Dom dziennej opieki już pracuje. Jest strzałem w "10-tkę"
ZŁOTORYJA. Nie brakuje osób, które chcą skorzystać z usług Dziennego Domu Opieki Medycznej uruchomionego w złotoryjskim szpitalu. Placówka zajmuje się nieodpłatnie rehabilitacją pacjentów, którzy nie doszli do pełnej sprawności po leczeniu szpitalnym. Pierwsi z nich są już objęci dzienną opieką, a lista oczekujących na przyjęcie jest coraz dłuższa . DDOM ruszył w ubiegły poniedziałek. Kilka dni później placówkę odwiedzili starosta Wiesław Świerczyński z wicestarostą Rafałem Miarą i przewodniczącym rady powiatu Łukaszem Horodyskim. Przynieśli w prezencie dla pierwszych pacjentów ciasteczka, a dla kierowniczki Małgorzaty Stefopulos kwiaty – w podziękowaniu za inicjatywę i zaangażowanie w projekt.
Placówka, choć wystartowała i już rehabilituje, jest tak naprawdę cały czas w organizacji. Dlatego na pierwszy turnus DDOM przyjął tylko 9 pacjentów (normalnie powinno ich być 15). Szpital wciąż nie znalazł firmy, która zaadaptuje pomieszczenia na parterze budynku. Na razie działalność prowadzona jest na V piętrze, czyli na dawnej laryngologii, w pomieszczeniach tymczasowych. – Zastępczych – poprawia Jolanta Klimkiewicz, prezeska szpitala powiatowego.
Wybrany został już natomiast dostawca sprzętu, m.in. do sali gimnastycznej (ma kosztować 130 tys. zł). – Jesteśmy także w trakcie rozstrzygania dwóch kolejnych przetargów, na catering i transport. Ze znalezieniem wykonawców tych zleceń nie powinno być jednak większych problemów – dodaje pani prezes.
Wśród pierwszych pacjentów przeważają kobiety. Mimo że wszyscy są z terenu Złotoryi, 7 osób korzysta z darmowego transportu, który zapewnia placówka. Na 8-godzinną rehabilitację przywozi ich i odwozi specjalny bus. – To pacjenci z różnymi schorzeniami. Są w tej chwili u nas 3 osoby po udarach. Ale zgłaszają się też pacjenci z cukrzycami, zwyrodnieniami kręgosłupa, z bolącymi kolanami – wylicza Małgorzata Stefopulos.
DDOM to alternatywa dla osób niesamodzielnych, potrzebujących wsparcia w codziennym funkcjonowaniu. Ten nowatorski projekt ma zwiększyć dostępność usług zdrowotnych dla mieszkańców w wieku 65+, którzy ze względu na stan zdrowia wymagają świadczeń pielęgnacyjnych, opiekuńczych i rehabilitacyjnych oraz kontynuacji leczenia, a jednocześnie nie muszą być leczeni na oddziale szpitalnym. Placówka ma im pomóc w powrocie do społeczeństwa – poprzez wszechstronną rehabilitację i cały zestaw zajęć terapeutycznych: różnego rodzaju prace ręczne, aktywizację przez sztukę, ćwiczenia fizyczne, gry i zabawy, rozwiązywanie krzyżówek, techniki rekreacyjne i masaże.
– Walczymy o to, żeby ci pacjenci nie czuli się wykluczeni ze społeczeństwa przez swoje ograniczenia, aby nauczyli się samoopieki i samopielęgnacji, poczuli się pełnowartościowi i nie wstydzili się np. wyjść z domu o kuli czy z balkonikiem, bo i takie problemy się zdarzają. Aby to się udało, potrzebne jest wypracowanie dobrej atmosfery – podkreśla pani kierownik, która wcześniej pracowała jako pielęgniarka, a w nowej placówce wchodzi też niejako w rolę „kaowca”. – Stajemy na głowie, żeby przez 8 godzin pobytu cały czas coś się tutaj działo, żeby było aktywnie. Nie możemy pozwolić, żeby pacjenci się nudzili, bo nam uciekną – żartuje. – Uczestnicy turnusu zresztą nam to ułatwiają, bo grupa jest zgrana. Mamy na przykład dwie panie z koła gospodyń wiejskich, które zarażają innych śpiewem przy robótkach ręcznych – dodaje.
Poza różnego rodzaju terapiami w grupie DDOM oferuje też indywidualne zajęcia terapeutyczne: psychologiczne, neurologopedyczne oraz edukacyjne (z dietetykiem i logopedą). W pierwszych dniach budziły one jednak opór pacjentów, którzy najczęściej odmawiali współpracy, uznając np., że „logopeda to pomoc specjalistyczna dla dzieci”. Podobnie było z psychologiem, z którym niemal nikt na początku nie chciał rozmawiać. Dopiero po paru dniach, gdy personelowi udało się oswoić specjalistów i obalić mity, podejście pacjentów się zmieniło i teraz do psychologa ustawia się kolejka.
– I efekty są od razu. Jest u nas jeden pacjent, którego żona była kiedyś pielęgniarką. Powiedziała nam po 3 dniach, że nie poznaje męża. Podkreśla, że wreszcie otworzył się na ludzi. Inni pacjenci też zaczynają mówić, że ich rodziny zauważają u nich pozytywne zmiany – dodają pracownicy placówki.
Zainteresowanie usługami złotoryjskiego DDOM-u jest spore. Na liście oczekujących jest już 40 osób. Biorąc więc pod uwagę, że na jednym turnusie nie może być więcej niż 15 pacjentów, a pobyt trwa 6 tygodni (w tym czasie można opuścić tylko 3 dni), placówka ma się kim zajmować przynajmniej do końca roku. Wydzwaniają nawet osoby z Legnicy czy Jeleniej Góry, ale na przyjęcie mogą liczyć tylko mieszkańcy powiatu złotoryjskiego.
Miejsce zamieszkania to tylko jeden z podstawowych warunków skorzystania z nowej usługi medycznej dostępnej w złotoryjskim szpitalu. Drugi to stopień samodzielności. Nie może być ona ani za duża, ani za mała. Jej stopień określa lekarz kierujący na pobyt w DDOM-ie. Na skierowanie mogą liczyć tylko ci, których samodzielność wynosi od 40 do 65 punktów w skali Barthela. – To nie jest oddział paliatywny ani oddział dla ludzi leżących. Nasz pacjent musi być na tyle sprawny, by z nami współpracować – zaznacza Stefopulos.
Pacjent nic nie płaci za 6-tygodniowy pobyt. Ma zapewnione 3 posiłki: śniadanie, obiad i podwieczorek. Przychodzi w dni robocze na godz. 8, a wychodzi o 16.
Z pomocy DDOM-u mają prawo także skorzystać rodziny pacjentów. Mogą przyjść, porozmawiać z dietetykiem czy fizjoterapeutą, jak opiekować się bliskim, który nie jest w pełni sprawny.
Dodajmy, że pierwszeństwo w przyjęciu do placówki mają osoby zaszczepione przeciw COVID-19 – tak stanowi regulamin. Jak usłyszeliśmy od pracowników, pacjenci sami się dopytują, czy wszyscy na turnusie są zaszczepieni. Przed przyjęciem pacjentom wykonuje się testy na koronawirusa.