Pogoń głodna sukcesu
ŚWIERZAWA. Nie od dziś wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, a potwierdzeniem tych słów może być aktualna sytuacja Pogoni Świerzawa. Jeszcze kilka miesięcy temu, przed startem rozgrywek, jej trener na łamach naszego portalu mówił, że miejsce na podium byłoby kapitalnym osiągnięciem. I co? Pogoń jest na samym szczycie „pudła”, lecz Arkadiusz Paluch czuje niedosyt, ponieważ jego podopieczni roztrwonili całkiem przyjemną przewagę nad grupą pościgową. Chociaż klub ze Świerzawy rundę wiosenną rozpocznie z pole position, to szkoleniowiec tłumi hurraoptymizm, ale z tyłu głowy pali mu się lampka z napisem „IV liga”.
Za Pogonią bardzo udana runda i nie zmieni tego nawet nieco słabsza końcówka, która pozwoliła przeciwnikom zmniejszyć straty do aktualnego lidera klasy Okręgowej. W piętnastu spotkaniach, świerzawianie zanotowali 11 wygranych, 2 remisy oraz 2 porażki.
- Na ostatnim treningu z jednej strony pogratulowałem zawodnikom wyników, ale z drugiej powiedziałem, że czuję niedosyt, ponieważ mieliśmy fajną zaliczkę nad Iskrą Łagów i BKS-em Bolesławiec, lecz gdzieś w tej końcówce ją roztrwoniliśmy. Teraz wicelidera wyprzedzamy tylko dzięki wygranej w bezpośrednim starciu, a BKS traci do nas zaledwie dwa punkty, więc trudno mówić o przewadze, bo jedna kolejka może wszystko zmienić. Trochę nad tym ubolewam, ponieważ mamy bardzo ciężki początek rundy wiosennej. Zaczniemy od meczu z Bolesławcem, później czekają nas trzy mecze wyjazdowe, w tym jeden na boisku wicelidera z Łagowa – powiedział Arkadiusz Paluch, po chwili odnosząc się również do naszej przedsezonowej rozmowy, w której mówił, że miejsce na podium byłoby powodem do radości.
- Trafiały nam się mecze lepsze i słabsze, ale nie można powiedzieć, że złapaliśmy jakiś dołek formy. Przez całą rundę trzymaliśmy przyzwoity poziom, nie przydarzały się serie dwóch czy trzech porażek z rzędu, ale mimo wszystko jest delikatny niedosyt. Jak to mówią, apetyt rośnie w miarę jedzenia. W końcówce przegraliśmy z plagą kontuzji, kartek i chorób, jednak nie będziemy szukać wymówek. Chcieliśmy podium, mamy podium i walczymy dalej.
Początkowo Pogoń szła jak burza, po jedenastu seriach gier legitymując się imponującym bilansem dziesięciu wygranych i jednego remisu z Olimpią Kowary. To właśnie wtedy przewaga nad drugą Iskrą wynosiła pięć punktów, a trzecim BKS-em aż siedem. Później maszyna przestała działać z takim rozmachem, bo lider przyzwyczaił wszystkich do zwycięstw i nawet najmniejsze potknięcia były szeroko komentowane. W ostatnich latach największą bolączką klubu ze Świerzawy była wąska kadra, która przy trudach całego sezonu, odbijała się Paluchowi czkawką. W ostatnich okienkach transferowych zespół jest regularnie wzmacniany, ale finisz rundy jesiennej i tak zaskoczył trenera.
- Nie mogę mieć pretensji do chłopaków, bo załatwiła nas lawina kontuzji. Często mieliśmy z nimi problem, ale zawsze zawodnicy wypadali w pewnych odstępach czasowych. Teraz straciliśmy praktycznie całą linie obrony, ewentualni zastępcy nie zdążyli zaleczyć wcześniejszych urazów i w ostatnim meczu przyszło nam budować zespół bez podstawowego bramkarza, trzech środkowych obrońców oraz jednego bocznego. W linii defensywnej musieliśmy wystawić kontuzjowanych: Marcina Hyndle i Kacpra Łabę, a dodatkowo pomagał im… kontuzjowany środkowy pomocnik – Radek Kurek. Jedynym zdrowym był młodziutki Oskar Okręglicki, który dołączył do nas już w trakcie rozgrywek, bez przepracowanego okresu przygotowawczego i tak na dobrą sprawę dopiero wchodzi do tego zespołu. Wiem, że problemy kadrowe dotyczą też innych drużyn, ale to była naprawdę ciężka sytuacja, ponieważ u nas wypadli prawie wszyscy gracze z jednej formacji, wiec musieliśmy łatać powstałe dziury na przykład graczami drugiej linii, co oczywiście odbijało się na grze całego zespołu. Nasza sytuacja pokazuje, że można mieć przyzwoitą kadrę, a przez taki nieszczęśliwy zbieg okoliczności, w ostatnim meczu na boisko musi wejść Jarek Wiciński, który przez rok nie grał w piłkę, a akurat był u rodziny i poprosiliśmy by usiadł na ławce. Grający z kontuzją Kacper Łaba w końcówce musiał zejść, więc zastąpił go Jarek. Gdyby taka sytuacja miała miejsce dwa sezony temu, kiedy kadra była zdecydowanie szczuplejsza, wyszlibyśmy chyba rezerwami albo oddali mecz walkowerem- przybliżył genezę problemów Paluch.
W poprzednich sezonach Pogoń uchodziła za jeden z nudniejszych zespołów, co nie powinno specjalnie dziwić, gdyż jej zawodnicy z gry defensywnej urządzili prawdziwą sztukę. Punkty zbierali regularnie, ale jeśli ktoś liczył na festiwale bramkowe, to raczej musiał unikać meczów kapeli ze Świerzawy. W trwającej kampanii poprawa widoczna jest gołym okiem, choć spora w tym zasługa GKS-u Warta Bolesławiecka, który przyjął od Pogoni aż dwanaście ciosów. Z GKS-em grali jednak wszyscy i wszyscy mieli okazję podreperować swój dorobek. Mogący pochwalić się najlepszą ofensywą Piast Wykroty, zaaplikował tej drużynie aż trzynaście goli. Poza efektownym 12:1 z Wartą Bolesławiecką, Pogoń potrafiła rozbić Iskrę Łagów (4:1), Olimpię Kamienna Góra (7:1) czy nie dać szans w Pieńsku tamtejszemu Hutnikowi (0:4).
- Na pewno cieszą te statystyki strzeleckie, ale kolejny raz powiem, że jest mały niedosyt. Chociaż jesteśmy drugą defensywą ligi, zaraz za BKS-em, to trochę szkoda tych goli straconych w ostatnich kolejkach. Teraz mamy dużo większe możliwości kadrowe, więc możemy grać odważniej, przejmować kontrolę nad meczem. Wcześniej brakowało graczy dających jakość w ofensywie i bardziej niż na strzelaniu, skupialiśmy się na bronieniu. Dwa sezony temu, na mecie rozgrywek, mieliśmy 41 zdobytych goli, a teraz, w połowie, jest ich już 50. Nie brakowało przekonujących wygranych. O ile mecz z Wartą Bolesławiecką można zapomnieć, ponieważ rywal przyjechał w dziesiątkę, to triumfy nad Olimpią Kamienna Góra, Iskrą Łagów, Włókniarzem Mirsk czy Hutnikiem Pieńsk na jego terenie muszą cieszyć – ocenił trener.
Mało widowiskowy futbol prezentowany przez świerzawian w poprzednich latach, sprawił, że zespół uważany jest za toporny, grający defensywną i fizyczną piłkę. Choć trwające rozgrywki są w wykonaniu Pogoni zupełnie inne, to krytyczne głosy również się pojawiały. Arkadiusz Paluch nie słucha jednak opinii z zewnątrz, bo jak trafnie zauważa, najważniejsze są punkty, a za styl nikt ich jeszcze nie przyznaje.
- Czasami słyszeliśmy, że nic nie gramy, że się bronimy. Ale na przykład jadąc do Bolesławca, taki mieliśmy plan. Stanąć nisko, przytrzymać BKS i kiedy będzie okazja – skontrować. To była pierwsza kolejka, graliśmy na wyjeździe, dlatego nie widziałem najmniejszego sensu by iść z nimi na wymianę ciosów Wszystko poszło po naszej myśli, wróciliśmy z trzema punktami, a kto pamięta w jakim stylu to osiągnęliśmy? Każdy mecz jest inny i wiosną, gdy będziemy grać z Bolesławcem u siebie, raczej nie będę miał zamiaru się koszarować .
W Świerzawie najbardziej żałują punktów straconych w domowym meczu z Olimpią Kowary, gdzie Pogoń prowadziła już 2:0, miała spotkanie pod kontrolą, a mimo to zremisowała. Inna kwestia to kontrowersyjne decyzje podejmowane przez arbitra tego pojedynku, ale dwóch urwanych przez beniaminka „oczek” nikt już liderowi nie odda.
Szkoleniowiec miał powody by wierzyć w swój zespół przed rozpoczęciem rozgrywek, jednak nie ukrywa, że pierwsze miejsce na półmetku zmagań, jest małym szokiem nawet dla niego. W trakcie rundy jesiennej coraz głośniej było słychać głosy mówiące o ewentualnym awansie do IV ligi. Chociaż nie wychodziły one bezpośrednio z klubu, to poprosiliśmy Arkadiusza Palucha by się odniósł do tego tematu.
- Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy w ogóle jesteśmy gotowi na grę klasę wyżej? Czasami awans potrafi wyrządzić więcej złego niż trwanie na niższym poziomie przez kilka lat. Decyzja będzie należeć do zarządu, który czeka sporo pracy, by pozyskać środki potrzebne do występów w IV lidze. Trzeba liczyć siły na zamiary, bo doskonale wiadomo, że Pogoń nie jest finansowym krezusem. Wiadomo, że apetyty zostały rozbudzone, w pewnym momencie mieliśmy naprawdę sporą przewagę i w głowach zawodników musiała gdzieś pojawić się ta myśl o awansie. Nie ma takiej opcji, że wygrywamy ligę, odpuszczając awans, bo w tym klubie są tak ambitni ludzie, że nie dopuściliby do takiej sytuacji. Droga do tego jest jednak bardzo daleka i kręta, więc użyję jednego z ulubionych trenerskich zwrotów – będziemy skupiać się tylko na najbliższym meczu.
Kogo więc Paluch upatruje w roli największych rywali do awansu?
- W mojej opinii dwa najlepsze zespoły w tej lidze to BKS Bolesławiec i Łużyce Lubań. Iskra Łagów gra bardzo żywiołową, ambitną piłkę, opierając się na dobrych zawodnikach w ofensywie, natomiast wspomniana dwójka ma najwięcej jakości i to w nich upatruję głównych kandydatów do awansu – przyznał.
Ostatnie ruchy kadrowe pomogły drużynie, choć jeśli przeanalizujemy grę poszczególnych zawodników, to już tak kolorowo nie będzie. Ostatecznie największym wzmocnieniem z letniego zaciągu był Szymon Szeliga, który po czwartoligowych wojażach w barwach Lotnika Jeżów Sudecki, znów uchodził za kluczowy element układanki trenera.
Największym przegranym rundy jesiennej jest z pewnością Dawid Jadach, na którego bardzo w Świerzawie liczono. Pozyskany z Pogoni Wleń zawodnik doznał kontuzji jeszcze przed pierwszym ligowym starciem i ostatecznie ani razu nie znalazł się w kadrze meczowej.
- Kluczem do sukcesu z pewnością będzie wstrzelenie się z formą na początek rundy wiosennej, ponieważ ten, jak już wspominałem, zapowiada się niezwykle ciężko. Chcemy zakończyć rundę na podium, najlepiej, na którymś z dwóch pierwszych miejsc, jednak jak pokazała końcówka jesieni, trudno wybiegać myślami zbyt daleko w przyszłość, bo możesz zostać brutalnie sprowadzony na ziemię – zakończył Paluch.