi więcej niż 20), ale sprawnymi, posiadającymi certyfikaty. Są używane na bloku operacyjnym. Wprawdzie w ślad za decyzją wojewody do szpitala przyszedł nowy sprzęt z Wrocławia: 2 kardiomonitory i 2 respiratory, ale stoją one nieużywane, bo w szpitalu nie ma… pracowników, którzy potrafiliby je uruchomić.
– Mieliśmy zapewnienia, że zgłoszą się do nas serwisanci, żeby przeszkolić personel i uruchomić urządzenia. Długo była cisza, a gdy w końcu sami się do nich zgłosiliśmy, przysłali nam filmy poglądowe i przekazali, żebyśmy się na ich podstawie przeszkolili – opowiadała radnym Klimkiewicz.
Jedyni pracownicy szpitala, którzy mogliby obsłużyć nowy sprzęt, to anestezjolodzy i pielęgniarki anestezjologiczne pracujący na bloku operacyjnym. Gdyby ich przesunąć na oddział covidowy, konieczne byłoby zamknięcie chirurgii ogólnej.
Pani prezes uspokajała jednak radę powiatu, że na szczęście szpital może się obecnie obejść bez respiratorów. – Nie przyjmujemy pacjentów w ciężkim stanie, tylko tych potrzebujących tlenoterapii. Gdy ich zdrowie się pogorszy, nie mamy problemów, by ich przewieźć do Bolesławca czy Legnicy – wyjaśniała.
Największą bolączką złotoryjskiego szpitala nie jest obecnie brak respiratorów, tylko pracowników. – To efekt polityki prowadzonej w placówce przez ostatnie lata, gdy oszczędności szukano na wynagrodzeniach, które stanowią ok. 70 proc. kosztów, i zatrudniano pielęgniarki na umowach zleceniach. Niestety nikt nie przewidział, że będzie pandemia i że tak ważni będą pracownicy zatrudnieni na stałe, na których można by polegać. W obecnej sytuacji często jest tak, że pracownicy na zleceniach dostają zakaz od swoich głównych pracodawców na pracę w tych miejscach, gdzie występuje covid. Dlatego każdy tydzień to dla nas ogromne wyzwanie z obsadzeniem dyżurów. Część personelu pracuje ponad siły, zwłaszcza na izbie przyjęć i oddziale wewnętrznym. To pracownicy w najtrudniejszej sytuacji, bo tu trafiają często ludzie zdesperowani – tłumaczyła Klimkiewicz.
Mimo tych wszystkich problemów pani prezes zapewniała radnych, że szpital stara się funkcjonować normalnie, nadal jest dostępny dla pacjentów i żaden oddział nie jest przez koronawirusa zamknięty. – Ustawa covidowa zezwala na zmniejszenie rygorów związanych z etatyzacją, dlatego nie ma ryzyka dla pacjentów z tytułu braku personelu – podkreślała na czwartkowej sesji w starostwie.