I szafa gra... Społeczna szafa służy mieszkańcom
ZŁOTORYJA. Nie wyrzucaj, wykorzystaj – przypominają czworonożni bohaterowie pewnej popularnej kreskówki. To niegłupie hasło, które staje się dziś coraz bardziej popularne, dotyczy również starych ubrań. Po co wyrzucać je na śmietnik, skoro nadal nadają się do użytku i komuś mogą się jeszcze przydać? Wystarczy zostawić je w bezpiecznym miejscu – choćby w szafie społecznej, która została właśnie zamontowana w sąsiedztwie klasztoru franciszkanów.
Jednym zapewne skojarzy się wyglądem z szafką elektryczną, inni w ciemności mogą ją pomylić z paczkomatem. Ale mimo solidnej metalowej obudowy ani z branżą energetyczną, ani z usługami kurierskimi nie ma za wiele wspólnego. Bo szafa społeczna to obiekt non profit, coś w rodzaju skrzynki kontaktowej, w której można zostawić coś przydatnego dla drugiego człowieka. Lub coś z niej zabrać, jeśli ktoś inny chciał się tym akurat podzielić. Anonimowo, bez skrępowania i patrzenia drugiemu człowiekowi w twarz, bez proszenia i wypełniania kwitów. Wystarczy podejść lub zatrzymać się na chwilę samochodem, otworzyć drzwiczki… i już.
Tak jak w przypadku magazynu MOPS-u przy ul. Chojnowskiej, o którym już wielokrotnie pisaliśmy – szafa społeczna powstała w głównej mierze po to, żeby nadać używanym rzeczom drugie życie. „Potrzebujesz? Weź sobie ubranie. Chcesz pomóc? Zostaw coś na wieszaku” – głosi prosta „instrukcja” umieszczona na popielatych drzwiczkach.
– Z szafy może skorzystać każdy, kto ma ochotę: zarówno osoby, które mają w domu coś do oddania, jak i takie, którym czegoś brakuje, którzy są w potrzebie. Ale szafa nie jest zarezerwowana tylko dla ludzi ubogich. Jeśli komuś znudziła się np. kurtka, w której chodzi, może ją tu przynieść i zabrać na wymianę inną, jeśli mu się jakaś spodoba – uśmiecha się Beata Majewska ze złotoryjskiego stowarzyszenia Hortus, które opiekuje się szafą.
Stowarzyszenie od roku organizuje w klasztorze franciszkanów zbiórki używanej odzieży, z myślą o gorzej sytuowanych mieszkańcach naszego miasta. Wydaje ją później (raz w miesiącu) razem z żywnością z Caritasu. Chętnych na takie ubrania nie brakuje. Sporo osób z nich już skorzystało, ale jeszcze więcej chciało je przekazać. Odzież, która przeszła przez klasztor, liczona jest już w tonach.
– Z początku bywało różnie, ale ludzie się już nauczyli, że ubrania trzeba przynosić czyste i poskładane. Cały czas ich przybywa. Te, na które nie znajdują się chętni, przekazujemy na różne akcje charytatywne – tłumaczy pani Beata. Hortus zbiera nie tylko odzież, ale także koce i pościel. – Są mieszkania w Złotoryi, gdzie ludzie potrzebują więcej niż jednej kołdry zimą, gdzie ludzie marzną, bo nie mają możliwości finansowych, by zapewnić sobie ogrzewanie – dodaje.
Pomysł ze zbiórką używanej odzieży okazał się strzałem w dziesiątkę, jednak społecznikom z Hortusa zależało na tym, aby zmaterializować ideę „szafy społecznej” błąkającą się od kilku miesięcy po zakamarkach klasztoru. Chodziło o to, żeby ubrania udostępnić na zewnątrz, w miejscu publicznym, z którego będzie można skorzystać nawet wtedy, jeśli nikt ze stowarzyszenia nie będzie mógł akurat zająć się ich przyjęciem lub wydaniem. Pomogło w tym Rejonowe Przedsiębiorstwo Komunalne, które przekazało szafki ubraniowe. Ich zamontowaniem na ul. Klasztornej zajęli się dziś pracownicy Urzędu Miejskiego w Złotoryi. Po południu wolontariusze Hortusa zapełnili je ciepłymi ubraniami, czapkami i kocami.
– Mamy nadzieję, że ten pomysł przyjmie się w Złotoryi, że idea rozprzestrzeni się po całym mieście – mówi Beata Majewska, która zapewnia, że jej stowarzyszenie będzie na bieżącą doglądało szafy. – Mamy siedzibę tuż obok, w klasztorze franciszkanów, bardzo często tutaj jesteśmy, więc będziemy pilnować, by w szafie i wokół niej nie panował bałagan. Marzy nam się także, aby w tym miejscu powstało takie małe centrum ekonomii społecznej rozumianej jako dzielenie się z innymi używanymi rzeczami. Liczymy na to, że uda nam się w przyszłości rozbudować szafę, postawić tu wiatę, a pod nią przenieść także lodówkę społeczną z targowiska, którą w tej chwili nie ma się kto opiekować.
Dodajmy, że do jednej ze ścian szafy przymocowana jest tzw. skrzyneczka menstruacyjna, która dotąd znajdowała się w UM (druga taka funkcjonuje w MOPS-ie). Ma ona służyć walce ze zjawiskiem ubóstwa menstruacyjnego. Okazuje się bowiem, że co piątej Polki nie stać ze względów ekonomicznych na zakup odpowiednich produktów higienicznych. W skrzyneczce przy ul. Klasztornej można zostawić tampony, podpaski, a także inne środki kosmetyczne (waciki, plastry itp.). Oczywiście w tym przypadku chodzi o produkty nowe.