Tour of Qatar: Kiendyś 9. po chaotycznej końcówce
"Pomarańczowi" zdołali uniknąć kraksy na ostatnim kilometrze 2. etapu Tour of Qatar, a Tomasz Kiendyś finiszował na 9. miejscu. Łącznie w czołowej "20" zameldowało się aż trzech zawodników CCC Sprandi Polkowice, a po zwycięstwo sięgnął Aleksander Kristoff.
Każdy etap w tych azjatyckich wyścigach jest bardzo nerwowy. Od startu honorowego do mety jest ciągła walka o pozycje. Kraksy, defekty i przepychanki to norma. Dziś też nie było inaczej. Trochę traciliśmy w pierwszej fazie wyścigu, ale na ok. 20 kilometrów do mety grupa się zjechała i rozpoczęła się przedfiniszowa nerwówka. Szukaliśmy w miarę bezpiecznej pozycji z Jarkiem Maryczem i Adrianem Kurkiem, ale kraksa na finałowej prostej sprawiła, że każdy musiał omijać ją inaczej, tak by ratować się przed upadkiem. Ok. 400 metrów do kreski byłem bezpośrednio za finiszującą grupką sprinterów, ale nie mając już z nią kontaktu, mogłem w zasadzie już tylko "dokręcić" do mety - opowiadał po etapie Tomasz Kiendyś.
Etapy w Katarze są zupełnie płaskie, ale dotychczas wiatr odgrywał równie istotną rolę w rywalizacji i miał podobny wpływ na podział stawki, co jazda po wzniesieniach. Przednie i boczne podmuchy po raz kolejny mocno utrudniły rywalizację.
Właśnie z powodu wiatru, średnia prędkość w pierwszej godzinie wyniosła tylko 38km/h. W takich warunkach na próbę odjazdu zdecydowali się Lieuwe Westra (Astana), Preben van Hecke (Topsport Vlaanderen – Baloise), Gediminas Bagdonas (Ag2R La Mondiale) i Brian Van Goethem (Roompot Oranje Peloton). Zbudowali oni 2-minutą przewagę, ale peleton szybko zabrał się do pogoni i skasował tę akcję już po 35 kilometrach.
Po ostrym zakręcie w lewo, zmianie kierunku jazdy i wiatru, tempo w grupie zasadniczej zdecydowanie się podniosło. Stawka się podzieliła, a w czołowej, 22-osobowej grupce znaleźli się tacy zawodnicy jak Alexander Kristoff (Katusha), Edvald Boasson Hagen (Dimension Data), Greg Van Avermaet (BMC Racing) czy też Andrea Guardini (Astana). W czołówce zabrakło przedstawicieli CCC Sprandi Polkowice i lidera wyścigu, Marka Cavendisha (Dimension Data).
Maksymalna różnica pomiędzy dwoma obozami wyniosła ok. minutę, ale w przeciwieństwie do wczorajszej rywalizacji, tym razem liderom nie udało się utrzymać tej przewagi do mety. Wszyscy się zjechali 60 kilometrów przed końcem i wyścig rozpoczął się od początku.
Chwilę później do akcji ponownie przystąpił Van Hecke, który zaatakował razem z Gatisem Smukulisem (Astana). Wypracowali minutę przewagi, ale było to za mało, by ograć peleton. Zostali oni złapani w momencie, gdy do mety pozostało 15 kilometrów.
O wynikach etapu zadecydował masowy sprint, jednak nie wszyscy chętni mogli w nim uczestniczyć. Na finałowej prostej doszło do sporej kraksy, która wprowadziła sporo zamieszania. Zawodnikom CCC Sprandi Polkowice udało się uniknąć upadku, a trzech kolarzy w pomarańczowych strojach przyjechało "na kreskę" tuż za ścisłą czołówką. Najwyżej zameldował się Tomasz Kiendyś, który był 9., a wysoko byli też Jarosław Marycz i Adrian Kurek, którzy zajęli odpowiednio 11. i 16. lokatę.
W tym zamieszeniu najlepiej odnalazł się Alexander Kristoff (Katusha). Wygrał on pojedynek sprinterski z Markiem Cavendishem. Trzeci był Roy Jans (Wanty - Groupe Gobert). Cavendish utrzymał prowadzenie w klasyfikacji generalnej, a na 20. pozycji znajduje się Adrian Kurek.