Bolków, Chocianów, Chojnów, Gaworzyce, Głogów, Grębocice, Jawor, Krotoszyce, Kunice, Legnica, Legnickie Pole, Lubin, Męcinka, Miłkowice, Mściwojów, Paszowice, Pielgrzymka, Polkowice, Prochowice, Przemków, Radwanice, Rudna, Ruja, Ścinawa, Wądroże Wielkie, Zagrodno, Złotoryja

"Liczba zachorowań zależy od liczby wykonanych testów"

"Liczba stwierdzonych zachorowań, zależy od liczby wykonanych testów" przekonuje Ireneusz Sromek, ratownik medyczny, członek Polskiej Rady Ratowników Medycznych, wiceprzewodniczący Międzyzakładowego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych w Legnicy w rozmowie dla e-legnickie.pl.

"Liczba zachorowań zależy od liczby wykonanych testów"

 

Miłosz Kołodziej: W powiecie legnickim odnotowywane są kolejne przypadki zakażeń koronawirusem. Będąc ratownikiem medycznym, jesteś na pierwszej linii frontu. Powiedz, jak bardzo Twoja praca się zmieniła, porównując ją z czasami sprzed epidemii?

Ireneusz Sromek: Jeśli decydujesz się być ratownikiem medycznym, musisz być przygotowany na ciężkie wyzwania. To nie jest łatwa praca. Teraz, kiedy jest coraz więcej przypadków zakażeń, przy wyjazdach, na pewno, towarzyszy nam strach i niepokój. Nie chciałbym, żeby to patetycznie zabrzmiało, ale ta praca, to pewnego rodzaju, powołanie. Jadąc na zgłoszenie, należy zachować ostrożność, ubrać kombinezon, rękawiczki, przyłbice, kiedy zachodzi taka konieczność. Praca dzisiaj to dużo niepewności. Zaczynam rano dyżur, kończę go, ale w nocy okazje się, że mój kolega miał pacjenta pozytywnego i zmuszony jest do odbycia kwarantanny. Daleko nie trzeba szukać, w Chojnowie mamy taki przypadek. Przychodzę do pracy, za kolegę. Nie ma grafiku na dzisiaj, jutro, czy pojutrze. W każdej chwili mogę zostać wezwany na dyżur. Wolnego czasu nie zaplanujesz, tydzień polega na pracy lub myśleniu o niej.

Statystki pokazują, że odnotowuje się coraz więcej przypadków koronawirusa, robi się wszystko, żeby z epidemią walczyć, to zrozumiałe. Pytanie tylko, czy nie odbija się to na innych pacjentach. Ludzie doznają: udarów, zawałów, ulegają wypadkom. Jesteście w stanie im równie szybko i efektywnie pomóc?

Dzisiaj, hipotetyczny pacjent, ze złamaną nogą, zawałem, czy udarem, dzieli się na tego, który ma podwyższoną temperaturę, zagrożonego koronawirusem lub nie. Wieziemy takiego człowieka, albo na neurologię, tak zwaną, czystą, albo na oddział w szpitalu zakaźnym. Szpital w Bolesławcu ma, oprócz oddziału zakaźnego ma także inne, które przyjmują pacjentów. Jest faktycznie tak, że praca może być spowolniona, bo: ubranie maski, kombinezonu, rękawic, „uszczelnIenie” tego stroju zabiera więcej czasu i rzutuje na naszą pracę, ale nijak się ma to do naszego zaangażowania i pomocy każdemu, kto tej pomocy potrzebuje.

Co z pacjentem, który jest bezobjawowy? Jedziecie udzielać pomocy w zupełnie innej sprawie, pacjent nie ma objawów, ale za kilka dni okazje się, że jest zarażony.

To jest ryzyko wpisane w ten zawód. Dyspozytor, na etapie, przyjmowania zgłoszenia, robi bardziej wnikliwy wywiad. Pyta, czy pacjent ma gorączkę, był zagranicą, miał kontakt z osobą zakażoną. My jedziemy, wiedząc czego, mniej więcej, możemy się spodziewać. Jeśli odpowiedzi na pytania nie budzą niepokoju, przyjeżdżamy normalnie ubrani, oczywiście mamy włożone maski i gogle lub przyłbice. Kiedy jest zagrożenie, meldujemy się u pacjenta w „pełnym rynsztunku”, w kombinezonie itd. Tu przy okazji mój apel, bądźcie państwo z nami szczerzy, nie narażajcie nas jeszcze bardziej, nie dopuszczajmy do sytuacji, że nie będzie komu nieść pomocy, sytuacja już w tym momencie jest zła.

Kiedy zaczęliście się przygotowywać, choć może należałoby zapytać, kiedy zaczęliście być przygotowywani na to, że problem i konsekwencje koronawirusa będą nas dotyczyć także tu, lokalnie.

Do nas, mówię tu o pracownikach, klarowna informacja, wraz z wytycznymi dotarła około 1. marca. Od tego momentu zaczęło się wdrażanie konkretnych procedur.

Dużo mówi się teraz o testach dla pracowników służby zdrowia. W zeszłym tygodniu spierano się na ten temat w Sejmie. Jakie jest twoje zdanie na ten temat?

Uważam, że sprawa testów dla pracowników służby zdrowia powinna być priorytetowa, tu nie ma dyskusji. Pytanie jest, jak często powinno się te testy robić. Jeśli w jednym dniu liczba robionych testów w skali całego kraju nie przekroczyła 14 tysięcy, a samych ratowników medycznych jest około 20 tysięcy, doliczmy do tego tysiące innych pracowników służby zdrowia: lekarzy, pielęgniarki, salowe i wielu innych, to jakie są realne możliwości poddawania testom pracowników służby zdrowia w naszym kraju? Jeśli u nas mówi się, że technicznie uda się wykonać 20 tysiące testów dziennie, choć do tej liczby nawet się nie zbliżyliśmy, to znaczy, że regularne testowanie pracowników służby zdrowia, sprawiłoby, że możliwości testowania będą mocno, jeśli nie całkowicie, ograniczone. Pracowników służby zdrowia należy traktować priorytetowo. Musimy być pewni swoich wyników, aby móc pracować dalej. Moim zdaniem, jeśli pracownik jest narażony na ekspozycję wirusa, powinien być niezwłocznie takiemu testowi poddawany.

Testów wykonujemy około 5,5 tysiąca na milion mieszkańców, to plasuje nas w ogonie krajów Unii Europejskiej. Czy obraz skali epidemii w Polsce nie jest trochę zamazany?

Mam wrażenie, obserwując to co się dzieje i analizując dostępne statystyki z Europy i ze świata, że liczba zachorowań zależy od liczby wykonanych testów. Na tym chciałbym poprzestać, jeśli chodzi o odpowiedź wprost, na twoje pytanie. Różnie, rozmaite kraje, radzą sobie z opanowywaniem epidemii, ale z pewnością żadne państwo na świecie nie było przygotowane na rozmiar tej pandemii.

Wspomniałeś, że na początku marca zaczęto wdrażać antykoronawirusowe procedury, już w połowie marca, zaapelowaliście o pomoc do firm i osób prywatnych o pomoc w pozyskaniu środków ochrony osobistej. Widziałem z jakim zaangażowaniem w Chojnowie, taką akcję pomocy dla chojnowskiego Pogotowia i legnickiego szpitala koordynuje pan Andrzej Kupczyk. Wiele lokalnych firm i wielu mieszkańców wsparło inicjatywę pomocy, przelewało środki na konto pogotowia. Jak ta pomoc wpłynęła na wasze „sprzętowe możliwości”?

Zasięg tej akcji przerósł moje najśmielsze oczekiwania, odzew był niesamowity. Naprawdę, moment, kiedy czujesz dumę z tego, że jesteś Polakiem. To, w jaki sposób ludzie się zjednoczyli, jak zaangażowali jest niesamowite. To co działo się lokalnie rezonowało i inspirowało. Piotr Dymon, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych, pisał o wzorowaniu się na najlepszych, czyli o Pogotowiu Ratunkowym w Legnicy, apelując o pomoc. Nasz apel trafił na bardzo podatny grunt. Do pomocy zgłosiło się wiele firm i osób prywatnych. W Chojnowie koordynowaniem tej pomocy zajął się Andrzej Kupczyk, który chyba jest stworzony do takich rzeczy i sam o tym nie wiedział. Jest niezwykle zaangażowany i co trzeba podkreślić, działa bardzo transparentnie. On wszystko scalił, kierował tym strumieniem płynącej pomocy. Pomocy, co podkreślam, od wielu fantastycznych ludzi, którym także za waszym pośrednictwem, dziękuję. Ozonator, kombinezony, których przecież ciągle brakowało, maski, rękawice, środki czystości. Dotarły do nas też przyłbice, które na drukarkach 3D wydrukował pan Halikowski. W Chojnowie był też taki przypadek, że u mojego kolegi, który miał kontakt z zakażonym pacjentem, wystąpiło podejrzenie zakażenia. Dowiedział się o tym wracając z dyżuru, spędził w aucie parę godzin, mając obawy, że powrót do domu, może narazić na niebezpieczeństwo jego domowników. Dla niego, w Chojnowie, znalazło się mieszkanie, żeby był izolowany. Zgłosił się dobry człowiek i zaproponował lokal w którym nikt nie mieszkał, aby ten kolega, mógł tam spędzić czas do momentu otrzymania wyników testu. To kolejny przykład szybkiej i efektywnej pomocy ludzi dla nas, której skala, jak mówiłem, jest bardzo duża.

Apelujecie do ludzi, aby zostali w domu i nie zatajali faktu, że mogli się wirusem zarazić: # zostańwdomu #NieKłamMedyka, czy widzisz, wraz ze wzrostem zagrożenia, rośnie świadomość ludzi?

 Generalnie tak, ale cały czas spotykam takich, którzy twierdzą, że to co się dzieje jest wydumanym problemem, spiskową teorią i tak dalej. Zawsze znajdzie ktoś, kto bagatelizuje problem i nie stosuje się do obostrzeń, ale to jednak niewielki procent. Fakt, nie wiemy jeszcze wszystkiego o tym wirusie, ale stan wiedzy, każe nam implementować określone działania, chodzi o to, aby opanować skalę epidemii. Wszyscy cierpimy z powodu izolacji, ograniczeń w przemieszczaniu się, to wpływa negatywnie na nasze samopoczucie, ale jeśli są apele dotyczące określonych zachowań, to proszę ich nie lekceważyć.

Służba zdrowia w Polsce od lat boryka się z wielkimi problemami. Wierzysz, że teraz, kiedy tyle mówi się o waszym poświęceniu, tak się was docenia się, sytuacja zmieni się i będziecie mogli liczyć na większe budżetowe wsparcie?

Liczę, że tak się stanie. Należy sobie uświadomić, że obecnie ten cały system funkcjonuje jeszcze tylko dlatego, że jeden ratownik, potrafi obsadzić 2 a nawet 3 etaty. Z mojego doświadczenia wynika, że tak może być w przypadku 90% ratowników. Tu pracuje się na etacie, tam na kontrakcie. Nie jest tajemnicą, jak się nam płaci. Działania rządu sprowadzają się do tego, abyśmy teraz pracowali tylko w jednym miejscu. Epidemiologicznie ma to sens, tylko jeśli tak się stanie, to w wielu miejscach nie będzie komu pracować. Musi się coś zmienić, ciężko powiedzieć, czy tak będzie. Liczę na to, że to co się dzieje teraz, uświadomi decydentom jak ważna jest służba zdrowia.

Dziękuję za rozmowę 

Foto: Archiwum Ireneusza Sromka