Po 20 latach "dofrunęli" do A-klasy
WOJCIESZYN. Po dwudziestu latach spędzonych w B-klasie, Orzeł Wojcieszyn wywalczył upragniony awans. Choć zawodnicy nie mieli szansy świętowania tego sukcesu na boisku, ponieważ z pomocą przyszły im rezerwy Kuźni Jawor, które urwały punkty Huraganowi Nowa Wieś Złotoryjska, to radość w Wojcieszynie jest ogromna. Korzystając z okazji, postanowiliśmy przybliżyć kulisy funkcjonowania przyszłorocznego beniaminka, bo choć Orzeł od dwóch dekad występuje na najniższym szczeblu, to od niedawna pod wieloma względami wyprzedza ligowych rywali o kilka długości.
By wyrobić sobie opinię o zespole przyszłorocznego beniaminka A-klasy nie wystarczy obejrzeć jego kilku spotkań, choć te z reguły są ciekawe i pełne goli. Dopiero po zagłębieniu się w „klubowe DNA” ukazuje się prawdziwy obraz tego, co stworzyli działacze, trener, zawodnicy oraz kibice.
Chcąc przybliżyć czytelnikom sprawy wewnątrzklubowe, postanowiliśmy porozmawiać z trzema bardzo ważnymi dla Orła osobami – prezesem Bartoszem Szeligą, trenerem Jarosławem Konefałem i najlepszym strzelcem – Bartłomiejem Hajdunem.
Cała trójka na temat awansu wypowiedziała się w podobnym tonie, lecz każdy miał inny pogląd i przedstawił sytuację ze swojej perspektywy.
- Oczekiwania były jasne już przed sezonem. Nastawialiśmy się na ten awans i zdawaliśmy sobie sprawę, że w przypadku niepowodzenia, część chłopaków mogłaby odejść, ponieważ nasi zawodnicy mieli spore ambicje. Większość z nich jest u nas od dawna i jest związana z tym klubem emocjonalnie, jednak wielu bez problemu dałoby sobie radę wyżej, więc w przypadku otrzymania propozycji z wyższej ligi, argument o kolejnym podjęciu próby awansu mógłby nie wystarczyć. Na szczęście się udało, determinacja i zaangażowanie było naprawdę duże, a małe potknięcia po drodze jeszcze bardziej nas scementowały – ocenił Bartosz Szeliga.
Będący na trenerskim dorobku Jarosław Konefał umniejsza swój wkład w niewątpliwy sukces, jednak sami gracze jasno dają do zrozumienia, że bez obecnego szkoleniowca o awans byłoby znacznie ciężej.
- Cała zasługa jest w nogach, głowach i sercach chłopaków. Ja starałem się po prostu nic nie zepsuć, sam przy nich pobierałem lekcje trenerskiego fachu, a to jest ich awans i ich wielka chwila. Wszyscy się bardzo mocno cieszymy, bo cały Wojcieszyn czekał na powrót do A-klasy. Przed sezonem nie ukrywaliśmy, że interesuje nas tylko promocja, wiedzieliśmy, że jej brak może spowodować kilka ubytków kadrowych, bo kolejny rok obietnic dotyczących awansu mógłby nie zadziałać. Jak pokazują ostatnie wyniki, do tej A-klasy trudniej awansować niż się w niej utrzymać i mamy nadzieję, że nie będziemy „kometą”, tylko zostaniemy tam na dłużej – powiedział trener.
Bartłomiej Hajdun jest najlepszym strzelcem zespołu i całej ligi, a jego 41 trafień miało wielkie znaczenie dla miejsca w tabeli. Co ciekawe, napastnik promocję do A-klasy traktuje bardziej sentymentalnie niż czysto sportowo, bo kiedy jego obecny klub ostatni raz grał na tym szczeblu, on miał zaledwie osiem lat!
- Na pewno czuję ogromna radość i uważam to za spełnienie pierwszych dziecięcych, piłkarskich marzeń. Jak przez mgłę pamiętam jedno z nielicznych zwycięstw Orła w A-klasie, kiedy na własnym boisku pokonał ówczesnego lidera, Cichą Wodę Tyniec Legnicki i w głębi serca marzyłem, że kiedyś to ja będę prowadził do takich zwycięstw. Trzeba jednak przyznać, że wracając do Wojcieszyna postawiłem sobie za cel awans do A-klasy i za drugim podejściem ta sztuka się udała. Z jednej strony można więc traktować to jako spory sukces, a z drugiej jako wykonanie założonego kiedyś celu.
Hajduna można niejako nazwać specjalistą od awansów, bo trwający sezon jest jego dziewiątym w „B-undeslidze”, a w niedzielę udało mu się wywalczyć trzecią promocję. Wcześniej tej sztuki dokonał z Fenixem Pielgrzymka oraz Polonią Ernestynów, którą ostatecznie rozwiązano.
Właściwie w każdym okienku transferowym można było usłyszeć o propozycjach dla napastnika z innych zespołów. Zarówno prezes jak i trener nie ukrywali, że w przypadku braku awansu, Hajdun wraz z kilkoma innymi zawodnikami mogliby zmienić otoczenie. Napastnik w rozmowie z naszym portalem jasno zadeklarował chęć pozostania w Wojcieszynie, co na pewno ucieszy wszystkich sympatyków Orła.
- W obliczu uciekających lat, chciałoby się jeszcze sprawdzić z lepszymi drużynami i zawodnikami, więc taka myśl przechodziła przez głowę. Na szczęście mamy awans, dlatego nie ma mowy o jakichkolwiek ruchach kadrowych – uciął spekulacje.
W całym sezonie Orzeł przegrał cztery spotkania, a jedno zremisował, co na pewno nie jest wynikiem złym. Oglądając kilka spotkań przyszłorocznego beniaminka, można było dostrzec kilka mankamentów, jednak Jarosław Konefał już pracuje nad ich wyeliminowaniem.
- W A-klasie będziemy chcieli dalej rozwijać swoją filozofię, bo wyznaję zasadę, że w piłkę się gra, a nie ją kopie. Zdajemy sobie sprawę ze swoich słabości oraz mankamentów, popełnialiśmy proste błędy w defensywie, zdarzało się „nie dojeżdżać” na początki meczów, ale pracujemy nad poprawą. Chcieliśmy grać czwórką w linii, jednak przy naszej kadrze i absencjach to nie wypaliło, zrobiliśmy mały krok w tył, lecz może dzięki temu dziś możemy cieszyć się z awansu. Taktykę trzeba dobierać pod personalia, ale na pewno będziemy się rozwijać i jeszcze zaskoczymy rywali.
Choć w Wojcieszynie jest najniższa z lig, w klubie w ogóle tego nie widać. Szkoleniowiec obserwuje inne zespoły, monitorowani są zawodnicy będący na wypożyczeniu, a w przypadku oferty za zawodnika Orła, zawsze szuka się rozwiązania dobrego dla obu stron, bo nie mają tu w zwyczaju blokowania rozwoju swoich graczy. Jarosław Konefał nie ukrywa, że po awansie przydałyby się wzmocnienia, choć obecna kadra, nawet jak na warunki A-klasowe, jest naprawdę szeroka.
- Osobowo mamy liczny zespół, bo były mecze, w których liczebność kadry przekraczała limit osiemnastu zawodników. Wiadomo, że ilość nie zawsze idzie w parze z jakością, a A-klasa ma już inne wymagania. Sam starałem się jeździć na mecze, oglądać inne drużyny, więc jakiś pogląd sytuacji już mamy. Rzadko można obejrzeć spotkania zakończone wynikiem dwucyfrowym, chyba, że któryś z zespołów przyjeżdża zdekompletowany. Na ogół mecze są wyrównane, jest w nich znacznie więcej technicznej piłki niż w B-klasie, więc będziemy musieli się do tego dostosować. Nie ukrywam, że nam lepiej wychodziły mecze z tymi mocniejszymi rywalami, chcącymi grać w piłkę, a nie od pierwszego gwizdka bronić bezbramkowego remisu. Najlepszym przykładem może tu być nasz mecz sparingowy z Kuźnią Jawor, gdzie zawiesiliśmy wysoko poprzeczkę drużynie walczącej o awans do IV ligi. Paradoksalnie dobrze wypadły spotkania z Nową Wsią Złotoryjską, choć u siebie przegraliśmy po prostych błędach, to nie brakowało w tym meczu pozytywów. Na drugiej szali możemy postawić mecz w Rokitnicy, gdzie szybko strzeliliśmy bramkę, a później zupełnie splątało nam nogi i nic nie szło po naszej myśli. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że taki gong na przebudzenie był tej drużynie potrzebny, bo niektórzy poczuli się zbyt pewnie. Chyba wtedy zadaliśmy sobie sprawę, że jeśli w każde spotkanie nie włożymy pełni sił i serca, to awans może nam uciec. Na pewno będą nam potrzebne wzmocnienia, jednak monitorujemy sytuację naszych wypożyczonych zawodników. W Okmianach jest przecież Maciej Grudzień, który odszedł, bo chciał grać poziom wyżej, a teraz ten argument przepada, bo my również będziemy grać w A-klasie, więc mamy nadzieję, że ten zawodnik do nas wróci i zechce nam pomóc. Do końca sezonu barwy Fenixa Pielgrzymka reprezentuje natomiast Jacek Sabadach, mający ostatnio kłopoty zdrowotne, lecz jesteśmy z nim w stałym kontakcie i liczymy na jego powrót. Na dzień dzisiejszy nie możemy wykluczyć transferów z klubu, bo mamy zawodników, którzy daliby sobie radę w zespołach silniejszych od naszego, a raczej nie należymy do tych, co rzucają swoim graczom kłody pod nogi, o czym można było się przekonać przy okazji transferów Maćka, Jacka czy wcześniej Bartka Hajduna. Każdy musi chcieć grać dla Orła, bo wtedy wszystkim się pracuje zdecydowanie lepiej.
Wspomniane na początku tekstu „DNA Orła”, to w dużej mierze zasługa prezesa Bartosza Szeligi i chyba dzięki niemu klub jest w tak dobrej kondycji. Kilka lat temu, kiedy zespół z Wojcieszyna gościnnie grał po okolicznych wioskach, ludzie mający Orła w sercu w wolnych chwilach pracowali nad remontem boiska, które teraz mogą z dumą prezentować zespołom przyjezdnym. Chociaż w B-klasie nie ma zbyt dużych wymogów licencyjnych, Szeliga ze swoją świtą postanowił pójść krok dalej i rozpoczęto pracę nad remontem szatni, a jak zdradził nam główny zainteresowany, w jego głowie rodzą się kolejne ciekawe plany.
- Wydaje mi się, że organizacyjnie od dłuższego czasu jesteśmy na dobrym poziomie i po awansie nie musimy wykonywać nerwowych ruchów. O A-klasę walczymy od kilku sezonów i chcieliśmy w międzyczasie przygotowywać grunt pod ewentualną promocję, by później nie musieć robić czegoś na ostatnią chwilę, więc na dobrą sprawę brakowało nam tylko sukcesu sportowego, który przyszedł właśnie w tym roku. Generalnie od początku mojej prezesury chciałem wpoić wszystkim, że klub jest naszym wspólnym dobrem i każdy powinien się angażować w jego życie, bo dbanie o Orła nie jest tylko działką prezesa czy zarządu. Wszyscy muszą pchać wózek w tym samym kierunku. Przynosi to zadowalające efekty, ponieważ mamy gospodarza, który świetnie dba o boisko, a rola zawodników nie ogranicza się do rozegrania meczu. Kiedyś bywało tak, że ludzie z zarządu musieli przed meczami dzwonić i prosić, by ktoś przyszedł zagrać, a teraz większość graczy się stara, nakręcając pozostałych do jeszcze większego zaangażowania.
- Jesteśmy w trakcie modernizacji szatni i teraz będziemy dysponować szatniami dla gospodarzy oraz gości wyposażonymi w węzeł sanitarny, co w B-klasie nie jest przecież normą. Myślę, że od strony licencyjnej nie powinniśmy mieć problemów szczebel wyżej, bo mamy dobre boisko, trybuny z miejscami siedzącymi, boksy dla zawodników rezerwowych, a teraz, jak już wspomniałem, pracujemy nad szatnią. Przy dzieleniu funduszy z gminy byliśmy w B-klasie, więc dostaliśmy budżet na ten poziom rozgrywkowy, ale mam nadzieję, że wójt nas jeszcze wspomoże, tak jak było w przypadku awansów innych zespołów z gminy. My również pozyskujemy środki zewnętrzne, jednak to może nie wystarczyć. Generalnie czekamy na rozwój sytuacji z ewentualnym przejęciem rozgrywek przez DZPN, bo do klubów docierały informacje o znacznym obniżeniu kosztów prowadzenia klubu – dodał prezes.
Zapowiadane zmiany w rozgrywkach mogą być dla Orła zbawienne, ponieważ koszty utrzymania zespołu mają zostać znacząco zmniejszone, a dodatkowo zniknie zapis o konieczności posiadania drużyny młodzieżowej. Właśnie ta kwestia była dla wojcieszynian wyjątkowo ważna, bo cały piłkarski narybek z okolicy wyławiają kluby z Pielgrzymki i Proboszczowa.
- To zagadnienie interesuje nas równie mocno, chociaż nieoficjalnie wiem, że decyzja o braku konieczności posiadania drużyny młodzieżowej została już podjęta. Osobiście postawiłem sobie cel zbudowania w Wojcieszynie zaplecza dla pierwszego zespołu, jednak to trudna i wyboista droga. Przed sezonem sondowaliśmy już możliwość nawiązania współpracy z jednym z okolicznych klubów, ponieważ na tą chwilę nie bylibyśmy w stanie założyć drużyny juniorskiej. Wojcieszyn jest małą wioską, w okolicy jest już dobrze rozwinięty Huragan Proboszczów, jest Pielgrzymka, w której dodatkowo jest szkoła, co z pewnością ułatwia im pozyskiwanie tego narybku. Nasz zespół opiera się na zawodnikach między dwudziestym, a trzydziestym rokiem życia, więc nie mamy jakoś zawyżonej średniej wieku, co pozwala nam spokojnie pracować nad powstaniem zaplecza. Na pewno kamień spadł mi z serca, kiedy się dowiedziałem, że wymóg posiadania juniorów zostanie zniesiony.
Przed Orłem jeszcze dwa B-klasowe starcia i zasłużone wakacje. Choć klub ma już awans w kieszeni, w niedzielę żaden z zawodników nie będzie mógł odpuścić, bo lider rozgrywek pojedzie do Nowej Wsi Grodziskiej, gdzie zagra derbowy mecz z tamtejszym Płomieniem. Jesienią Orzeł zdemolował lokalnego rywala aż 8:0, jednak dla nikogo to teraz nie ma znaczenia. Kibice ostrzą sobie zęby na dobry mecz, ponieważ prowadzący zespół z Nowej Wsi Grodziskiej Grzegorz Faltyn nie chce być kojarzony z taktyką „na chaos”, wymagając od zawodników budowania składnych akcji. Zdaniem wielu obserwatorów V grupy B-klasy, w niedzielę dojdzie wiec do starcia ekip grających najładniejszy futbol w lidze. W kuluarach można również usłyszeć, że Płomień jest niesamowicie zdeterminowany by odegrać się Orłowi za wynik z jesieni, a szkoleniowiec gospodarzy ma mieć do dyspozycji nawet rzadko widywanych na meczach graczy.
- Nie ma możliwości, byśmy sobie odpuścili. Nie w tym meczu i nie z tym rywalem. Nie wyobrażam sobie, by któryś z zawodników potraktował to spotkanie jako grę o nic. Derby to derby i nie ma znaczenia czy ich stawką jest pierwsze miejsce czy trzynaste. Jesienią wybiliśmy Płomieniowi piłkę z głowy, więc na pewno zrobią, co w ich mocy, by się zrewanżować, zwłaszcza, że wiosną punktują naprawdę dobrze. Spodziewam się ciężkiego, twardego i mam nadzieję, ciekawego meczu – zakończył Jarosław Konefał.