Ponzi 5. w Coppa Agostoni
Simone Ponzi finiszował na piątym miejscu w pierwszym z włoskich, jesiennych wyścigów jednodniowych, Coppa Agostoni - Giro delle Brianze (1.1).
Początkowa faza zmagań była bardzo ożywiona, obfitowała w wiele ataków, ale przez długi czas żaden z nich nie przełożył się na uformowanie ucieczki. Ta powstała dopiero po ok. 45 kilometrach, gdy oderwali się Shane Archbold (Bora-hansgrohe), Mark Padun (Bahrain-Merida), Pierre-Luc Perichon (Fortuneo-Oscaro), Luca Wackermann (Bardiani-CSF), Angel Madrazo (Delko-Marseille), Samue Mugisha (Dimension Data) i Mattias Krizek (Tirol). Peleton pozwolił im na uzyskanie ok. 6 minutowej przewagi, zanim rozpoczął pogoń. Czołowa grupka nie utrzymała się w tym zestawieniu zbyt długo, gdyż Padun, Perichon i Madrazo zostawili pozostałych atakujących za sobą i na ostatnie 60 kilometrów wjechali z zapasem 2 minut. Bardzo szybko dystans ten „zespawał” Egan Bernal (Androni - Sidermec – Bottecchia), który zdecydował się na wczesny atak (60km przed metą), na jednym z ostatnich cięższych podjazdów. Po 15 kilometrach pogoni dołączył do Paduna, ostatniego z uciekinierów, i w dwójkę starali się odeprzeć pogoń. Sztuka ta im się nie udała, gdyż zostali doścignięci 12km przed końcem, przez przerzedzony do ok. 40 kolarzy peleton. W nim jechał reprezentant „pomarańczowych”, Simone Ponzi, specjalista od finiszy właśnie z takiej grupy. Pomimo kilku akcji w końcówce, o losach wyścig zadecydował masowy sprint. Ponzi wywalczył sobie dobrą pozycję i rozpoczął finałowy atak z czoła grupy. Ostatecznie zajął 5.miejsce, a po zwycięstwo sięgnął Michael Albasini (Szwajcaria). Marco Canola (Nippo - Vini Fantini) i Francesco Gavazzi (Androni - Sidermec – Bottecchia) stanęli na pozostałych stopniach podium. - Z jednej strony jestem zadowolony z tego wyniku, bo nie ścigałem się od miesiąca i nie wiedziałem jak mój organizm się zachowa, ale z drugiej jestem zawiedziony, bo czułem, że nogi mam na tyle dobre, by powalczyć dziś o podium – opowiadał Ponzi. - Udało mi się wywalczyć bardzo dobrą pozycję do sprintu, bo jechałem „na kole” Albasiniego. Niestety zostałem z niej zepchnięty i gdy Albasini zaczął finiszować, ja byłem za daleko, po drugiej stronie szosy.