Jesteśmy bandą pozytywnych świrusów
POLKOWICE. Kamil Grygiel – 17-latek, wychowanek KS Polkowice. Reprezentant Polski w ampfutbolu, napastnik. Uczeń drugiej klasy technikum o profilu organizacja reklamy. Z Kamilem Grygielem rozmawia Konrad Kaptur.
Konrad Kaptur: Jak zaczęła się twoja przygoda z piłką nożną?
Od małego biegałem na podwórku za piłką. Często grałem ze starszymi chłopakami. Podobno się wyróżniałem. Koledzy namówili mnie, abym poszedł na trening do KS Polkowice. Miałem 10 lat. Zacząłem regularne treningi. Grałem na środku pomocy lub na skrzydle. Zaczynałem u trenera Krzysztofa Wadasa. Potem był Konrad Janczak i Grzegorz Karmelita. Każdy z nich nauczył mnie czegoś ważnego. Dla mnie liczyła się tylko piłka. Nic innego nie miało znaczenia. Szkołę traktowałem mało poważnie. Chciałem grać w piłkę. To był mój scenariusz na życie.
Każdy chłopiec, który zaczyna grać w piłkę wzoruje się na znanych piłkarzach. Kto był dla ciebie wzorem?
Może nie wzorem, bo ja zawsze chciałem gra po swojemu, ale oczywiście miałem ulubionych piłkarzy. Oni się zmieniali. Najpierw pasjonowałem się grą Luki Modricia. Potem to był Thiago Alcantara, Toni Kroos, a w ostatnim okresie Paul Pogba. Chciałem grać w stylu Pogby. Może nie tak jak on, ale podobnie. Siłowa dostawka, dobry drybling, fajne podania. Przegląd pola. Taki styl mi imponował. Starałem się tak się zachowywać na boisku. Tego się uczyłem. Od samego początku chciałem w futbolu pisać swoją historię.
Niestety życie zweryfikowało twoje plany. Nadszedł dzień wypadku…
No tak. Były Dni Polkowic. Pamiętam, że było bardzo gorąco i padał deszcz. Czekaliśmy z kolegami na koncerty w Centrum Piknikowym. Na rurach koło torów kolejowych. W pewnym momencie poślizgnąłem się i przejeżdżający pociąg z urobkiem z kopalni wciągnął mi nogawkę od spodni. Potem był trzask i okropny ból. Chwila nieuwagi i moje życie się zmieniło. Miałem szczęście, bo pociąg mógł mnie wciągnąć całego. Wtedy na pewno bym nie przeżył. Moi koledzy zachowali się przytomnie, wezwali pogotowie, przewieziono mnie do szpitala do Zielonej Góry. Operację planowano na cztery godziny, ale lekarze szybko uznali, że konieczna jest amputacja.
Po zakończonej operacji obudziłeś się bez nogi. Wielu na twoim miejscu kompletnie by się załamało, ale nie ty?
Oczywiście moment, gdy to do mnie dotarło to był szok, ale wsparcie rodziny pomogło mi w tym, by sobie z tym jakoś poradzić. Nie rozpamiętywałem przeszłości, tylko skupiałem się na konkretnych problemach. Rehabilitacja, jaka proteza. Spotkania z kolegami, to wszystko bardzo mi pomagało. W trakcie rehabilitacji pojawiło się hasło „ampfutbol”. Okazało się, że mój trener z KS Polkowice, Grzegorz Karmelita zna się z Markiem Dragoszem, trenerem kadry narodowej w ampfutbolu. Tak zacząłem swoją nową przygodę.
Ampfutbol wymaga trochę innych umiejętności od futbolu, ale na pewno osobom, które wcześniej trenowały jest łatwiej. Które elementy piłkarskie pomogły tobie w ampfutbolu?
W ampfutbolu bardzo ważne jest ułożenie kul. To jest ten element, nad którym bardzo dużo pracuję. Z czasów gdy trenowałem piłkę nożna w KS został mi przegląd pola, umiejętność czytania gry, technika. Muszę jednak dużo pracować, by stawa się coraz lepszym. Mam determinację by to robić, chcę się rozwijać. Chcę pisać swoją historię.
Bardzo szybko trafiłeś do reprezentacji i stałeś jedną z jej ważnych postaci. Jak zostałeś przyjęty przez kolegów i jaką grupą jest ampfutbolowa kadra Polski?
Bardzo się cieszę, że trafiłem do kadry. Chłopaki przyjęli mnie bardzo dobrze. Skład kadry jest rotowany. Znamy się z rozgrywek ligowych. Nie było więc problemu z aklimatyzacją. Moją rolą jest strzelanie bramek. Mam sporo sytuacji, ale bramkarze wyciągają mi naprawdę dobre strzały. Muszę cały czas nad tym pracować. Kadra ampfutbolowców to po prostu banda pozytywnych świrusów. Bardzo dobrze się w tej grupie czuję.
Jak wyglądają rozgrywki ampfutbolowe w Polsce?
Jest liga, w której występują cztery zespoły - z Góry Mazowieckiej, Warszawy, Bielsko-Białej i Krakowa. Husaria Kraków, która reprezentuję to trzykrotny mistrz Polski. Mistrzostwa odbywają się w ten sposób, że rozgrywamy dwudniowy turniej, w czasie którego każdy gra z każdy, a mistrzem zostaje zespół, który zdobędzie największą liczbę punktów. Poziom ampfutbolu w Polsce jest wysoki.
Do Meksyku na mistrzostwa świata pojechaliście jako faworyci. Skończyło się na miejscu poza podium. Jak podsumujesz ten występ?
Dla mnie to był debiut na takiej imprezie. Jechałem tam po doświadczenie. Co do naszego występu, uważam, że zostaliśmy skrzywdzeni przez sędziego, który w meczu z Angolą od momentu, gdy prowadziliśmy 3:1 był bardzo stronniczy. Zostaliśmy skrzywdzeni. Na mistrzostwa jechaliśmy z nadzieją na brązowe medale, ale celowaliśmy w złoto. Nie udało się, trudno. Zebraliśmy doświadczenia, które pomogą nam w mistrzostwach Europy, które chcemy wygrać.
Jest duża szansa na to, że mistrzostwa Europy odbędą się w Polsce. Motywacja byłaby wówczas podwójna?
Motywacji nam nie brakuje, ale rzeczywiście, gdyby mistrzostwa odbyły się w Krakowie, a tak najprawdopodobniej będzie, to nasza motywacja będzie jeszcze większa. To byłaby wielka sprawa wygrać mistrzostwo Europy przed polską publicznością.
Fakt, że uprawiasz ampfutbol zapewne pomaga tobie także w codziennym życiu?
Nie muszę chodzić na siłownię i rehabilitację. Teraz ćwiczę indywidualnie, żeby jak najlepiej przygotowywać się do gry w ampfutbol. Dzięki temu łatwiej jest mi w codziennym życiu. Na co dzień trenuję indywidualnie w KS Polkowice.
Jak udaje ci się godzić aktywność sportową z nauką w szkole.
Jestem uczniem drugiej klasy technikum o profilu organizacja reklamy. Teraz mam trochę zaległości, bo nie było mnie w szkole przez trzy tygodnie. Podobną sytuację miałem w poprzednim roku, gdy byłem chory. Na szczęście nauczyciele są bardzo wyrozumiali. Ja też mam teraz inne podejście do szkoły niż przed wyjazdem. Zależy mi na tym, aby skończyć szkołę i studiować we Wrocławiu. Oczywiście cały czas będę grał. W każdym działaniu wspierają mnie rodzice. Oni żyja moimi występami tak jak ja. Dzięki temu, że tak się wciągnąłem w ampfutbol im tez jest łatwiej. Mam też siedmioletnią siostrę, która bardzo za mną tęskniła, a jak wróciłem to mi dokucza (śmiech). Ona ma siedem lat, to dzieciak, więc jej wybaczam.
W ostatnim czasie twoje życie nabrało rozpędu, a przed tobą kolejne wyzwania?
Wróciłem z Meksyku, gdzie przeżyłem przygodę życia. W planach kolejne turnieje z kadrą. Rzeczywiście wiele się dzieje. Mój przykład pokazuje, że wypadek nie musi być końcem świat. Gdyby nie to, nie poznałbym wielu wspaniałych ludzi, których poznałem, nie byłby częścią tej cudownej grupy, jaką jest kadra ampfutbolowców. Moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Wypadek nie jest końcem świata. Jestem młody, mam wiele planów. Mnóstwo celów przede mną. Tak naprawdę moje życie dopiero się zaczyna.
Dziękuję za rozmowę.