Bolków, Chocianów, Chojnów, Gaworzyce, Głogów, Grębocice, Jawor, Krotoszyce, Kunice, Legnica, Legnickie Pole, Lubin, Męcinka, Miłkowice, Mściwojów, Paszowice, Pielgrzymka, Polkowice, Prochowice, Przemków, Radwanice, Rudna, Ruja, Ścinawa, Wądroże Wielkie, Zagrodno, Złotoryja

Znakomity wioślarz Ambasadorem "Słodkiej Julki"

LUBIN. Dzisiaj w siedzibie KGHM "Polska Miedź" S.A. odbędzie się uroczystość podsumowująca pierwszą edycję projektu zdrowotno- społecznego "SŁODKA JULKA". Projektu autorstwa Marii KAJDAN prezesowej Okręgowego Związku Piłki Nożnej w Legnicy - zainspirowana losem małej dziewczynki o imieniu Julka, która zachorowała na cukrzycę - postanowiła z armią przyjaciół o wielkich sercach stworzyć projekt mający na celu przebadanie dzieci w szkołach Zagłębia Miedziowego w klasach 1-3 pod kątem wykrywania i leczenia choroby. I stworzenie powszechnego systemu prewencyjnego, stworzenie w szkołach modelu właściwego antycukrowego odżywiania się... Udało się, bo do tego projektu dołączyli tacy partnerzy jak: Miedziowe Centrum Zdrowia, LUBINPEX, Fundacja Samodzielne.pl i wiele innych związanych z patronem akcji czyli KGHM Polska Miedź i dziesiątki klubów sportowych. Projekt zyskał przychylność, wsparcie Ministerstwa Sportu i Turystyki oraz Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Ambasadorem akcji został człowiek, któremu choroba nie przekreśliła marzeń. To Michał Jeliński specjalnie dla e-legnickie.pl

Znakomity wioślarz Ambasadorem "Słodkiej Julki"

Chyba nie można wyobrazić sobie lepszego ambasadora takiej akcji, jak Słodka Julka, niż Michał Jeliński - mistrz olimpijski, czterokrotny mistrz świata, mistrz Europy, wielokrotny mistrz Polski. Sportowiec wybitny, który za swoje osiągnięcia, razem z kolegami z legendarnej osady „ Dominatorów” (Kolbowicz, Korol, Jeliński, Wasilewski), został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Największe sukcesy święcił zmagając sjuż z cukrzycą typu I-szego.

Dzisiaj, ten utytułowany sportowiec pomaga oswajać chorobę i przekonuje, że nie jest ona przeszkodą w aktywności fizycznej.

Miłosz Kołodziej: Jest Pan niezwykle utytułowanym sportowcem. Mistrzem olimpijskim, multimedalistą MŚ, mistrzem Europy. Największe sukcesy świecił Pan mając zdiagnozowaną cukrzycę. Jak udawało się Panu okiełznać katorżnicze treningi i wymagający reżim startowy z kontrolowaniem choroby?

Michał Jeliński: Fakt, że zostałem przy sporcie, nie był żadnym heroizmem z mojej strony. Miałem 23 lata, sport był moim sposobem na życie, czułem się w tym co robiłem,najlepiej. Oczywiście zakładałem, że to będzie trudne, że może mi się nie udać, były pewne obawy, to jasne. Nie miałem innego wyjścia, musiałem spróbować. Okazało się, że wszystko jest do poukładania, że choroba nie musi przekreślić moich marzeń.

Nie było momentów zwątpienia, że choroba jednak wyklucza wyczyn i może zabić nadzieje na sukcesy na najważniejszych imprezach?

Pamiętam, że na początku dosyć buńczucznie podszedłem do choroby, liczyłem, że jakoś sobie poradzę. Pierwsze tygodnie pokazały namiastkę z czym może wiązać się bagatelizowanie cukrzycy. Czegoś nie wziąłem, coś zapomniałem, nie miałem przy sobie nic słodkiego. Czułem się mniej bezpiecznie, momentami, bezradnie. Docierała świadomość, że w dłuższej perspektywie, bez insuliny, nie przeżyłbym. Pojawiła się świadomość uzależnienia „od czegoś” z zewnątrz. To było najbardziej przytłaczające. Starałem się jednak nie rozczulać się nad sobą, tylko ciężko trenować i próbować zrealizować swoje cele.

Igrzyska w Pekinie, to szczyt kariery Pańskiej i osady „Dominatorów”. Myślę, że wielu kibiców pamięta tamten wyścig i Pański szloch na podium.

Piękna chwila, czułem się uprawniony do tego, aby cieszyć się podwójnie ( śmiech), stąd też taka reakcja, bardziej emocjonalna, niż u moich kolegów. Naprawdę, wyjątkowy moment, coś fantastycznego. Po tej gigantycznej presji, która na nas ciążyła przed Pekinem, wygrać złoto! Ciężko opowiedzieć, trzeba przeżyć, polecam każdemu ( śmiech).

Z kolei Igrzyska w Londynie były rozczarowaniem. Czy jadąc do Londynu, podskórnie czuliście, że era Dominatorów się kończy?

Zupełnie inne Igrzyska. Ścigając się wielokrotnie w finałach Mistrzostw Świata, finałach Igrzysk Olimpijskich zna się „otoczenie”. Ci sami rywale, ta sama łódka, ten sam dystans, teoretycznie nic nie powinno nas zaskoczyć. Igrzyska mają jednak swój wymiar, tą niesamowitą otoczkę. Presja jest ogromna, co dobitnie odczuliśmy, jadąc do Pekinu, jako trzykrotni mistrzowie świata, wiedzieliśmy, że są wobec nas konkretne oczekiwania, my chcieliśmy je spełnić. Po Pekinie, w 2009 roku zdobyliśmy jeszcze mistrzostwo świata i mistrzostwo Europy. Lata 2010 i 2011 były dla nas naprawdę trudne. Doskwierały problemy z kontuzjami, po naprawdę wielu latach, kiedy poważniejsze urazy nas omijały. Wtedy, trzeba przyznać, świat nam trochę uciekł. W roku olimpijskim próbowaliśmy ten dystans nadrobić, naprawdę ciężko pracowaliśmy. Były momenty, że wydawało się, że jesteśmy blisko, przecież w przedbiegach pokonaliśmy późniejszych medalistów. Jednak uczciwie trzeba przyznać, że szczęście sprzyjało lepszym.

„Dominatorzy” mają jeszcze okazje do wspólnych spotkań?

W zeszłym roku mieliśmy sympatyczny jubileusz, 10 lat od naszego tryumfu w Pekinie. Wyprawiliśmy naszemu medalowi urodziny. Świetnie się spisał PKOL, który nas uhonorował na Pikniku Olimpijskim w Warszawie, fundując nam nową łódkę. Przepłynęliśmy się. Na szczęście, dystans był krótszy niż 2000 metrów, śmiałem się, że popełnialiśmy te same błędy co zawsze. Łódka płynęła, nieźle to wyglądało, żartowaliśmy, że wracamy do Pucharu Świata ( śmiech).

Proszę opowiedzieć, jak wygląda pańska zawodowa kariera, po zakończeniu tej sportowej.Słyszałem o pańskich aktywnościach na różnych polach.

Kiedy skończyłem trenować, kilka lat temu, mocno zaangażowałem w działanie fundacji, organizuję wiele imprez, biorę udział w rozmaitych projektach, które pokazują młodym ludziom, że z cukrzycą można aktywnie żyć. Od dwóch lat jestem także skarbnikiem Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich. Dosyć szybko z zawodnika stałem się działaczem, odkrywam sport z zupełnie innej strony. Teraz ja dbam o to, aby związek miał, na przykład , finansowanie z zewnątrz. Jestem także zaangażowany w Wielkopolskie Stowarzyszenie Sportowe, federację wojewódzką, która odpowiada za szkolenie dzieci i młodzieży w ponad 40-tu dyscyplinach. Udało się, po wielu latach starań, powołać do życia Dom Sportu. Miejsce, gdzie będzie działało nasze stowarzyszenie i wiele wojewódzkich związków sportowych.

Dziękuję za rozmowę.

Powiązane wpisy