Wojownik w drodze po pas zawodowego mistrza KSW
WILKÓW. Kiedy Michał Michalski przegrywał drugą z rzędu walkę w KSW, wiele osób stawiało na nim krzyżyk, poddawało wątpliwości jego obecność w najsilniejszej federacji mieszanych sztuk walki w Polsce, ale jak widać, w tym sporcie wszystko może zmienić się jak w kalejdoskopie. Teraz pochodzący z niewielkiego Wilkowa fighter jest na fali. Przed kilkoma dniami pokonał Aleksandara Rakasa, notując trzeci triumf, a w kuluarach coraz częściej mówi się, że w najbliższym czasie może dostać walkę, której stawką będzie pas KSW.
W rozmowie z Dawidem Graczykiem Michalski opowiedział o ostatnim pojedynku, zmianie klubu, marzeniach związanych z MMA i planach na swoją sportową przyszłość.
Emocje po walce opadły, jesteś po analizie, więc jak na chłodno oceniasz ten pojedynek?
Michał MICHALSKI: Jestem zadowolony. Na początku miałem problem z wyczuciem dystansu, co było spowodowane moim rocznym rozbratem z klatką, ale przebieg samego pojedynku oceniam pozytywnie. Trudno by było inaczej, bo kolejny raz udało się zwyciężyć przed czasem.
W początkowej fazie walki to Twój rywal przeważał w klatce. Taki był plan na tą walkę czy jednak Rakas czymś Cię zaskoczył?
Na pewno nie spodziewałem się tak mocnych sierpów, ale już w klatce zauważyłem, że w każdą akcję wkłada absolutnie maksimum siły i przy takiej taktyce, czas zacznie działać na jego niekorzyść. Chciałem podkręcić tempo w drugiej rundzie, jednak trafiłem rywala wcześniej, więc trzeba było wykorzystać okazję i skończyć walkę jak należy.
Kilka miesięcy temu trafiłeś do Ankos MMA. Jak zmiana klubu i całych przygotowań wpłynęła na Twoją postawę w klatce? Czułeś różnicę już teraz czy na efekty trzeba poczekać nieco dłużej?
Mając za sobą wiele ciężkich sparingów z mocnymi rywalami i zadaniówek pod okiem trenera Andrzeja, podczas walki czułem się dużo pewniej. Myślę, że przez te trzy miesiące zrobiłem progres, jednak nadal się uczę i liczę na dalszy rozwój.
Skąd w ogóle pomysł by zmienić klub?
Mam trzydzieści lat i chcę coś osiągnąć w tym sporcie, a to ostatni dzwonek, czas leci! Postawiłem na rozwój, przeniosłem się do jednego z najlepszych klubów w Polsce i walczę o swoje marzenia. Dzięki sponsorom, kolegom oraz przyjaciołom, którzy mnie wspierają na każdej płaszczyźnie, mam możliwość skupienia się wyłącznie na sobie, na treningach, stąd decyzja o zmianie klubu.
Ty wypoczywasz po walce, a w mediach trwa już trwa dyskusja, z kim stoczysz kolejną. Śledzisz te rewelacje czy się od nich odcinasz?
Powiem szczerze, że na razie staram się absolutnie odciąć od MMA, przynajmniej na chwilę, bo przez ostatnie trzy miesiące żyłem tym właściwie bez przerwy. Chwilę muszę wyluzować, odpocząć i wracam do ciężkiej pracy! Gdzieś tam dochodzą do mnie różne informacje, jednak na razie zupełnie nie przywiązuję do tego wagi.
Obecnie najwyżej stoją akcje trzech zawodników – Romanowski, Kaszubowski i Soldić. Gdyby to zależało od Ciebie, z kim najchętniej wszedłbyś do klatki?
Z Soldiciem! Interesują mnie najwyższe cele, marzeniem jest pas i zrobię wszystko by go zdobyć, a by tego dokonać, muszę pokonać Roberto Soldicia. Wiadomo, że jest bardzo mocnym, agresywnym zawodnikiem, ale to tylko człowiek. Kiedy jak nie teraz? Za dwa lub trzy lata takie zestawienie prawdopodobnie nie miałoby sensu, więc stawiam na aktualnego mistrza kategorii półśredniej.
Czyli możesz powiedzieć, że już dzisiaj jesteś gotowy do walki o pas?
Tak. Dorosłem do tej decyzji zarówno pod względem psychicznym jak i fizycznym. Nie chcę lecieć na jakiejś euforii, bo zanotowałem trzy wygrane z rzędu, staram się wszystko analizować spokojnie, bez emocji i mogę powiedzieć, że jestem gotowy walczyć o pas. Nie mam absolutnie nic do stracenia, a zyskać mogę bardzo wiele. Świat należy do odważnych, nie do wydyganych!
Kibice uwielbiają Twój styl, jednak taka otwarta bitka z Soldiciem mogłaby Ci bardziej zaszkodzić niż pomóc. Jesteś w stanie przestawić się na bardziej zachowawczą i wyrachowaną walkę czy w klatce zawsze muszą być fajerwerki?
No tak, zawsze staram się otwierać na dobrą bitkę! Pojedynek mistrzowski to jednak inna para kaloszy i tutaj nie ma zbyt wiele miejsca na porywające szarże. Wszystko trzeba robić z głową, cierpliwie czekać na swoją szansę, a kiedy rywal popełni najmniejszy błąd, z zimną krwią go wykorzystać.
Ponad trzy lata temu na gali FEN pokonałeś Nassourdine Imavova, który obecnie walczy dla UFC. Gdzieś z tyłu głowy pojawiają się myśli o największej federacji na świecie?
Jak wspomniałem wcześniej, moim marzeniem jest pas KSW i dopiero jeśli założę go na swoje biodra, pomyślę o kolejnych celach. Nie mam już 25 lat, na UFC jestem zwyczajnie za stary, więc zupełnie o tym nie myślę. Jestem tu gdzie jestem i to raczej w KSW będę chciał skończyć karierę. Wiadomo, że gdyby pojawiła się oferta z UFC, rozważyłbym ją, ale aktualnie reprezentuje rodzimą federację i jest mi w niej dobrze.
To na zakończenie powiedz jakie masz plany na tą dalszą i bliższą przyszłość. Kiedy planujesz wrócić do klatki?
Na razie ładuję baterię i odpoczywam. Ten tydzień to totalny reset, a w kolejnym zacznę się lekko ruszać. W tamtym roku kontuzja mocno pokrzyżowała moje plany i nie walczyłem ani razu, ale teraz chciałbym stoczyć trzy pojedynki, oczywiście jeśli zdrowie pozwoli. Jeden już za mną, na kolejny liczę w maju lub czerwcu, a ostatni pod koniec roku.
Dziękuję za rozmowę.
Fot.materiały prasowe KSW