Ratownik w masce widzi tyle co koń z klapkami na oczach
LEGNICA. Gogle, maska, kombinezon, rękawice - ratownicy medyczni w dobie pandemii koronawirusa muszą się zabezpieczać. Ale wszystko to sprawia, że są też w pewien sposób ograniczeni- zwłaszcza za kierownicą karetki. Stąd apel ratowników do innych kierowców, by zwiększyli czujność na widok pojazdów uprzywilejowanych - niezależnie od tego, czy jadą one na sygnale czy nie.
Jak mówią sami ratownicy "nie proszą o czerwony dywan"- proszą o zrozumienie.
- Chodzi tutaj o zwiększenie czujności, zachowanie szczególnej ostrożności, bo założenie tych wszystkich środków ochrony osobistej ogranicza nam widzenie na boki. Nie jesteśmy w stanie spoglądać kątem oka w lusterka i obserwować tego, co dzieje się wokół naszego pojazdu. Można to porównać do tego, jak koniowi zakłada się klapki na oczy, by patrzył tylko na wprost. Stąd nasz apel o to, by kierowcy widząc nas jadących w kombinezonach- zachowali jednak większą czujność - mówi Szymon Czerski z Pogotowia Ratunkowego w Legnicy.
Praca w COVID-owym stroju to nie tylko kwestia ograniczenia widoczności. To wręcz wyzwanie- czasem trwające kilkanaście godzin.
- Takiej pracy nikomu nie życzę. Jest ona bardzo trudna i wymaga kondycji fizycznej, ale i psychicznej. Proszę sobie wyobrazić, że jest się zamkniętym w szczelnym i nieoddychającym kombinezonie, do tego maska, gogle. Nie można się nawet napić, jak zajdzie taka potrzeba, czy zjeść, albo nawet wyjść do toalety. Potrafi się to przeciągnąć do kilku, a nawet kilkunastu godzin. Do tego dochodzi odpowiedzialność, stres, przemęczenie - mówi Andrzej Niemiec, rzecznik prasowy Pogotowia Ratunkowego w Legnicy.