Cuprum walczyło, ale to Skra zgarnęła pełną pulę
LUBIN. Po równo półrocznej przerwie spowodowanej koronawirusem w końcu powróciły zmagania ligowe. Miedziowi rozpoczęli nowy sezon 2020/2021 od domowego meczu z wielokrotnym mistrzem Polski – PGE Skrą Bełchatów. Od samego początku zapowiadały się ogromne emocje i widać było, że ten mecz szybko się nie skończy. Po czterech długich i zaciętych partiach triumfowali przyjezdni.
Mecz otworzył Miguel Tavares Rodrigues wspaniałą dyspozycją w zagrywce. Pierwszy punkt powędrował na konto Miedziowych po ataku Ronalda Jimeneza. Dzięki dobrym zagrywkom Portugalczyka drużyna Marcelo Fronckowiaka rozpoczęła bardzo dobrze, od prowadzenia 5:0. Przewaga wypracowana na początku utrzymywała się długo. Na lewym skrzydle punktowali Wojciech Ferens i Kamil Maruszczyk. Bełchatowianie natomiast mieli problem, by wstrzelić się w boisko. W lubińskiej ekipie wspaniale funkcjonowały przede wszystkim mocna zagrywka i przyjęcie (14:6). Gospodarze powiększali tylko swoją przewagę i nie zamierzali odpuszczać. Ostatecznie zwyciężyli pierwszą partię 25:20 po skutecznym ataku Maruszczyka.
Po przerwie rywale wrócili do gry. Drugi set był dużo bardziej zacięty, a ekipy punktowały na zmianę (5:5). W naszej drużynie w ataku najskuteczniejsi byli znów Ferens i Maruszczyk, natomiast po drugiej stronie siatki dominował Dusan Petković. Chwilę później gospodarze rozpoczęli budowanie przewagi (13:10). Bełchatowianie jednak nie odpuścili łatwo i próbowali doprowadzić do remisu. Blok Milana Katicia wyrównał stan na tablicy wyników (16:16). Wynik zaczął uciekać, gdy na zagrywkę wszedł Petković i posłał kilka potężnych serwisów. Trener Fronckowiak skorzystał ze zmian. Na boisku pojawili się Adam Lorenc i Mariusz Magnuszewski. Bełchatowianie jednak zwyciężyli seta 25:22.
Trzecia odsłona prezentowała się podobnie co poprzednia. Krok z przodu byli żółto-czarni, lecz wtedy ciężar gry na swoje barki wziął Ronald Jimenez, który dostał trzy piłki z rzędu i każdą umieścił w boisku przeciwnika. Na tablicy wyników pojawił się rezultat 13:10, lecz to Miedziowym nie wystarczyło i szli po więcej. Przewagę utrzymali do granicy 17 punktu, gdzie po bloku gospodarzy piłka wylądowała poza boiskiem. Znów gra zaczęła się od początku. Walka w końcówce była ogromna. Obie ekipy były nastawione na zwycięstwo, toteż wszystko rozstrzygnęło się w grze na przewagi, ostatecznie na korzyść PGE Skry 30:28.
Czwartą partię lepiej rozpoczęli przyjezdni, jednak już za chwilę Miedziowi zbliżyli się do rywali na punkt. Na boisko wszedł Daniel Muniz de Oliveira, zmieniając Kamila Maruszczyka. Po punktowym serwisie Ferensa wynik się wyrównał (11:11). Przez jakiś czas walka toczyła się punkt za punkt. Bełchatowianie jednak cały czas byli o krok z przodu, prowadząc jednym/dwoma punktami. Miedziowi wyrównali na 20:20. Ponownie Fronckowiak skorzystał ze zmian i zobaczyliśmy w akcji duet Lorenc-Magnuszewski. Wydawało się, że zapowiada się powtórka z poprzedniej partii i walka ponownie będzie na przewagi. Rzeczywiście była, ale krócej, bo mecz na 26:24 zakończył Ebadipour asem serwisowym.
- Dzisiejszy mecz określiłbym mianem „meczu straconych szans”. Mieliśmy szanse, mogliśmy doprowadzić do tie-breaka, a w piątym secie to wiadomo, wszystko się może wydarzyć. Z początku bardzo dobrze broniliśmy i kontrowaliśmy. Myślę, że w każdym elemencie prezentowaliśmy się dziś dobrze, ale trochę więcej mogliśmy poblokować. W samych końcówkach natomiast różnicę zrobiły nasze zepsute zagrywki. Zbyt mocno chcieliśmy zagrać, może trzeba było trochę lżej i wtedy próbować atakować w kontrze albo blokować – powiedział po meczu środkowy Cuprum, Dawid Gunia.
Cuprum Lubin - PGE Skra Bełchatów 1:3 (25:20, 22:25, 28:30, 24:26)
Cuprum: Kamil Maruszczyk (17), Dawid Gunia (5), Wojciech Ferens (17), Przemysław Smoliński (4), Ronald Jimenez (19), Miguel Tavares (4), Bartosz Makoś (L) oraz Adam Lorenc (1), Szymon Jakubiszak, Mariusz Magnuszewski, Daniel Muniz de Oliveira (3).
PGE Skra: Karol Kłos (11), Milan Katić (9), Milad Ebadipour (16), Dusan Petković (15), Grzegorz Łomacz (7), Norbert Huber (14), Kacper Piechocki (L) oraz Bartosz Filipiak, Mihajlo Mitić, Mikołaj Sawicki (1).
MVP: Norbert Huber