Bolków, Chocianów, Chojnów, Gaworzyce, Głogów, Grębocice, Jawor, Krotoszyce, Kunice, Legnica, Legnickie Pole, Lubin, Męcinka, Miłkowice, Mściwojów, Paszowice, Pielgrzymka, Polkowice, Prochowice, Przemków, Radwanice, Rudna, Ruja, Ścinawa, Wądroże Wielkie, Zagrodno, Złotoryja

Miasto idzie na rekord - tym razem z uchodźcami

ZŁOTORYJA. Złotoryja jest jednym z tych dolnośląskich miast, które przyjęły najwięcej uchodźców. Przodujemy w regionie legnickim. Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, mamy właśnie kolejne potwierdzenie, że gen dobroczynności jest wśród złotoryjan bardzo silny. Część Ukraińców przyjęli do siebie mieszkańcy, częścią opiekuje się bezpośrednio samorząd. Tę drugą grupę  odwiedził burmistrz Robert PAWŁOWSKI, sprawdzając, jak im się żyje w azylach przygotowanych przez miasto.

Miasto idzie na rekord - tym razem z uchodźcami

W miejskim rejestrze jest 408 uchodźców – to stan na dziś. Przyjechali do nas z różnych stron Ukrainy. Także z Mariupola startego przez rosyjskich agresorów z powierzchni ziemi. Urząd Miejski w Złotoryi szacuje jednak, że uchodźców mamy zdecydowanie więcej, o czym świadczy choćby liczba zgłoszeń po numer PESEL. Wydział Spraw Obywatelskich nadał go już 436 obywatelom Ukrainy, 144 kolejnych jest umówionych na wizytę w najbliższych dniach. Masowych powrotów do miast wyzwolonych miejscy urzędnicy na razie nie notują.

W tej grupie 155 osób to tzw. uchodźcy instytucjonalni. Przyjechali z centrum recepcyjnego prowadzonego przez wojewodę dolnośląskiego i znajdują się bezpośrednio pod opieką miasta. Ratusz lokuje ich w mieszkaniach komunalnych, które dotąd były pustostanami, oraz obiektach użyteczności publicznej, takich jak szkoły. Wojewoda ma zapłacić 40 zł za każdy dzień pobytu uchodźcy na terenie miasta. To środki na wyżywienie i zakwaterowanie, które prawdopodobnie nie pokryją wszystkich wydatków samorządu.

Uchodźcy wprowadzili się jak na razie do sześciu lokali komunalnych. Razem to 38 osób. W środę do drzwi wszystkich tych mieszkań zapukał burmistrz Robert Pawłowski. Chciał ich zapytać, jak im się u nas żyje, sprawdzić, czego im jeszcze trzeba, a także przypomnieć o zasadach, jakie obowiązują w zasobach miejskich. Burmistrzowi towarzyszyła tłumaczka Julia Roman oraz Marta Kusiak koordynująca działania pomocowe z ramienia UM, która wręczyła gościom z Ukrainy przetłumaczone na ich język ulotki dotyczące segregacji odpadów oraz regulamin użytkowania mieszkań komunalnych. Zakazuje on m.in. spożywania w nich alkoholu i zażywania środków odurzających, palenia papierosów, a także używania grzejników podczas wietrzenia. W egzekwowaniu tych zapisów mają pomóc wizytacje służb komunalnych.

Burmistrz miał się okazję przekonać, że uchodźcy w zdecydowanej większości to naprawdę skromni ludzie, przy tym bardzo wdzięczni za to, co dostali dotąd od złotoryjan. A jedyne o co w zasadzie proszą, to… praca dla tych, którzy jeszcze jej nie mają, a są do niej zdolni. Nasi goście z Ukrainy uczą się już języka polskiego – zarówno ci starsi, jak i ci młodsi. Burmistrzowi zeszytem ze starannie wykaligrafowanymi polskimi słówkami i zwrotami pochwaliła się nawet 73-letnia pani Walentyna, która mieszka od niedawna w jednym z lokali przy Słowackiego.

Pierwsze słowa po polsku poznała już również 7-letnia Katia. To zwrot „Kocham cię”, który ma napisany na kartce papieru z dużym sercem w żółtym kolorze. Pokazuje je z dumą do obiektywu aparatu, jakby chciała, żeby serce i napis zobaczyli wszyscy złotoryjanie (na zdjęciu na dole). Katia ma jeszcze trójkę młodszego rodzeństwa: Sofię, Siergieja i Wiktorię. Razem z mamą i tatą zamieszkują w niewielkim mieszkaniu komunalnym na poddaszu przy Szkolnej 8c. Jest im trochę ciasno, ale ciepło i bezpiecznie. Tato dziewczynki podjął już zatrudnienie w Złotoryi. Jej mama, pani Nastia, podziękowała w środę burmistrzowi za przyjęcie, przekazała też, że niczego im nie trzeba. Kobieta wierzy, że wkrótce staną na nogi dzięki pracy męża. Gdyby jednak ktoś chciał przekazać rodzinie telewizor, nawet używany, na którym dzieci mogłyby oglądać bajki, byłaby bardzo szczęśliwa i wdzięczna. – Byłoby im weselej, są jeszcze małe, brakuje im tego – mówi mama maluchów (jeśli nasi czytelnicy dysponują telewizorem, którym mogliby się podzielić z ukraińską rodziną, prosimy o kontakt pod numerem telefonu: 533 102 029).

Mimo że część Ukraińców trafia spod bomb do złotoryjskich mieszkań, a nie do wielkopowierzchniowych sal, trudno powiedzieć, aby mieli luksusy. Prawda jest taka, że w jednym dużym pokoju potrafi mieszkać nawet 6 osób. Tak jest np. na ul. Wyszyńskiego, gdzie na dodatek jest to pokój przechodni, przez który prowadzi droga do toalety dla pozostałych lokatorów zza ściany. MOPS chce wkrótce zasiedlić kolejne dwa mieszkania, które są w zasadzie gotowe – kończy się ich meblowanie, brakuje jeszcze liczników energii. Pierwsze z nich, na Zimowej, to kawalerka, która liczy niespełna 20 m kw. Zostanie tu zakwaterowanych czterech uchodźców (a być może nawet pięciu, bo na upartego zmieści się jeszcze łóżeczko dla niemowlaka). Z kolei w dwupokojowym, ok. 50-metrowym mieszkaniu przy Wojska Polskiego 1a schronienie znajdzie dziewięciu Ukraińców.

– To tymczasowe lokum. Nie przyznajemy uchodźcom tych mieszkań dożywotnio – podkreśla stanowczo Robert Pawłowski. – Te lokale wrócą kiedyś do zasobu komunalnego i będą z nich korzystać złotoryjanie. Teraz jednak próbujemy w miarę naszych możliwości stworzyć tym ludziom, którzy uciekają przecież przed wojną, godne warunki do przeżycia. Bo tego wymaga obecna sytuacja. Myślę, że oni woleliby mieszkać u siebie, w swoich domach. Niestety na razie nie mogą.

Gdy miasto przydziela lokale komunalne swoim mieszkańcom, związane jest przepisami ustawy o ochronie praw lokatorów. Określają one minimalną powierzchnię mieszkaniową na jedną osobę w gospodarstwach wieloosobowych. To 10 m kw. W przypadku użyczenia lokalu uchodźcom te przepisy nie obowiązują, służby komunalne dążą więc do tego, by umieścić w nich jak największą liczbę osób, bo nie wiadomo, ilu jeszcze naszych sąsiadów ze wschodu wojna wygna z domów. W efekcie jedna rodzina trafia zazwyczaj do jednego pokoju, więc jest po prostu ciasno.

W tej chwili remontowane są kolejne pustostany z przeznaczeniem dla gości z Ukrainy, m.in. na ul. Złotej, gdzie działają radni miejscy, a także na Wojska Polskiego 10a, gdzie oddane mają być do użytku 2 mieszkania. Ale pojawiają się kłopoty z ich umeblowaniem.

– Skończyły nam się już zapasy z początku wojny, które mieliśmy w magazynie przy Chojnowskiej. A najbardziej potrzebujemy w tej chwili mebli do spania, najlepiej rozkładanych wersalek lub łóżek piętrowych, bo one są w takich warunkach najbardziej praktyczne. W jednym z tych mieszkań pilnie potrzebna jest też kuchenka gazowa, bo bez tego nie będziemy mogli wprowadzić rodzin, a chcemy, żeby mogli sami sobie gotować. W drugim mieszkaniu przydałaby się pralka otwierana od góry. Nie mamy na to środków, możemy liczyć jedynie na wsparcie mieszkańców i dobroczyńców – apeluje Iwona Pawlus, dyrektorka MOPS-u.

Miasto ma w zasobach jeszcze kilka pustostanów, które mogłoby wykorzystać dla uchodźców. Problem jednak w tym, że ze względu na zły stan techniczny nie nadają się obecnie do zamieszkania. To lokale, których nie wystarczy już tylko odświeżyć – potrzebne są remonty. Miasto zleca je firmom budowlanym i ekipie RPK, ale możliwości finansowe samorządu są tutaj ograniczone. – Sytuację mogłoby poprawić zaangażowanie prywatnych przedsiębiorców, gdyby zechcieli pomóc w odruchu serca. Wtedy oddawanie mieszkań uchodźcom udałoby się przyspieszyć. Mamy jeszcze kilka pustostanów, ale potrzebujemy kogoś, kto je charytatywnie wyremontuje. To byłby piękny gest dla tych wygnanych z domów ludzi – zachęca Marta Kusiak, koordynatorka miejskich działań.

Część uchodźców, których przygarnęło miasto, wzięli do siebie Danuta i Tadeusz Owczarkowie, właściciele Zielonego Gaju, którzy są mocno zaangażowani w akcję charytatywną i pomoc Ukraińcom. W siedmiu pokojach gościnnych i apartamencie mieszka w tej chwili 31 osób. Zajmują wszystkie wolne pomieszczenia. Ich pobyt zapewne nie ułatwia prowadzenia działalności gospodarczej, z której żyją gospodarze, pani Danuta, pełna uśmiechu, macha jednak na to ręką. – Cieszę się, że mogę chociaż tak pomóc w tej sytuacji. To porządni ludzie, dbają tutaj o wszystko – mówi.

Przy pl. Sprzymierzeńców uchodźcy mają jak u Pana Boga za piecem. Dostają ciepłe posiłki z gastronomii obok, mają do dyspozycji małą świetlicę z kuchnią i telewizorem, kilka laptopów, rowery, a matki z dziećmi – huśtawki pod wiatą. Gospodarze zaopatrzyli ich w rzeczy, których brakowało im w garderobie. Nie ma się więc co dziwić, że pani Anastazja, starsza kobieta z Kijowa, łka ze wzruszenia, gdy opowiada, ile dobra ich tu spotkało. – Takich dobrych ludzi to nie ma nawet u nas na Ukrainie – zapewnia, składając dłonie jak do modlitwy.

Burmistrz Robert PAWŁOWSKI odwiedził też uchodźców mieszkających w złotoryjskich szkołach podstawowych. W „trójce” i sąsiedniej szatni przy boisku na ul. Lubelskiej nie ma już praktycznie wolnych łóżek. W tym miejscu wyraźnie czuć, ile dla Ukraińców znaczy schronienie, jakie otrzymali w Złotoryi, nawet jeśli dotąd mieszkali w bardziej komfortowych warunkach w swoich rodzinnych stronach. Nie trzeba znać ukraińskiego, by do człowieka dotarło, jak bardzo są nam wdzięczni – wystarczy spojrzeć w ich wzruszone twarze czy posłuchać tonu głosu. Świetlica w SP3 jest zamieszkana od kilku tygodni w zasadzie przez tych samych uchodźców, którzy się już tu zadomowili. To zgrana wielopokoleniowa grupa. Pomagają sobie nawzajem, bo małych dzieci nie brakuje. Panie deklarują, że chętnie podejmą się pracy na rzecz miasta, jeśli byłaby taka potrzeba. Dwie już taką szansę dostały – pracownicy MOPS-u poprosili je o wysprzątanie mieszkania, które remontowali dla uchodźców. Zrobiły to ponoć na błysk.

 Z kolei w sali gimnastycznej SP1 zakwaterowanych jest obecnie 42 Ukraińców. Ta liczba cały czas się zmienia. Tylko w tym tygodniu przyjechało tutaj 36 osób, ale też wiele relokowano do prywatnych i komunalnych mieszkań.

– Mamy tu dużą rotację. Traktujemy jednak to miejsce jako taki punkt tranzytowy. Powiedzmy sobie szczerze, że nie są to warunki, w których można by mieszkać na dłuższą metę. Wojewoda zobowiązał nas jednak jako miasto do przygotowania 240 miejsc, więc nie mieliśmy innego wyjścia, musieliśmy zaadaptować tę salę, bo mniejszymi obiektami miejskimi i mieszkaniami nie sprostalibyśmy zapotrzebowaniu. Staramy się o parawany z rezerw rządowych, które zapewniłyby minimum intymności i komfortu tym ludziom – tłumaczy burmistrz Robert PAWŁOWSKI..

Złotoryja jednym z tych miast na Dolnym Śląsku, które przyjęły najwięcej uchodźców instytucjonalnych w przeliczeniu na 10 tys. mieszkańców. Wśród gmin, w których żyje do 20 tys. osób, jesteśmy na drugim miejscu, zaraz za Lwówkiem Śląskim. Złotoryja przoduje w byłym województwie legnickim, obok Głogowa. Dolnośląskie samorządy wzięły już pod opiekę 17 tys. uchodźców z Ukrainy.

Powiązane wpisy