Bolków, Chocianów, Chojnów, Gaworzyce, Głogów, Grębocice, Jawor, Krotoszyce, Kunice, Legnica, Legnickie Pole, Lubin, Męcinka, Miłkowice, Mściwojów, Paszowice, Pielgrzymka, Polkowice, Prochowice, Przemków, Radwanice, Rudna, Ruja, Ścinawa, Wądroże Wielkie, Zagrodno, Złotoryja

Rozprawa bez radnych i przy pustej sali

ZŁOTORYJA.  Gdyby skalę sprzeciwu wobec koreańskiego zakładu utylizacji baterii liczyć frekwencją na  rozprawie administracyjnej, z jego wybudowaniem nie powinno być żadnych problemów. Na spotkaniu nie pojawił się ani jeden radny miejski, cieszyło się ono również bardzo mizernym zainteresowaniem mieszkańców. Burmistrz, który czekał na twarde argumenty przeciwko inwestycji, nie doczekał się. – Liczyłem, że przynajmniej radni przyjdą – nie krył zdziwienia.

Rozprawa bez radnych i przy pustej sali

W marcu, gdy po Złotoryi rozeszła się wieść, że koreański inwestor chce wybudować w strefie pod Wilczą Górą instalację odzyskującą substancje z uszkodzonych baterii samochodowych (w tym kilka cennych metali), sprzeciw do burmistrza w sprawie zakładu podpisało 12 z 15 radnych rady miejskiej.

Część z nich była bardzo aktywna w mobilizowaniu mieszkańców przeciwko inwestycji. Powstała petycja „Nie zgadzam się na przetwarzanie odpadów w Złotoryi”, którą podpisało prawie 900 osób. Dlatego burmistrz mógł się spodziewać, że w czwartek w ośrodku kultury zjawi się tłum ludzi, w większości niechętnych koreańskiemu projektowi. Rozprawa administracyjna to bowiem ostatni etap przed wydaniem bardzo istotnej dla inwestora decyzji określającej uwarunkowania środowiskowe dla zakładu.

Nic z tych rzeczy. Na spotkaniu poza dwójką dziennikarzy i czwórką przedstawicieli Urzędu Miejskiego w Złotoryi pojawiło się raptem 5 mieszkańców. Była wśród nich pani Elżbieta, przeciwna powstaniu zakładu. – Ubolewam, że nie ma dziś z nami ani jednego radnego. Radni powinni tu być i powinni reprezentować społeczeństwo – powiedziała złotoryjanka, która jako jedyna zdecydowała się zabrać głos w dyskusji. – Mieszkam niedaleko strefy, dla mnie i większości moich sąsiadów to inwestycja nie do przyjęcia – podkreślała. Podniosła m.in. kwestie zagrożenia, jakie może powstać dla mieszkańców podczas transportu baterii i odpadów przez Złotoryję.

- Tymi wszystkimi wątpliwościami zajmował się Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska we Wrocławiu. Nie dopatrzył się elementów newralgicznych. Konsultowaliśmy się również w tej sprawie z komendą powiatową straży pożarnej i pan komendant nie widział żadnego większego niebezpieczeństwa – tłumaczył Robert Pawłowski.

– Niebezpieczeństwo istnieje zawsze, tym bardziej że Złotoryja już teraz jest zakorkowana w niektórych godzinach. A przy przewożeniu niebezpiecznych substancji mogą się wydarzyć różne sytuacje i mogą mieć one wymierny wpływ na skażenie środowiska, tym bardziej że transport będzie przebiegał przez środek miasta – argumentowała pani Elżbieta.

– Nie mam kwalifikacji, żeby podważać opinię Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska – odpowiedział jej burmistrz.

– Też nie mam, ale mieszkam w tym mieście na co dzień, dyrektor chyba nie przyjeżdża tutaj i nie wie, jakie są nasze ulice i jakie jest realne zagrożenie – ripostowała złotoryjanka, która powoływała się w swoim sprzeciwie również na ryzyko skażenia wód czy chorób wywoływanych przez szkodliwe substancje.

Burmistrz zwrócił jednak uwagę, że te wszystkie kwestie zostały już dokładnie wyjaśnione w raporcie środowiskowym oraz są uwzględnione w opiniach i uzgodnieniach nadesłanych do ratusza przez uprawnione organy, które szczegółowo analizowały konkretne zagadnienia.

– To są specjaliści, których zdanie trudno mi podważyć, bo specjalistą nie jestem. Dlatego jeśli macie państwo taką wiedzę i argumenty, które mogę zawrzeć w decyzji, to o nie proszę. Ta rozprawa służy temu, żeby mieszkańcy nam zasygnalizowali przed decyzją środowiskową te problemy, które nie zostały dotąd przedstawione. Mówiłem zresztą już wcześniej radnym, że jeśli nie chcą tej inwestycji w Złotoryi, a ja mam wydać decyzję zgodnie z prawem, czekam na twarde argumenty, na których muszę bazować. Nie mogę postępować na zasadzie, że przygotowuję decyzję odmowną, bo wydaje mi się, że inwestycja jest niebezpieczna – tłumaczył Pawłowski.

 Przypomnijmy, że zakład ma zatrudniać 50 osób. Koreańczycy chcieli go zbudować na działce liczącej ponad 2 ha. Sama hala produkcyjna ma mieć powierzchnię 7 tys. m kw. To oznacza, że do kasy miejskiej wpływałoby ok. 200 tys. zł rocznie z tytułu podatku od nieruchomości.

– Ale mówiąc o korzyściach, należy też pamiętać o wymiarze społecznym tej inwestycji. Mieliśmy w Złotoryi przez długi czas duże bezrobocie strukturalne, które było wynikiem monokultury gospodarczej związanej z małą liczbą przedsiębiorstw. Powinniśmy dążyć do dywersyfikacji firm, które będą u nas inwestować. Duża część zakładów w złotoryjskiej strefie to branża automotive, która przeżywa obecnie kłopoty ze względu na dostawy – pracują po kilka dni w tygodniu i odsyłają pracowników na postojowe. Dobrze by było, żeby powstał w Złotoryi zakład, który ograniczy niebezpieczeństwo kolejnego bezrobocia. Dlatego każde miejsce pracy, zwłaszcza w innej branży, jest cenne. Mieliśmy niedawno rekrutację do jednego z zakładów (fabryki ozdób cukierniczych – dop. red.), która zakończyła się już po kilku godzinach. Zakład przestał przyjmować zgłoszenia, bo tylu miał chętnych, którzy chcieli zmienić pracę. Każde nowe miejsce pracy to także impuls do wzrostu płac, bo wynagrodzenia są u nas wciąż o jakieś 10 proc. niższe niż pensje, które osiągają złotoryjanie pracujący poza Złotoryją – podkreślał w ośrodku kultury Robert Pawłowski.

Burmistrz po wczorajszej rozprawie przyznał jednak po raz kolejny, że nie wie, czy inwestycja dojdzie w ogóle do skutku w naszym mieście: – Koreańczycy budują fabrykę pod Brzegiem Dolnym. Czy wybudują drugą w Złotoryi? Tego nie wiem. Pewne jest, że dotąd nie mają żadnego tytułu prawnego do działki w strefie ekonomicznej, na której planowali postawić zakład.

O tym, że zapał Koreańczyków do inwestowania w Złotoryi ostygł, świadczyć może nieobecność ich pełnomocnika na rozprawie administracyjnej. W ośrodku kultury, poza urzędnikami reprezentującymi gminę miejską, nie pojawił się zresztą przedstawiciel żadnej ze stron postępowania w sprawie wydania decyzji środowiskowej, których jest 11 (to przede wszystkim przedsiębiorstwa produkcyjne już funkcjonujące na strefie, ale też LSSE i KOWR).

Z  rozprawy, którą poprowadził Marcin Cielas, naczelnik Wydziału Mienia w UM, zostanie sporządzony protokół. Trafi on na miejski BIP i przez 7 dni będzie można składać do jego treści uwagi i wnioski.

Decyzję środowiskową w sprawie budowy instalacji do odzysku substancji z odpadów baterii i modułów litowo-jonowych burmistrz wyda do 4 listopada.

Powiązane wpisy