Awans do ekstraklasy trudniejszy niż przebiegnięcie maratonu
LEGNICA. - Udało się to dlatego, że byliśmy jedną, wielką drużyną. Jasne, na samym końcu to trener spija śmietankę, ale nie byłoby tego bez ciężkiej pracy wielu ludzi. Nie czuję się głównym architektem awansu. Ja tylko stałem na czele grupy – mówi w rozmowie z Łączy Nas Piłka trener Miedzi Legnica Dominik Nowak. Miedź była bezkonkurencyjna w Nice 1 lidze, a efektowny styl nadał drużynie 46-letni szkoleniowiec.
Z trenerem Miedzi Dominikiem NOWAKIEM rozmawiał Piotr Wiśniewski.
Spodziewał się pan, że Miedź awansuje szybciej niż ukończy pan swój pierwszy w życiu maraton biegowy?
W sporcie nigdy niczego nie można być pewnym. Czułem jednak, że to może być rok Miedzi. Ten zespół rodził się – może nie w bólach – ale stopniowo, stawaliśmy się jednością z kolejki na kolejkę. W klubie spotkałem wielu pasjonatów, dzięki czemu udało nam się zbudować team z charakterem. Miałem świadomość, że powstaje w Legnicy drużyna na awans. Znakiem firmowym wszystkich ludzi, którzy złożyli się na ten sukces, była cierpliwość.
Nie bez powodu nawiązałem w poprzednim pytaniu do maratonu, bo biegi są pańską pasją. Pochwali się pan wynikami?
Lubię biegać dlatego, że wtedy się wyciszam. Pomaga mi zabijać stres związany z zawodem trenera. Bieganie to relaks dla ciała. Dbam też o kondycję. Im lepsza, tym lepsze moje samopoczucie. Przebiegłem już jeden półmaraton w Augustowie. Za to mój wieloletni asystent Grzesiek Mokry ma w nogach więcej półmaratonów. Ja celuję w swój pierwszy maraton we Wrocławiu.
Trudniej zatem przebiec maraton czy wprowadzić zespół do ekstraklasy?
Zdecydowanie to drugie. Maraton to jeden dzień, na awans pracuje się przez cały rok. Z drugiej strony przygotowania do długich biegów też trwają kilka miesięcy. I tu i tu liczy się na pewno systematyczna praca. W sporcie bowiem nic nie przychodzi szybko i łatwo.
Po ostatnim meczu ligowym pan i piłkarze Miedzi mogliście się poczuć jak się w lidze hiszpańskiej. Szpaler wykonany przez zawodników Puszczy Niepołomice to gest pełen szacunku wobec tego co zrobiliście.
Naprawdę wielki szacunek dla nich! Całe środowisko potrafiło docenić nasz sukces. Okazali respekt dla wyniku Miedzi. To też trzeba umieć. Uważam, że w Puszczy wykonano pracę porównywalną z naszym awansem. To klub z niewielkim budżetem, który jednak spokojnie sobie poradził w lidze. Brawo!
Dolny Śląsk staje się powoli stolicą polskiego futbolu?
Fakty to potwierdzają. Zagłębie Lubin, Śląsk Wrocław, Miedź – trzy zespoły w ekstraklasie. I trzeba ten stan rzeczy utrzymać jak najdłużej. My nie weszliśmy tam tylko po to, żeby bronić się desperacko przed spadkiem. Musimy wyznaczyć sobie wysokie cele.
Tak jak w bieganiu? Celuje pan w granicę czterech godzin w maratonie?
Myślę, że to nieosiągalna granica. Najważniejsze będzie przebiegnięcie całego dystansu. Czas to sprawa drugorzędna. Już ukończenie tego królewskiego dystansu to wielka satysfakcja. Nie chcę się ścigać ze sobą. Chcę umiejętnie rozłożyć siły, żeby nie popełnić błędu.
A wracając do Miedzi – nie brak głosów, że ten zespół już od dawna był gotowy na ekstraklasę. Bez wzmocnień powinniście spokojnie utrzymać się w ekstraklasie.
I to jest prawda. Mamy bardzo silny zespół, który został zbudowany z głową. Dobieraliśmy zawodników pod względem motorycznym, charakterologicznym i umiejętności. Ale każda drużyna potrzebuje zmian. Przyjście nowych piłkarzy powoduje rozwój. Rywalizacja dobrze działa. Szybciej można osiągnąć maksymalną formę.
Wszystko to sprawiło, że staliście się ekipą nieszablonową, nie graliście schematycznie, cały czas szukaliście nowych rozwiązań.
Bo kolektyw był naszą siłą. Łamaliśmy schematy, bariery, nic nas nie ograniczało w grze. Mieliśmy swój styl. Może nie zabrzmi to za skromnie, ale potrafiliśmy go narzucić każdemu. Na początku rundy charakteryzowało nas dwa P, czyli Piątkowski i Piasecki, w końcówce rundy mieliśmy w sobie dużo pierwiastka hiszpańskiego. Efekt wyszedł bardzo dobry. Do tego świetnie kierujący kolegami kapitan Wojciech Łobodziński. Stworzył kapitalną atmosferę w zespole. Sami nakręcaliśmy się na ten sukces.
Panu nikt nie zabierze efektownego wpisu w CV, czyli awansu do ekstraklasy.
Udało się to dlatego, że byliśmy jedną, wielką drużyną. Jasne, na samym końcu to trener spija śmietankę, ale nie byłoby tego bez ciężkiej pracy wielu ludzi. Nie czuję się głównym architektem awansu. Ja tylko stałem na czele grupy.